Historia kina zna kilka drastycznych metod usuwania błony dziewiczej, jednak nie będziemy się tutaj nimi zajmować. Naszym zadaniem jest prześledzić krok po kroku, jak najprościej i najprzyjemniej usunąć ten zbędny fragment naszego ciała za pomocą ogólnie dostępnego narzędzia – mężczyzny.

 

A zatem: znajdujemy odpowiedniego faceta, skłaniamy go do seksu, prowadzimy w intymne miejsce (ten punkt można pominąć), nastawiamy się i… Męskość naszego wybranka łamie się o żelbetonową śluzę zamykającą wejście do kluczowych dla nas rejonów. Jak to możliwe? Przecież błona, jak sama nazwa wskazuje, powinna być raczej czymś delikatniejszym. Czymś, co szczerze mówiąc, kojarzy się z przezroczystymi, pokrytymi siatką czerwonych żyłek nadętymi policzkami ropuchy. Albo z mięsistym, falującym… OK, nie zapędzajmy się.

Tak czy inaczej – błona nie kojarzy nam się seksualnie. Kojarzy nam się obrzydliwie. Nie ma mowy o orgazmie, póki się tego nie pozbędziemy. Ale wobec tego, czy nasz pierwszy facet rozpaczliwie dźgający wrota Sezamu musi zostać spisany na straty? Czy po tym, jak wybiwszy wreszcie maleńką dziurkę padnie spuchnięty i wycieńczony na dywan, nie będziemy mogły spojrzeć mu nigdy więcej w oczy? O jego uczuciach w stosunku do nas nie wspominając?

Aby uchronić się przed takimi konsekwencjami defloracji, należy przede wszystkim przyjąć odpowiednie nastawienie psychiczne. Drogie czytelniczki, przestańmy myśleć o błonie dziewiczej, jak o naciągniętej membranie papuaskiego bębna. Albo jak o lekko wypukłym wieczku od jogurtu, które należy przebić łyżeczką. Po pierwsze, jogurt w takich sytuacjach najczęściej wybucha nam w twarz, a tego byśmy nie chciały. A po drugie, błona tak naprawdę przypomina raczej muślinowe firanki, które należy rozchylić, by wpuścić do sypialni wiosenne promienie słońca. I tylko od nas zależy, czy żelbetonowa pokrywa od kanału zamieni się nagle w muślin.

Rozluźnić się – oto słowo, nomen omen, klucz. Nic tak wspaniale nie rozmiękcza naszego, hm, wieczka od jogurtu, jak kieliszeczek dobrego wina. Oczywiście trzeci i czwarty kieliszeczek nie są wskazane, jeśli chcemy pamiętać osobę defloratora. Gdy już wstawione i ubawione tarzamy się w koronkowej bieliźnie po łóżku (pralce, balkonie, siedzeniu samochodu, etc.), warto namówić współtarzającego się, by odłożył na chwilę na bok swoje potrzeby i zajął się nami. Masaż ciepłym językiem jest bowiem niezbędnym elementem transformacji żelbetonu w muślin. Wprawdzie owocuje on często skutkiem ubocznym w postaci orgazmu, ale umówmy się: nam, kobietom, przedwczesny orgazm z pewnością nie przeszkadza, a i prześcieradło pozostaje po nim nietknięte.

Powiedzmy, że potencjalny deflorator okazał się jednak niezbyt utalentowanym, hm, językoznawcą. Następnego dnia rano wywalimy go oczywiście na zbity pysk prosto na tory tramwajowe, ale teraz, gdy włożyłyśmy już tyle wysiłku w zaaranżowanie sytuacji, szkoda byłoby zmarnować okazję. Dlatego też każda sprytna kobietka powinna trzymać pod łóżkiem żel rozgrzewający, który osobiście wmasowujemy sobie w miejsca kluczowe. Ma to dwie zalety: po pierwsze, nasz towarzysz zahipnotyzowany widokiem, jaki mu serwujemy, zrobi dla nas wszystko; po drugie, nasza zwinna dłoń zna nas dłużej niż leżący obok kolega. Trzeba tylko uważać, żeby nie zagalopować się zbytnio i po godzinie wspaniałego seksu z samą sobą nie usłyszeć trzaśnięcia drzwiami, gdyż stracimy wówczas narzędzie do usuwania błony dziewiczej – penisa.

No dobrze, jesteśmy już więc mokre, elastyczne i ugniecione, jak dobrze wyrobione ciasto. Uśmiechając się kusząco do naszego kochanka wkładamy po raz drugi rękę pod łóżko, odrzucamy precz starą skarpetkę i zapleśniałą kanapkę z zeszłego miesiąca i dogrzebujemy się wreszcie do zakurzonego opakowania prezerwatyw. Stanowczo zagłuszamy protesty ofiary, przytrzymujemy ją mocno i gestem przećwiczonym wcześniej na bananie foliujemy męskość nieszczęśnika. Teraz trzeba już tylko dobrze wycelować, rozchylić te, prawda, firanki i… Odkryć, że nasz towarzysz nakręcony akcją wstępną wystrzelił właśnie na orbitę. No cóż. Przynajmniej, dzięki naszej zapobiegliwości, prześcieradło nadal nietknięte…

tekst: JM

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.