Pierwsza biografia barda warszawskiej ulicy, więźnia obozów koncentracyjnych
i niesfornego pensjonariusza sanatoriów to książka tak samo nietuzinkowa
jak jej bohater.

Tekst: Sylwia Skorstad

Stanisław Grzesiuk był jednym z bohaterów mojego dzieciństwa. Tak, jak Winnetou czy Tomek Wilmowski, a jednocześnie w zupełnie inny sposób. Był przecież prawdziwy. Przeżył to, czego nikt nigdy nie powinien doświadczyć. I przetrwał.
Nie umiałam tego wyrazić słowami, ale niezmiernie imponowały mi jego nieustępliwa wola przetrwania, brawura, charyzma i zapisane w każdej komórce ciała przekonanie, że „wszystko jest dla ludzi”, wszystko da się przetrzymać, choćby to było pięć lat kacetu czy operacja bardziej przypominająca średniowieczne tortury niż metodę terapii.


Jego wspomnieniowe powieści: „Boso, ale w ostrogach”, „Pięć lat kacetu”
i „Na marginesie życia” być może nie były najlepszą lekturą dla nastolatki.
Były brutalne, straszne, makabryczne, pełne drastycznych szczegółów. Czytałam je
po kilka razy, po raz pierwszy zachęcona do lektury przez ojca, potem już dla własnej przyjemności. Bo w powieściach Grzesiuka przyjaźń kwitła na kamieniach.
Zadziorny robotnik ratował życie warszawskiego inteligenta, by stworzyć z nim braterską więź na całe życie. Czerniakowskie łobuzy gotowe były iść w ogień za swoją ferajną. Umierający na gruźlicę człowiek zabawiał innych chorych anegdotami i grą
na bandżoli. Czytając Grzesiuka, dowiadywałam się, że wszystko, absolutnie wszystko jest możliwe. Bo człowiek jest mocny.

Biografia „króla życia” napisana przez Bartosza Janiszewskiego była więc dla mnie lekturą szczególną. Jak pociąg do przeszłości, sentymentalna, pełna wzruszeń
i śmiechu podróż. Cóż z tego, że do piekła.

Kulisy powstania kultowych powieści

Dla miłośników książek
lub utworów Grzesiuka
jego biografia powinna być lekturą obowiązkową.
Fani znajdą w niej mało znane teksty, kulisy publikacji, zaskakujące fakty i dalsze losy niektórych bohaterów powieści. Jednak „Grzesiuk. Król życia” to pozycja
nie tylko dla wielbicieli „Balu na Gnojnej” czy „Boso, ale w ostrogach”.  Bartosz Janiszewski pisze
z dużym wyczuciem,
empatią i humorem, wie, jak rozłożyć akcenty,
by przykuć uwagę czytelnika. Unika częstego błędu biografów, jakim jest kronikarskie podejście
do tematu, skłaniające do drobiazgowego opisywania wszystkich etapów życia bohatera. Opowiada o tym, jak prosty chłopak wywodzący się z szemranych dzielnic stolicy stał się legendą.

Autor nie kreuje Grzesiuka na bohatera, nie wybiela go. Opisuje szalone,
alkoholowe eskapady, przykłady braku odpowiedzialności oraz kontrowersje związane z publikacją niektórych wspomnień. Nie pomija skomplikowanych relacji rodzinnych, w tym specyficznego kontaktu z zapatrzoną w niego matką, małżeństwa dalekiego
od zasad partnerstwa czy karczemnych kłótni z rodzeństwem. Janiszewski nie ukrywa, że bohater jego powieści był niezdyscyplinowanym leserem, awanturnikiem
i zawadiaką. I w niczym nie zmienia to faktu, że w tym samym czasie bard z ulicy Tatrzańskiej był wulkanem dobrej energii, nieuleczalnym optymistą oraz artystą jedynym w swoim rodzaju. Powieści, które potem znikały z półek jak świeże bułeczki, pisał w sanatoryjnym łóżku przy świetle lampki, bazgrząc ołówkiem w wyproszonych u pielęgniarek zeszytach. Gdy zaniósł swoje bruliony do wydawnictwa,
wzbudził zgorszenie fatalną ortografią. Na szczęście zdecydowano się je opublikować. Kto jeszcze nie czytał, niech poszuka w bibliotekach. Warto.

„Grzesiuk. Król życia”, Bartosz Janiszewski, Wydawnictwo Prószyński i S-ka

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.