Maja Cylwik – trenerka personalna w akcji społecznej „Odchudzamy Polskę z Evą Lawrence” – przez lata uprawiała wioślarstwo i zdobywała medale. Dziś łączy pracę zawodową i pasję do sportu. Trenuje grupę kobiet, motywuje je do zmian i osiąga sukcesy. Jak jej zdaniem wygląda kobieca strona sportu i odchudzania? Jak zmienia się nawyki żywieniowe i osiąga zamierzony cel – nie tylko na wadze?

Rozmawiała: Antonina Majewska, zdjęcia: archiwum prywatne 

trenerCo sprawiło, że zdecydowałaś się wziąć udział w akcji „Odchudzamy Polskę..”? 

Jestem osobą ciekawą świata, żądną sportowych przygód, nowych wyzwań. Mam mnóstwo pomysłów. Uwielbiam robić coś nowego, co dobrze wpływa na mnie, a przy tym daje możliwość zmiany na lepsze otoczenia. Stąd też mój udział jako trenerki w akcji „Odchudzamy Polskę z Evą Lawrence.” Urzekła mnie misja projektu i jego społeczny wymiar. W „Odchudzamy Polskę… ” mamy 100 świetnych trenerów z różnych dyscyplin sportu, specjalistów i miłośników różnych form aktywności. Każdy z trenerów jest inny, ale wszyscy mamy jeden cel – wykształcenie zdrowych nawyków u swoich podopiecznych, które wiążą się z aktywnością fizyczną i odżywianiem. Mamy na to 21 dni, które bezpłatnie poświęcamy swoim podopiecznym.

U mnie to wszystko połączyło się w całość. Kocham sport, zdrowe podejście do życia, pracę z ludźmi, lubię nieść pomoc w mądry, profesjonalny, ale i radosny sposób, stąd też moje społeczne zaangażowanie.

W mediach społecznościowych „Odchudzamy Polskę z Evą Lawrence” pokazujecie efekty swojej pracy – relacje z treningów, zdjęcia przed i po metamorfozie swoich podopiecznych. To doskonały sposób, by zmotywować kolejne osoby do podjęcia decyzji pracy nad sobą. Czy tak się dzieje? Czy można zarazić innych dobrą energią, zachęcić do zmian?

Tak, to naprawdę działa! Opowiem na przykładzie mojego projektowego teamu „Odchudzamy Polskę z Evą Lawrence”, do którego dołączyły dwie cudowne kobiety Karina i Ula. Treningi zapoczątkowały w mojej grupie, którą stworzyłam w wakacje. Pomyślałam: Stworzę ekipę treningową!, opisałam swoje plany w poście, dodałam znajome panie. Odzew był duży, co mnie niezmiernie cieszyło. Nie miałyśmy sprzętu, więc trenowałyśmy przy jeziorze w pięknym Wałczu, wykorzystując teren: ławki, krawężniki, butelki wody, cegłówki, skakankę, ciężar własnego ciała, a nawet kłody drzew. Kiedy planowałam trening obwodowy, pisałam nazwy ćwiczeń na kartkach, które przygniatałam do ziemi kamyczkiem. Nie miałyśmy mat, kładłyśmy się na pięknej zielonej trawie, ale było bardzo przyjemnie i klimatycznie. Słychać było tylko licznik w tle i muzykę z głośnika, ale na twarzach każdej z kobiet widziałam uśmiech:)

To było coś niesamowitego. Byłam dumna i szczęśliwa, że moim dziewczynom się podoba. Widziałam to i czułam. Często pytałam swoje podopieczne: który trening podobał wam się najbardziej? i starałam się dopasować tak plany, by dziewczyny były zadowolone. Czuwałam nad nimi, obserwowałam je, poprawiałam technikę. Czasami tylko musiałam krzyknąć, puszczając przy tym oczko do dziewczyn i uśmiechając się.

Karina i Ula po treningach w grupie chciały więcej i zdecydowały się na udział w projekcie „Odchudzamy Polskę z Evą Lawrence”. Rozpoczęłyśmy treningi indywidualne – najpierw w terenie, a kiedy zrobiło się zimno – na sali treningowej.

