Asieh Amini, pochodząca z Iranu i mieszkająca obecnie w Trondheim poetka, dziennikarka i aktywistka, jest przyjaciółką tegorocznej laureatki Pokojowej Nagrody Nobla Narges Mohammadi. Ponieważ Narges odbywa karę więzienia, to jej bliscy są jej głosem na świecie. Asieh opowiada nam o tym, kim jest jej przyjaciółka i co pragnie przekazać światu, gdy zyskuje taką możliwość.

Asieh Amini
Fot: Javad Montazeri

Rozmawiała: Sylwia Skorstad 

Pięćdziesięciojednoletnia Narges Mohammadi, z wykształcenia fizyczka, z wyboru działaczka na rzecz ochrony praw człowieka, jest więzienną recydywistką. Za kratami pisze, wymyśla i prowadzi kampanie, ujmuje się za wszystkimi, których prawa są ograniczane. 6 października za walkę przeciwko uciskowi wobec irańskich kobiet oraz działalność na rzecz promowania praw człowieka oraz wolności dla wszystkich, została uhonorowana Pokojową Nagrodą Nobla.

Sylwia Skorstad: Czy Narges wie, że otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla?

Asieh Amini: Tak, dowiedziała się od współwięźniów. Była mocno zezłoszczona tym, że nie mogła dowiedzieć się inaczej. Tam, gdzie odsiaduje karę, nie można się dodzwonić w weekendy. Jeden z osadzonych w męskiej części miał jednak dostęp do telefonu, przekazał wiadomość żonie odsiadującej karę w kobiecej części więzienia i w końcu gratulacje dotarły do samej Narges. Na początku nie wiedziała, dlaczego ludzie płaczą i chcą ją przytulać

Sylwia Skorstad: Czy ta nagroda coś dla niej zmieni? Myślisz, że będzie jej teraz łatwiej więzieniu, czy wręcz odwrotnie?

Asieh Amini: Czy wiesz, co się stało w przypadku pierwszej irańskiej laureatki tej nagrody, Shirin Ebadi?

Sylwia Skorstad: Powiedz mi.

Asieh Amini: Przejęto cały jej majątek. Nie tylko samą nagrodę, również to, na co wcześniej latami zapracowała jako sędzina i adwokatka. Aresztowano jej siostrę i męża. Mąż torturami został zmuszony do tego, by udzielił na jej temat szkalującego wywiadu. Znam go, wiem, ile znaczyła dla niego rodzina i ile te kłamstwa musiały go kosztować. Potem musieli się rozwieść. Shirin od lat mieszka zagranicą i tam działa, on został w Iranie. Jednak Pokojowa Nagroda Nobla sprawia również, że świat zaczyna się interesować sprawami, którymi się zajmujemy. Daje widoczność, okazję do rozmowy. Gdyby nie nagroda dla Narges, to my dwie nie miałybyśmy okazji, aby spotkać się i porozmawiać o prawach człowieka. Od kilku dni o moją przyjaciółkę pytają mnie ludzie z całego świata i to jest niesamowicie pozytywne. Nie umiem ci powiedzieć, czy Narges będzie teraz trudniej, czy łatwiej, ale na pewno jest to wielka sprawa dla obrońców praw człowieka, całego ruchu, wszystkich aktywistów. Tyrani się inspirują i uczą od siebie, ale obrońcy praw człowieka również. Może Narges za tydzień będzie wolna, tego jej bardzo życzę. Jedno jest pewne – ta nagroda uczyni ją i wszystkie aktywistki na świecie silniejszymi.

Sylwia Skorstad: Czy możesz opowiedzieć, kiedy i gdzie się poznałyście?

