Najpoważniejszą chorobą XXI wieku nie jest, jakby się mogło wydawać, głupota, ale lęk – paraliżujący, ogłuszający, paniczny. Lęk o zdrowie, dzieci, miłość męża, pracę. Lęk o pieniądze, niespełnienie, lęk przed samotnością, starością i śmiercią. Ten, kto się nie boi, jest odważny, może czerpać garściami od życia albo czerpać życie.
Dla niektórych mężczyzn i kobiet powołanie jednego dziecka na świat to szczyt odwagi, to jak wejście Martyny Wojciechowskiej na Mont Everest zimą. Ten wyczyn zdarza się raz i długo się o nim pamięta, albo raczej on nie daje o sobie zapomnieć. Ale są też tacy, którym jednorazowa wyprawa nie wystarcza, schodząc z góry, już myślą o następnej. Pracują, żyją niby normalnie, ale jest w nich tęsknota za nową podróżą. Bo dziecko jest jak podróż, w nieznane, w nieokiełznane, w niebezpieczne, które, kiedy już jesteśmy na szlaku, staje się wyzwaniem, próbą, sprawdzianem. Nic nie daje takich doznań jak kształtowanie nowego człowieka.
Bezpiecznia „emerytura”
A teraz skok do przeszłości. Dawniej życie w rodzinie wielopokoleniowej i wielodzietnej było czymś normalnym. O bogactwie domu świadczyły dzieci, nie pieniądze. Nowe życie traktowano jak błogosławieństwo od losu, jak pomoc dla domu, wsparcie i pociechę na stare lata. Nie było lepszej polisy ubezpieczeniowej – niezawodnej, gwarantowanej, stałej. Każde kolejne dziecko zwiększało szanse na bezpieczną „emeryturę”. Dzisiaj takie myślenie jest coraz rzadsze. Wolimy zaufać ZUS-owi i niepewnej lokacie bankowej niż staremu, sprawdzonemu i jakże przyjemnemu sposobowi. Gość na portalu Interia 360 stopni w komentarzu do artykułu o rodzinach wielodzietnych napisał: (…) Ja co miesiąc płacę około 8 tyś. podatku dochodowego i nie uważam, że jest to wydane na rodziny wielodzietne. Raczej są to pieniądze marnowane na różnych szczeblach administracji państwowej. Marek, właściciel małej firmy, nie owija w bawełnę: Każde dziecko to większa szansa na bezpieczną starość. Z Piotrem i jego rodziną podróżujemy po Polsce, Wandzia regularnie uzupełnia nam zapasy w spiżarni, a Ania to nasz domowy lekarz. Z najmłodszym synem Frankiem jeszcze mieszkamy, ale jego narzeczona mówi, że po ślubie nigdzie się stąd nie ruszy. Wiem, że to, co mam, jest bezgotówkowym zwrotem za czas poświęcony dzieciom, wspólne odrabianie lekcji, rozwiązywanie sercowych dylematów.
II wojna rozbiła rodzinę. W walce ginęli dziadkowie, ojcowie, a kobiety przejmowały rolę mężczyzn. Musiały pracować, aby utrzymać dzieci. Były zmęczone i sfrustrowane. To nie był przecież ich wybór, ale życiowa konieczność. Z czasem ten wymuszony sposób życia stał się normą. Kobiety pracowały, bo musiały, nie dlatego, że chciały. Czy dzisiaj tak wiele się zmieniło? Chciałabym zobaczyć badania społeczne, które pokazałyby, ile kobiet, gdyby miały zapewniony godziwy byt, nadal chciałoby pracować. Jestem stałą bywalczynią placów zabaw i hobbystycznie bawię się w socjologa. Największą grupę opiekunek stanowią nianie, to jakieś 50 %, babcie 20%, mamy 20%, pozostali opiekunowie to tatusiowie, „wypożyczone” jednorazowo ciocie czy starsze rodzeństwo. Mamy pracują, ale w dużej mierze nie dlatego, że chcą, ale dlatego, że muszą. Być może również dlatego boimy się dużych rodzin, bo próbując je utrzymać na jako takim poziomie, zaczynamy się od siebie oddalać. Owszem, dzieci mają dużo, ale nie tego co najważniejsze. Brakuje im uwagi i obecności rodziców.