Często się uśmiechasz. Nie jesteś więc trenerką z grupy tych tupiących nogą?

Rzadko tupię nogą, wolę uśmiech. Być może dlatego, że jestem byłym sportowcem. Trenowałam wyczynowo wioślarstwo przez 7 lat. Miałam w tym czasie dużo ciężkich treningów, obozów i zawodów. Obozy reprezentacji Polski nie należały do najłatwiejszych, ale wiedziałam, że tylko dzięki ciężkiej pracy można osiągnąć sukces. Teraz nie walczę o Mistrzostwo Polski, Europy czy świata, tylko o coś zupełnie innego. O zmianę nawyków swoich podopiecznych pod kątem sylwetki, samopoczucia, o podwyższenie ich poczucia wartości – to wspaniała praca i wyzwanie, dlatego uśmiech z mojej twarzy nie znika. Widząc tak zmotywowane osoby, wiem, że świat zmierza ku dobremu.

A jakie są największe trudności w pracy z podopiecznymi?

Największą jest zazwyczaj złe samopoczucie lub choroba podopiecznych lub trenera. Nie zapominajmy, że trener też jest człowiekiem. Podczas niektórych treningów w terenie miałyśmy gorsze warunki – prawdziwe ulewy i wiatr. Wtedy trzeba przerwać pracę. Trening to przede wszystkim bezpieczeństwo i odpowiedzialność.

Każdy człowiek jest inny, każdy mężczyzna i kobieta również. Mamy jednak kilka cech wspólnych zależnych od płci. Powiedz szczerze, jak pracuje się z kobietami? 

Zawsze jestem szczera – to popłaca – tak w życiu, jak w moich kontaktach z podopiecznymi. Myślę, że zarówno kobiety, jak i mężczyźni mają w sobie „żyłkę sportowca” i ogromną determinację w dążeniu do celu. Natomiast przez cały okres swojej sportowej przygody zdążyłam zauważyć, że często zdarza się tzw. „słomiany zapał”. To jest normalne i zrozumiałe. Wiem to po sobie. Miewałam taki okres w życiu, kiedy chciałam coś zrobić, ale trwało to bardzo krótko. Pomimo zapału, jaki miałam, po prostu czasami odpuszczałam. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, że wszystko, co robię, zależy w głównej mierze ode mnie. Nauczyłam się współpracować ze sobą, słuchać własnych myśli i ciała. Zaczęłam działać na sto procent. Teraz wyznaję zasadę albo to, albo NIC, tak jak było w wioślarstwie. Czasami w życiu muszą zdarzyć się rzeczy, które dadzą nam jeszcze większego kopniaka, ale dzięki temu stajemy się silniejsi. Często też pomaga impuls zewnętrzny, potrzebujemy trenera, motywatora, osoby, która będzie przy nas, która będzie prowadziła nas pod rękę i kierowała. Nie ma co się wstydzić (śmiech).

Nie każdy urodził się sportowcem.

To prawda, nie u każdego sport grał pierwsze skrzypce. Nie każdy się na tym zna i bardzo dobrze. Byłoby nudno na świecie, jeżeli dookoła byliby sami sportowcy i trenerzy. Jako kobieta wiem, że my dziewczyny miewamy gorsze dni. Wstajemy lewą nogą, mamy chrapkę na coś słodkiego, nie mamy „dnia na trening”. Czy to znaczy, że coś z nami nie tak? Że jesteśmy gorsze? Absolutnie nie! Tak  po prostu jest i trzeba ten dzień przetrwać.

Jak działasz w takie dni?

Przede wszystkim jem coś baaaardzo słodkiego, puszczam Tinę Turner na słuchawkach, wskakuje w dres i idę na trening. Tam już zmieniam repertuar na muzykę z „Gladiatora.” Zawsze przed startem na zawodach bardzo mnie motywowała, ma w sobie niesamowitą moc. Podczas ćwiczeń myślę tylko o tym, co jest tu i teraz. Staram się po prostu wyżyć, co świetnie przekłada się na efektywność treningu. Na wieczór zostawiam sobie przyjemny serial i… do spania. I pamiętam, aby na drugi dzień wstać prawą nogą. Nie można myśleć, że jeżeli pozwolimy sobie na ulubionego batona, to już jesteśmy skreślone. Nie!

