Czy znasz piękną książkę Eleanor Hodgman Porter „Pollyanna”? Pewno tak.  Największą szansę mają najmłodsze z nas, ponieważ ich dzieciństwo przypadło na okres, gdy ta książka zagościła u nas na stałe.

 

Ze zdziwieniem przeczytałam, że ponoć książkę tę wydano w Polsce po 1956 roku. Dlaczego zatem poznałam ją dopiero w osiemdziesiątych latach w Kanadzie?  Może nie było jej w moich bibliotekach. A może nakład nie wytrzymał próby czasu. Za to dodruki „Naszej szkapy”, „Łyska z pokładu Idy”, „Antka”, „Drugiej bramy” czy innych opisujących rzeczywistość – minioną, ale polską – zasmucały nam życie. Czytało się je w ramach szkolnej lektury.

 

Przepis na Polaka

Dodajmy do tego historię „Chrystusa narodów” i siermiężną rzeczywistość prawie półwiecza w Polsce i mamy gotowy przepis na Polaka. Jesteśmy narodem raczej smutnym. Wystarczy udać się w Wielkanoc do kościoła, by posłuchać jak się Polacy radują, że „wesoły nam dzieeeń dziś nastał”. Lubimy się zamartwiać i spodziewać wszystkiego najgorszego, a trawa zwykle ładniejsza jest u sąsiada.

 

Prym wiodą tu kobiety. Jako młode dziewczynki zamartwiamy się wyglądem i tym, że „Zosia mnie nie lubi”, potem histeryzujemy, że nie zdamy matury, a jak już mamy dzieci, albo i wnuki,  to… dopiero powodów do zmartwień! Potrafimy myśleć o nich tak intensywnie przed snem, że ten nie chce przyjść. Moje ulubione ostatnio przykłady to matka kilkunastomiesięcznej Julki, która lubi pomartwić się przed snem na temat „za kogo ta Jula wyjdzie za mąż, przecież ci faceci są coraz gorsi”  i słuchaczka Uniwersytetu III Wieku, która uprawia smutne rozmyślania z gatunku „jak te dzieci poradzą sobie w kryzysie”. I zapewniam, w obu wypadkach nie są to liczne warianty dobrych rozwiązań; owszem, liczne… tylko wprost przeciwnie.

 

Pomyślę o tym jutro

Natychmiast przypomina mi się postawa Scarlett O’Hara z „Przeminęło z wiatrem”, która – nie będąc ideałem – wśród zalet miała tę, że potrafiła odrzucać złe myśli; „pomyślę o tym jutro” mówiła i zajmowała się czymś przyjemniejszym lub praktyczniejszym.

 

Jestem wielką orędowniczką pozytywnego myślenia, szczególnie wśród kobiet. Mężczyźni, szybciej podejmujący działania – z racji linearnego, sekwencyjnego przyswajania informacji – mają mniej czasu na zamartwianie się. Złośliwsze feministki twierdzą, że to dlatego, iż „mało co ich obchodzi”. Może i tak, jednak działając, koncentrują się na akcji i zajęty przetwarzaniem informacji  mózg nie ma czasu dopuszczać do siebie negatywnych myśli. Kobiety przyswajają informacje falowo i ze wszystkich stron. To dobrze – mają ich więcej. Warto jednak zadbać o to, by skrócić przerwy pomiędzy zbieraniem wiadomości a działaniem. Czasem lepiej jest popełnić błąd, niż pozwalać na dochodzenie do głosu lękom, obawom i zwątpieniu…

 

Z czego składa się świat?

Wtedy grozi nam, że nie zrobimy nic, albo w myśl „prawa przyciągania” według jakiego – zgadzają się z tym nawet niektórzy fizycy kwantowi – operuje świat,  przyciągniemy złe zdarzenia.  To pierwsza rzecz jaką możemy zrobić dla bardziej pozytywnego sposobu myślenia i skutecznego działania. Możemy również świadomie programować swoją niezbyt pozytywnie zaprogramowaną podświadomość. Czytajmy ciepłe pozytywne książki o życiu kobiet! To nic, że najczęściej krytycy nie zaliczają ich do wielkiej literatury. Eustachy Rylski w zbiorze esejów „Po śniadaniu”  napisał: „w przepełnionym świecie nasz ból istnienia, a któż go nie doświadcza poza durniami, jest coraz samotniejszy”. Tak oto subtelnie dał do zrozumienia, że świat jednakowoż raczej z durniów radosnych się składa.  Jakież to polskie, jakież intelektualne i jakież… bliskie kobiecie. Nic dziwnego, że w innym miejscu autor pisze „Poza wyjątkami, moja skłonność do ryzyka, wszelkiego ryzyka, ograniczała się do ryzyka jego niepodejmowania.”  To naturalne. Boi się ryzyka, ktoś, kto negatywnie myśli. I nie zdaje sobie nawet sprawy, że nie ryzykując, ryzykuje najbardziej.

 

Wielki Post – 30 dni bez telewizora

W ramach pozytywnego programowania podświadomości wyłączmy telewizory, gdy przekazują wybiórczo złe informacje ze świata, pokazując zbrodniarzy, chuliganów i oszustów. Znacznie lepiej porozmawiać życzliwie… przy małej czarnej. Po 30 dniach bez telewizora ludzie są nie tylko bardziej pogodni, ale również bardziej skuteczni – lepiej sprzedają, pracują, radzą sobie w domu.  Wspólnie z moimi klientami robiliśmy takie eksperymenty.