Asieh Amini: To było… może w 2001 roku? Trudno teraz pamiętać, bo gdy kogoś poznajesz, to zwykle nie wiesz, że pewnego dnia dostanie Nobla (śmiech). Byłam wtedy dziennikarką w Iranie, ona również. Po raz pierwszy usłyszałam o niej jako „żonie Taghiego Rahmaniego”. Wszyscy go znali, jako aktywista i dziennikarz co i raz trafiał do więzienia, wtedy akurat też odsiadywał wyrok. W tej frazie było zatem coś więcej niż zwyczajowe określanie kobiety poprzez relację wobec mężczyzny – informacja, iż jest związana z intelektualistą więzionym za przekonania. W tamtym czasie zaczęłam się interesować osobami skazanymi na karę śmierci w irańskich więzieniach, szczególnie nieletnimi. Przełomową sprawą była dla mnie stracenie szesnastolatki o imieniu Atefeh. Nie urodziłam się feministką, myślę, że stałam się nią, gdy zaczęłam badać historię tej dziewczyny. Byłam zszokowana, jako osoba dorastająca w liberalnej rodzinie nie zdawałam sobie sprawy, że istnieje w Iranie prawo pozwalające skazać szesnastolatkę na śmierć za jej seksualność, za trzykrotne przyznanie się do relacji z chłopakiem. Napisałam o jej przypadku i choć zajmowałam w gazecie wysoką pozycję, nie pozwolono mi tego opublikować. Tłumaczyłam, że nie chodzi mi o krytykę prawa szariatu, ale obronę praw dziecka, jednak niewiele to dało. Znalazłam wydawcę gdzie indziej. Zaczęłam badać podobne przypadki, udzielać się w ruchach obrońców praw człowieka i feministek. Zacieśniłam współpracę z Shirin Ebadi i Centrum Obrońców Praw Człowieka. To właśnie Shirin zaprosiła do pracy Narges Mohammadi, bo jak mówiła, ta kobieta ma niesamowitą energię do pracy. Nie tylko rozmowy, ale wykonywania zadań praktycznych. W ten sposób, pracując razem nad podobnymi zagadnieniami, stałyśmy się przyjaciółkami.

Sylwia Skorstad: „Przyjaciółka” to ważne słowo…

Asieh Amini: Właśnie o nie zapytała mnie Narges, gdy po raz pierwszy zaprosiła mnie do swojego biura. Spodziewałam się, że tak jak wcześniej przez telefon, będziemy rozmawiały o sprawach uwięzionych, ale nie. Ona od razu wypaliła: „Czemu jeszcze nie zostałyśmy przyjaciółkami?” Wyjaśniła mi, że nas, aktywistek, jest nigdy za wiele i powinnyśmy się trzymać razem. Spotykałyśmy się coraz częściej. Chyba około roku 2007 pojechałyśmy wszystkie razem na konferencję do Afryki i tam jeszcze bardziej zbliżyłyśmy się do siebie. Opowiedziałam im o moich badaniach. Dotarłam do czterdziestu czterech przypadków osób nieletnich skazanych na śmierć za „przestępstwa obyczajowe”. Zaczęłyśmy organizować spotkania i konferencje na ten temat, bo takie egzekucje były wbrew podpisanym przez Iran międzynarodowym umowom. Nowy, konserwatywny rząd traktował nas jak wrogów, zaczęły się ostrzejsze represje. Aresztowano wielu aktywistów, mnie również, o ile dobrze pamiętam, mąż Narges też był wtedy znowu w więzieniu.

Sylwia Skorstad: Pozwól, że zadam ci trywialne i chyba niemądre pytanie – nie bałaś się? Władze mogły ci przecież zaszkodzić na tyle sposobów, twojej rodzinie również. To taki moment, w którym część aktywistów rezygnuje, musi podjąć ciężką i osobistą decyzję, czy narażać siebie i bliskich, czy siedzieć cicho.