Nie dajmy się zwariować. Skoro w dzień nie schudniesz, to od jednego batona nie przytyjesz. Ale pamiętajmy, że takie „grzeszki” dają o sobie znać w kryzysowych sytuacjach. Jeżeli już podejmujesz się wyzwania i masz w głowie cel, to sama powinnaś wiedzieć, czy chipsy, cukierki i pizza to dobry pomysł i czy aby na pewno zbliża cię to do twoich marzeń.

Na co zwracasz uwagę w podejściu do podopiecznych? Jak budujesz ich zaufanie? Co twoim zdaniem jest najważniejsze w relacji trener-podopieczny? 

Moim zdaniem w relacji trener-podopieczny najważniejsze jest zaufanie i swoboda. Trener musi wzbudzać respekt, ale nie strach. Podopieczny z kolei powinien być szczery – mówić o tym, co go boli, jak się czuje, co mu się nie podoba, a co lubi. A u nas trenerów ważną cechą jest wyrozumiałość i umiejętność słuchania. Nie zawsze będzie tak, jakbyśmy chcieli i jak sobie zaplanujemy.

Staram się podchodzić indywidualnie do moich bohaterów. Nie wrzucać ich do jednego worka. Wiem, że jeden potrafi od razu, a drugiemu trzeba dwa razy wytłumaczyć. To nic złego. Po to jestem, a tłumaczyć lubię. W swojej grupie udało mi się stworzyć bardzo przyjazną i luźną atmosferę. O to mi chodziło.

Jestem osobą wesołą i uśmiechnięta i tym chcę zarażać innych. Lubię żartować, co też ma wpływ na atmosferę na treningu. Widzę, że kobiety z mojej grupy również dobrze się czują w swoim towarzystwie. Nie ma „gwiazdorzenia” patrzenia spod byka, komentowania pod nosem. O nie! Nigdy na to nie pozwolę. (śmiech)

Jestem dumna i szczęśliwa, że mam tak wspaniałe osoby obok siebie. Tak zmotywowane, a przy tym wyjątkowe. Dlatego uważam, że wiele zależy od trenera i jego zaangażowania. Jestem z tych, co się nie poddają i tego samego uczę swoich podopiecznych. Począwszy od wykonywania ćwiczenia do ostatnich sekund po wytrwanie w swoich postanowieniach. Z doświadczenia wiem, że sport sprawia, że stajesz się „niezniszczalny” w życiu prywatnym.

Z jakich cech swoich podopiecznych jesteś najbardziej dumna? I jakie masz wobec do nich plany na przyszłość? 

Najbardziej podoba mi się ich wytrwałość. Bez tego niestety nic by się nie udało. To jedna z najważniejszych cech w chwili podejmowania jakiegokolwiek wyzwania. Cieszy mnie zmiana w sposobie ich myślenia, podejścia, techniki ćwiczeń. Jeżeli chodzi o moje dziewczyny z projektu „Odchudzamy Polskę” – Karinę i Ulę to na ten czas mamy przerwę od treningów stacjonarnych, ale nie od aktywności. Dziewczyny będą działały nadal pod moim okiem, zgodnie z wytycznymi, ale w warunkach domowych. Mam nadzieje, że już niedługo wrócimy na właściwe tory. Wierzę, że to cisza przed burzą i czeka nas coś wieeeelkiego.

A jakie mam plany? Chciałabym, aby wszystko wróciło do normalności, z resztą sobie poradzimy. Zorganizowałam właśnie konkurs na Instagramie, w którym wygraną jest udział w projekcie „Odchudzamy Polskę…” pod moim okiem. Jest o co walczyć i mam nadzieję, że znajdzie się kolejny szczęśliwiec, który zmieni swoje życie. Serdecznie zapraszam.

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.