 

Psychologiczna wartość słowa

George Orwell, autor „Roku 1984” powiedział: „Jeżeli myślenie degeneruje język, to język degeneruje myślenie”. To prawda, słowa oprócz treści, zakresu rzeczywistości jakiej są przyporządkowane, mają „wartość psychologiczną”. Tak nazywam  emocjonalny zakres słowa.  „Zły”, „straszny”, „okropny” niesie inny ładunek niż „dobry”, „kobieta” inny niż „baba”, „praca” inny niż „robota”, a „masakra” inny niż „ekstaza”.  Nie ma znaczenia co ma wyrażać dane słowo, zakres emocjonalny jest mu przypisany na stałe.  „Fajna baba”, to zawsze baba. „Robota” nawet pieszczotliwie powiedziana traci swój pozytywny charakter. A „masakra”? To chyba oczywiste!  Im więcej wyrazów z negatywną wartością psychologiczną zapada w naszą podświadomość, tym ona „smutniejsza” i tym trudniej jej z nami współpracować w pozytywny sposób; zwłaszcza, gdy przed nami trudniejsze zadanie,  albo my same jesteśmy w gorszej formie. Wtedy trzeba się szczególnie mobilizować i działać z entuzjazmem, a tu do głosu dochodzą lęki, obawy, zwątpienia albo choćby więcej wysiłku wymaga pewny siebie, zdecydowany wygląd. I uśmiechać się szczerze do klientów, pracowników, szefów, dzieci też nie jest łatwo, kiedy mamy minorowy program na życie.

 


Uczmy się od Pollyanny!

Zaliczam się do grona tych szczęśliwych, co to bólu zbytnio nie kontemplują, a  raczej działają w kierunku zlikwidowania go wszędzie tam, gdzie to możliwe i pogodzenia się z nim, gdzie sytuacja tego wymaga. Nauczyła mnie tego między innymi Pollyanna. Uczmy się od niej! Uczmy się od innych bohaterek książek i filmów, które myśląc pozytywnie, brały życie w swoje ręce w różnych trudnych chwilach:  od Ani z Zielonego Wzgórza i od Scarlett, od Judyty (Grochola), od Gosi (Kalicińska), od Superbaby  (Lind) czy od Pani Róży (Schmitt ).

 

Te kobiety w każdej sytuacji widziały coś dobrego i potrafiły dojrzeć szanse dla innych lub siebie. Znajdowały powód do śmiechu czy radości nawet w niewesołych sytuacjach. Pozytywne myślenie nie polega na oszukiwaniu siebie, na udawaniu, że wszystko jest dobrze i będzie jeszcze lepiej. To odnajdowanie w złożonej rzeczywistości, tych lepszych, służących dobru czy rozwojowi elementów. Pozwala niemiłą sytuację, zamienić na… przynajmniej pożyteczną. Pada, jest mokro i pochmurno? Taka pogoda potrzebna jest roślinom, ziemi, producentom parasolek. A ja mam parasolkę, albo samochód, albo blisko do pracy albo w ogóle nie muszę wychodzić, a płomień świecy uprzyjemni nastrój. Nie mam parasolki, samochodu, czekam na autobus na przystanku bez wiaty? Cóż, może wpłynie to dobrze na moją cerę? Ponoć Angielkom mgła i deszcze dobrze robią. A nawet jak nie wpłynie, to pogodnie koncentrując się na swoim wnętrzu,  ćwiczę charakter – tolerancję, wytrzymałość, cierpliwość…  Jestem na urlopie i jest chłodno. Świetna pogoda na wycieczki! Wreszcie poczytam. Los zadbał o zdrowie mojej skóry. Zwolniono mnie pracy? Dobrze , że mam oszczędności. Nie mam? No to mam lekcję, że należy je mieć. Nie lubiłam swojej pracy, przecież nawet mówiłam, że chcę ją zmienić – jest szansa. Tym razem poszukam staranniej, bardziej dopasuje ją do swoich potrzeb.  Kryzys? Chiński znak tego słowa oznacza zagrożenie ale i szansę. Uwzględnię zagrożenie i wykorzystam szansę. To dobry czas na szkolenia, także na odpoczynek. Oczyszcza się rynek – zostają najlepsi. To przeniesienie aktywności gospodarczej z jednych sektorów do innych. Może poszukam tych, co nie boją się kryzysu? A za jego sprawą sporo dobrego zadziało się w międzynarodowej polityce. Jasna wróżba na przyszłość.  I tak dalej, w różnych sytuacjach. Myśląc pozytywnie, oczekujemy zdarzeń sprzyjających naszym celom, a kiedy okazuje się inaczej, staramy się jednak dostrzec to co dobre,  ładne i przyjemne, a w ostateczności uruchamiamy zabawę w „cieszę się, że…”

 

Prowadź „pozytywny pamiętnik”

Warto dwa tygodnie wieczorem zapisywać 40 pozytywnych wydarzeń minionego dnia. To kieruje nasze zainteresowanie we właściwa stronę, niejako zmienia perspektywę – szukamy pozytywów.

 

Postępując w taki sposób szybko zauważysz, jak Twoje życie staje się coraz lepsze, pod każdym względem, Usłyszysz pewno parę razy „nie bądź taka Pollyanna”, czyli zejdź na ziemię – bądź realistką (czytaj pesymistką); ja słyszałam. Ale już nie słyszę! Moi znajomi widzą, że miałam rację spodziewając się wszystkiego najlepszego. Twoi również to zobaczą.

 

 

Iwona Majewska – Opiełka
psycholog, założycielka Akademii Skutecznego Działania,
trenerka liderów, tłumaczka,
autorka wielu książek, min.: „Czas kobiet”, „Droga do siebie”
prowadzi blog: www.majewska-opielka.pl

34 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.