Asieh Amini: To wcale nie jest głupie pytanie, to bardzo ważne pytanie. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Prawda jest taka, że będąc w moim kraju, bałam się w każdej sekundzie. Wcale nie uważam się za dzielną osobę. Miałam dziecko, męża, pracę. Aby badać przypadki straceń kobiet i dzieci, pracowałam w wolnym czasie i często musiałam brać bezpłatne wolne. Wszyscy wokół, z wyjątkiem mojego męża, który zawsze udzielał mi ogromnego wsparcia, odradzali mi aktywizm. Tłumaczyli, że chyba postradałam zmysły, jeśli jako matka zajmuję się takimi sprawami. Tylko, że czasami nie masz wyboru. To tak jakbyś została wybrana do danego zadania. Właśnie jako matka nie potrafiłam przestać, ciągle myślałam o tym, co by było, gdyby to się przytrafiło mojemu dziecku. Dziewczyny, o których pisałam, często wychowywały się bez matek. Jednocześnie zastanawiałam się, kiedy i jak dokładnie mnie aresztują, czy wejdą oknem czy drzwiami, czy w dzień czy w nocy. Wielu dzielnych ludzi podejmuje kontrowersyjne decyzje biorąc pod uwagę również możliwy los swoich dzieci. Nie powinniśmy tego oceniać.

Sylwia Skorstad: To skomplikowane.

Asieh Amini: Narges często mówi o dwójce swoich dzieci. Pamiętam jak kiedyś, lata temu, jeszcze zanim się rozdzieli, rozmawiałyśmy przez Skypa. Jej syn miał wtedy cztery lata, podszedł do kamery. Powiedziałam, że wyrasta na przystojnego młodzieńca, a on na to odparował, że w życiu nie chodzi o to, żeby być ładnym, tylko żeby dobrze myśleć. Śmiałyśmy się razem z tego, któraś z nas skomentowała, iż nie da się ukryć, iż ten młodzieniec to krew z jej krwi. Teraz dzieci ze względów bezpieczeństwa mieszkają w Paryżu, a Narges czasem może pisać do nich listy.

W 2011 roku, przed jej kolejnym uwięzieniem, odbyłyśmy ważną rozmowę. Zaproponowałam, by opuściła Iran, chciałam jej w tym pomóc. Odmówiła. Powiedziała, że ktoś musi tam zostać. Przyznam ci się, że poczułam wtedy wstyd, że uciekłam do Norwegii. Zapytałam ją o jej dzieci. Odparła, że myśli o nich, ale nie może wyjechać. Rozumiem to. To nie jest wybór, nie oceniajmy go. Czasami po prostu czujesz, że musisz coś zrobić, inaczej to już nie będziesz ty.

Sylwia Skorstad: Siebie nie określiłabyś jako odważnej, a co z Narges?

Asieh Amini: Ona jest bardzo dzielna. Walczyć jak żołnierz z tyranią to jedna sprawa, w mojej ocenie walka poprzez mówienie prawdy jest jeszcze trudniejsza. Dwa lata temu, kiedy Narges wyszła na jakiś czas na wolność, od razu zadzwoniła z pytaniem, co robię. Odparłam, że staram się żyć swoim życiem. Narges na to, że mowy nie ma, trzeba działać. Zaproponowała spotkanie w mediach społecznościowych, stworzenie grupy na platformie, która nie była wtedy kontrolowana przez rząd. Chciała opowiedzieć o molestowaniu seksualnym w więzieniach. Aktywistki zwykle bronią innych, ale raczej nie mówią o własnych doświadczeniach. Ona to zrobiła. Na wielogodzinnym internetowym spotkaniu było ponad 7000 osób, w tym politycy, obrońcy praw człowieka, byli więźniowie polityczni, mnóstwo kobiet. Kiedy skończyła mówić, wiele kobiet zgłaszało się do wypowiedzi, każda chciała opowiedzieć swoją historię. To było niezwykle pouczające spotkanie, które zainicjowało nowy temat. Kobiety opowiadały o wyrządzonych im krzywdach po raz pierwszy w życiu. Nie zrobiłyby tego, gdyby ona nie dała przykładu. Również z tego powodu myślę, że Narges jest dużo dzielniejsza ode mnie.

Sylwia Skorstad: Opowiedz mi o niej. Wiem już z twoich relacji, że jest bardzo energiczna. Co jeszcze ją wyróżnia?

