Nie mam czasu, nie robię postępów, opuściłam trening i będę „w tyle” – te i inne wymówki pojawiają się w twojej głowie, gdy tylko zbliża się pora treningu. Tymczasem my rozprawiamy się z największymi wrogami sportu – twoimi wyobrażeniami i negatywnymi myślami. Przeczytaj na głos nasze kontrargumenty, a potem powtarzaj sobie je za każdym razem, gdy tylko wróg pojawi się u wrót.

 

Wróg numer jeden – brak czasu

Brak czasu nie jest autentyczną przeszkodą, lecz wymówką. W praktyce nie ma takich okoliczności życiowych, które uniemożliwiałyby znalezienie 4-5 godzin w tygodniu na uprawianie sportu. Brak czasu jest raczej brakiem umiejętności gospodarowania czasem. Wstań godzinę wcześniej, wykorzystaj przerwę obiadową, wyjdź pobiegać w czasie wieczornego filmu (np. z Chuckiem Norrisem), podziel sobie dzienną dawkę treningu na dwie części (20 minut rano i 20 minut po południu to tyle samo, co 40 minut w dowolnej porze dnia).

 

Wróh numer dwa – przyczyny zdrowotne (choroba, kontuzja, itd.)

Po pierwsze – przerwij treningi aż do pełnego wyzdrowienia. Tu nie ma żartów. Kiedy już będziesz w pełni sił (a przerwa nie będzie bardzo długa), postaraj się wrócić do regularnego biegania, zaczynając jednak od trochę mniejszych dawek niż w planie treningowym. Dopiero po tygodniu zacznij treningi przypadające na dany dzień. Nie przejmuj się – przerwa nie zniszczy pracy, którą wykonałeś wcześniej. I pamiętaj – nie próbuj nadrabiać tego, co straciłeś podczas przerwy. To grozi nową kontuzją, bo Twój organizm przyzwyczajony jest do określonego poziomu wysiłku.

 

Wróg numer trzy – Zniechęcenie (brak motywacji)

To się zdarza. Pogoda pod psem, konflikt w pracy, chore dziecko – wszystko to sprawia, że bieganie nam nie w głowie. Jeśli myśl o wyjściu na przebieżkę napawa Cię wstrętem – nie wychodź. To uczucie minie. Ale lepszym rozwiązaniem jest podjęcie wysiłku i wyjście na dwór. Uwierz lub nie – po kilku pierwszych krokach zapomnisz o swoim zniechęceniu, a nogi same Cię poniosą. Tylko daj sobie szansę.

 

Wróg numer cztery – Opuszczony trening

Mimo najszczerszych chęci opuściłeś jeden z treningów. Nie dramatyzuj, to nie koniec świata. Po prostu trenuj dalej według programu – tak, jakbyś opuszczony trening wykonał. Problem zacznie się dopiero wtedy gdy takich treningów zaczniesz opuszczać coraz więcej.

 

Wróg numer pięć – Brak postępów

To może być silny bodziec negatywny, ale pomyśl: czy dotychczas wykonana praca nie miała kompletnie sensu? Wzmocniłeś serce, płuca, mięśnie, spadło Twoje tętno, pewnie i waga. Jeśli jeszcze nie poczułeś się lepiej psychicznie, to już wkrótce tak się stanie. Nie warto przerywać tego, co zacząłeś. Tym bardziej, że w 9 przypadkach na 10 przełom następuje nagle i niespodziewanie. A jeśli jesteś tym dziesiątym przypadkiem i przełom nie nadejdzie to nie przejmuj się – w przyszłym roku też jest maraton. Nie od razu Rzym zbudowano.

 

Wróg numer sześć – Niezadowolona rodzina

Poważna sprawa. Najlepsze rozwiązanie to bieganie, kiedy wszyscy jeszcze śpią – nie poświęcamy swego czasu przeznaczonego na życie rodzinne (no, trzeba się co prawda wcześniej położyć, ale wcześniejsze pójście spać jest znacznie mniej konfliktogenne niż wyjście na trening), imponujemy ambicją i samodyscypliną, a przy tym od rana jesteśmy pozytywnie naładowani. Inne rozwiązania: bieganie w drodze między wyjściem z pracy, a przyjściem do domu (trudniejsze, wymaga zabrania ze sobą sprzętu sportowego i przebrania się w niego); trening przed snem (trochę mniej efektywny, no i warunki są niesprzyjające). A idealnym (czy raczej: idealistycznym) rozwiązaniem jest oczywiście zachęcenie członków rodziny do wspólnego biegania.

 

Wróg numer siedem – Brak sprzętu

Jedyną prawdziwą przeszkodą może być w tym przypadku brak obuwia biegowego. Nie musimy biegać w koszulce i spodenkach z materiału typu CoolMax czy DryFit, ale dobre buty to ważna sprawa. Jeśli nie chcemy wydawać zbyt wiele na nowe modele to spróbujmy kupić model z roku ubiegłego w sklepach typu “outlet”. Takie sklepy oferują dobre buty biegowe za naprawdę rozsądną cenę. Spróbuj też kupić sprzęt od dystrybutorów na imprezach biegowych – tam ceny są zwykle niższe od sklepowych.

 

Marek Tronina
www.maratonwarszawski.pl

99 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.