Odpowiedzialne rodzicielstwo
Bardzo popularne stało się hasło odpowiedzialnego rodzicielstwa, lecz co ono właściwie znaczy? Że jedno, góra dwoje dzieci da się dobrze wychować, a reszty nie? Że dziecko bez regularnej dostawy nowych ubrań i wielu dodatkowych zajęć będzie społecznie upośledzone, będzie miało gorszy start? Nie ukrywajmy, mając pieniądze, łatwiej zorganizować wolny czas dziecku, zapisać na wiele „niezbędnych” zajęć i uwolnić się od męczącego „balastu”.
Ania to mama trójki pociech w wieku 7, 5 i 2 lat. Jej mąż pracuje na uczelni, ona próbuje rozkręcić własny internetowy biznes. Na pełnoetatowy wymiar pracy nie dam się namówić, mimo że pieniądze bardzo by się przydały. Starsi chłopcy chodzą jedynie na dodatkowe zajęcia sportowe, ale i tak nasz domowy budżet pęka w szwach. Sama organizuję zajęcia dla najmłodszej córeczki w domu, aby jak najlepiej przygotować ją do debiutu w przedszkolu. Z chłopcami ćwiczę czytanie i pisanie. Nie mam wyjścia, nikt za mnie tego nie zrobi, lecz może to i dobrze. Jestem z dziećmi i widzę codziennie jak rosną i się zmieniają. Czy dziecko wychowywane bez zaplecza finansowego musi być nieszczęśliwe? Jeśli ma uwagę rodziców, ciepły, przytulny dom, jeśli czuje się kochane, to chyba nie. Przecież najcenniejszym życiowym kapitałem jest miłość. Kto uważa inaczej, proszę, niech dopisze swój komentarz poniżej.
A może pod pozorem odpowiedzialności kryje się niechęć do rezygnowania z własnej wolności, młodości, atrakcyjnego wyglądu, wolnego czasu, wypielęgnowanego egoizmu i pęczniejącego konta w banku. Wychowanie dziecka kosztuje, nie ukrywajmy, mnóstwo pieniędzy, lecz wycieczka do egzotycznego zakątka świata szybko się kończy, a adrenalina związana z obserwowaniem rozwoju własnej latorośli nie przemija. Im bardziej angażujemy się w wychowanie, tym większą sprawia nam to frajdę.
Planowanie rodziny
Rodzina wielodzietna jest postrzegana w mediach jako, najłagodniej mówiąc, fanaberia i konsekwencja braku edukacji w zakresie planowania rodziny. Bardziej dosadnie mówi się o głupocie i prymitywnej zabobonności. Media ogłaszają, że rodziny wielodzietne pochodzą z patologicznych środowisk i do patologii prowadzą. Przemądrzałym dziennikarzom nie mieści się w głowach, że dwoje dorosłych, wykształconych ludzi, może świadomie decydować się na rodzinę większa niż 2+1. Sensacyjne newsy opisują historie, które rzeczywiście się zdarzają, ale proszę sobie przypomnieć, kiedy widzieli Państwo pozytywne materiały dotyczące rodzin wielodzietnych. Aktorska para, Paweł Królikowski z żoną Małgorzatą wychowują razem pięcioro dzieci. Ich rodzina to anty przykład dla kreowanej przez media rzeczywistości. Są dobrze sytuowani, oboje pracują, są zgodnym małżeństwem. Inny przykład, Zbigniew Zamachowski i Aleksandra Justa – czwórka pociech. Zbigniew Szaranowicz – troje, Krzysztof Hołowczyc – troje, mogę kontynuować. Uwierzcie Państwo, lista mogłaby być bardzo długa.
Dar od losu
Na zakończenie, pozwólcie mi Państwo na taką oto dywagację. Istnieją trzy okoliczności, które mogą towarzyszyć poczęciu dziecka. Pierwsza sytuacja to taka, w której dziecko jest chciane i planowane – totalny komfort i luz. Druga sytuacja to taka, w której para nie planuje aktualnie potomka, ale cieszy się i po dziewięciu miesiącach przyjmuje życie z otwartymi ramionami. Tragedia dotyczy jedynie trzeciej opcji, kiedy dziecko jest niechciane i nieplanowane – klasyczna wpadka, ale i taka sytuacja może być początkiem niezwykłej przygody, bo przecież do odważnych świat należy. Chyba dobrze, że czasem życie decyduje za nas, a poryw serca przezwycięża strach.
tekst: Agnieszka Porzezińska