Kiedy młody człowiek wkracza w okres nawiązywania kontaktów partnerskich, to jest do tego zupełnie nie przygotowany.


Ma wzorce wyniesione z domu, które w sposób naturalny powiela lub przeciwnie, usiłuje zachowywać się nie tak jak rodzic czy inne osoby, których zachowania pamięta jako mało wspierające. Ale… wiedzieć czego się nie chce to jeszcze za mało, by postępować skutecznie, właściwie, mądrze… I pierwsze związki są polem doświadczalnym. Niektórzy trwają ze swoimi pierwszymi miłościami po grób, natomiast większość związków ulega transformacji. Gdy związek zamiera powoli, to jak ze wszystkim, mamy czas się przyzwyczaić, przygotować, poobserwować zachodzące procesy.

Niestety bardzo często jedno z partnerów nie może już dłużej wytrzymać i… „zrywa”, odchodzi, „znika”, zdradza…. Zazwyczaj odchodząca osoba sama nie wie, co się z nią dzieje. Nie rozumie swojego postępowania lub nie rozumie drugiej strony. „Odczytuje” zachowania partnera/ki porównując je ze swoją bazą doświadczeń i swoim postrzeganiem świata. Często przypisuje drugiej osobie intencje, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistymi pragnieniami partnera/ki. Nie rozumiejąc siebie oskarża świat o nieprzyjazność, o brak miłości. Młodzi ludzie wierzą głęboko, że świat jest taki, jakim go odbierają. Że prawdy o życiu są uniwersalne. Że wszyscy myślą i czują tak samo. Że moje rozwiązanie problemu będzie pasować drugiej osobie.

A ludzie wchodzą w związki z bardzo różnych powodów. Po pierwsze zakochują się. Ale także wiążą się z zupełnie innych pobudek, często zupełnie nieświadomych. Ludzie z trudnych domów „uciekają” w związek sądząc, że tutaj znajdą schronienie, bezpieczeństwo, miłość. Bezpieczeństwo dla każdego człowieka jest czymś innym. Dla jednej osoby będzie to przyjazna atmosfera czy też relacja, w której nie grozi krytyka, dla innej – zasobny dom, albo  duża odległość od rodzinnego miasta, albo pomoc w pokonywaniu trudności życiowych, albo zrozumienie… Osoby z małym poczuciem własnej wartości uważają, że „nie posiadanie” partnera źle o nich świadczy, więc wiążą się, bo tak wypada czy należy. Wiele kobiet ma silny instynkt macierzyński i w naturalny sposób szuka gniazda, w którym bezpiecznie wychowa dzieci. Mężczyźni często mylą popęd płciowy z miłością i wtedy związek traktują instrumentalnie. Niezwykle często w partnerze poszukuje się osoby – ideału, którego zabrakło w domu rodzinnym. Stworzony zostaje układ ojciec-córeczka lub odwrotnie – partnerka matkuje partnerowi. Taki układ początkowo zaspokaja potrzeby obu stron. Ale po pewnym czasie zaczyna nie wystarczać. Od partnera oczekuje się partnerskich zachowań, a tu nie ma partnera, jest rozkapryszone, albo bojaźliwe, lub wściekające się dziecko. I związek zaczyna trzeszczeć w szwach. Również, gdy partner „dziecko” dorasta i zaczyna domagać się partnerskiego traktowania a partner-rodzic nie jest gotów na zmianę – rodzą się ciężkie konflikty.

Warto rozmawiać

Wniosek jest jeden. O wszystkim trzeba rozmawiać. Trzeba przyglądać się temu, co się dzieje między dwoma osobami oraz temu, co dzieje się we mnie. Moje emocje sygnalizują, że dzieje się coś w moich relacjach. Trzeba mówić o swoich uczuciach i niepokojach bez oskarżania drugiego. Ludzie chętnie otwierają swoje serca na początku, ale gdy te intymne informacje zostają potem wykorzystane w walce o „moją rację” w związku, znika poczucie bezpieczeństwa. Kończą się głębokie rozmowy z obawy przed nadużyciem informacji. Konflikty narastają a nie ma woli ich otwartego wspólnego oglądania i rozwiązywania, bo proces ten jest mało przyjemny. Ale… nie rozwiązując małych spraw pozwalamy by urastały one do wielkich problemów, by nawarstwiały się konflikty, by rósł żal, wrogość i nieufność.