Asieh Amini: Powiem ci o czymś, co ją by może wkurzyło, ale dla mnie to ważna cecha Narges. Potrafi się zmienić. Ona pochodzi z konserwatywnej rodziny, zawsze nakrywała głowę chustą, nawet, gdy byłyśmy na zagranicznych konferencjach. Odkąd ją uwięziono, zaczęła bardziej podkreślać swoją kobiecość, nawet używać makijażu. Zdejmuje chustę na znak solidarności z dziewczynami, które za taką odmowę straciły życie lub zdrowie. Nigdy wcześniej nie widziałam, jakie ma piękne włosy, a teraz zobacz… (pokazuje zdjęcia w telefonie)… piękne, prawda? Wysyłamy sobie zdjęcia, by ta druga miała pewność, że to autentyczna wiadomość. W tym tygodniu jej adwokat przekazała, że Narges w ogóle odmawia już noszenia hidżabu. Wiem, co chce tym gestem powiedzieć – jestem tu, jestem kobietą, to jest moje ciało, nie uciszycie mnie.

Sylwia Skorstad: Przyznam ci się, że zwykle cichnę, gdy ktoś zaczyna rozmowę o hidżabie, bo czuję, że jako osoba spoza kultury powinnam zachować dystans.

Asieh Amini: Ja jestem „z kultury”, to ja powiem głośno – hidżab to nie jest element kultury, mody czy przyzwyczajenia, to jest element opresji! W wielu krajach nikt nie pyta pięciolatek, czy mają ochotę zakrywać w ten sposób ciało, to nie jest ich wybór. Turystki z Europy jadąc do krajów arabskich zakładają tam chusty, traktując to niemal frywolnie, jako coś zabawnego, intrygującą przebierankę. Ale to w ogóle zabawne nie jest, w Iranie kobiety tracą życie, gdy im się hidżab przekrzywi w miejscu publicznym. Narges to wie, więc wspiera pokrzywdzone kobiety swoją postawą, tak samo jak wspiera przedstawicieli mniejszości etnicznych i religijnych, więźniów skazanych na izolację i ofiary molestowania seksualnego w więzieniach. I nie ma znaczenia, gdzie kto żyje, bo o takie same podstawowe prawa człowieka kobiety walczą w wielu miejscach na świecie. Chcą móc decydować o swoim ciele, to podstawowa wolność.

Sylwia Skorstad: Nie tylko w krajach arabskich. Niedawno odwiedziłaś Polskę, wiesz, że wkrótce w moim rodzinnym kraju odbędą się wybory parlamentarne. Nie wiem jednak czy masz świadomość, że wiele młodych Polek nie zamierza brać udziału w głosowaniu, uważają, że „polityka to nie ich sprawa”. Co byś im powiedziała?

Asieh Amini: Zwróciłabym się do przedstawicielek społeczeństwa obywatelskiego, aktywistek. Nie ustawajcie! Wasza praca polega na pobudzaniu kobiet w Polsce do działania, uświadamianiu im, że warto być aktywną tak samo w życiu codziennym, jak i przy bronieniu swoich praw. Wystarczy moment, żeby stracić podstawowe wolności, które potem trzeba z mozołem odzyskiwać latami. Historia dzieje się teraz, nie da się potem cofnąć czasu. Dziewczyny, musicie wykorzystać ten moment, to wasze zadanie! Europejki zdają się myśleć, że okay, wszystko już mamy, niech tak zostanie. Tylko że nie zostanie, samo się nie zrobi! Biernością wolności nie obronisz. O wolność trzeba dbać, żeby jej nie stracić. Jeśli któraś z was myśli, że polityka jej nie dotyczy, trzeba mieć tylko dobre życie prywatne, to uwierzcie mi – ktoś wam to życie prywatne zechce uregulować, bo żyjecie w społeczeństwie rządzonym przez prawa, a nie na bezludnej wyspie. Ktoś wam może, tak jak nam, zmienić prawo w ciągu jednego dnia, bez konsultacji, w środku nocy. Następnego ranka możecie nawet nie być świadome, że „uregulowali” wam „sprawy prywatne” – seksualność, obyczajowość, nawet ubiór. Wykorzystajcie zatem swój czas, Narges powiedziałaby wam to samo.

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.