Co może zrobić „porzucona” w związku osoba, by wrócić do równowagi i zyskać szanse na zbudowanie kolejnego związku na innych zasadach. Po pierwsze przestać szukać winnych. „Do tanga trzeba dwojga”. Uwikłanie dotyczy obu partnerów. Obie strony mają nauczyć się myśleć i postępować inaczej. Obie strony winny przyjrzeć się swojemu związkowi jak  najuważniej.  Nie masz wpływu na drugą osobę, ale masz wpływ na to, jakie wnioski wyciągniesz ze wspólnych doświadczeń i jak je zastosujesz w przyszłości. Najważniejszym krokiem jest docenienie tego, co związek wniósł w twoje życie oraz zdanie sobie sprawy, dlaczego wybrałaś właśnie tę osobę na partnera.  Czym partner cię zachwycił, co w nim ceniłaś, jakie były jego mocne strony? Jak się przy nim czułaś, co zyskiwałaś? Używam czasu przeszłego, bo być może w obecnej chwili rozczarowanie, żal, złość, zazdrość mogą mącić rzeczywisty obraz drugiego człowieka. Czego się nauczyłaś przy drugiej osobie, co zyskałaś, czego miałaś okazję doświadczyć, do czego dzięki związkowi dorosłaś, jak rozszerzył się twój świat, twoje rozumienie relacji, zależności w świecie…? Zwracając uwagę na zyski z czasu spędzonego w związku dajesz sobie wsparcie, bo myśląc, że to był głupi wybór, niemądra decyzja, zmarnowany czas odbierasz sobie wartość, wiarę w trafność  własnych wyborów.

Rozstanie – lekcja partnerstwa, nowe doświadczenie

Wchodząc w związek miałaś jakieś oczekiwania i nadzieje,  takich decyzji dokonałaś a więc… co dobrego możesz „wyciągnąć” z tego co było i się skończyło? W jaki sposób to ciebie buduje? Wnioski, „lekcje”, nauki mogą być trudne, niemniej zawsze są zbiorem doświadczeń, które mają na ciebie wpływ. Zmuszają do zmian, wzrastania do nowego spojrzenia na życie, na swoje możliwości i potrzeby. I spójrz na relację także z innej strony. Co takiego ty wniosłaś do związku? Czego partner mógł się od ciebie nauczyć? Mógł nie oznacza, że się nauczył. Tak samo jak i ty być może nie skorzystałaś z możliwości oferowanych przez partnera. Jakie są twoje mocne strony? Czym chciałaś się podzielić z partnerem? W jakich sprawach byłaś dojrzalsza, lepiej zorientowana, sprawniejsza? I… czy dałaś partnerowi szanse, by rozwijał się w tych dziedzinach? Czy wspieraliście się, by każde z was wzrastało, czy walczyliście o pozycję w związku? Jakie wnioski wyciągniesz z tego na przyszłość? Co wspiera jakość relacji, a co ją niszczy? W jaki sposób reagowaliście na rodzące się nieporozumienia, napięcia, niespełnione oczekiwania? Czy rozmawialiście na bieżąco? Czy miałaś nadzieję, że miłość wszystko rozwiąże – jeśli mnie kocha to się domyśli? Czy robiłaś awantury, demonstrowałaś, obrażałaś się, a może uporczywie milczałaś, udawałaś, że to nie ma znaczenia, że samo się rozwiąże…? Jakie to przynosiło efekty twojemu samopoczuciu a jak wpływało na partnera? Jakie wypracowaliście metody godzenia się? Nie sposób uniknąć rozmijania się w oczekiwaniach, nieporozumień, różnicy pragnień i poglądów. Ważne by nauczyć się łączyć różne indywidualne światy, by korzystać z odmienności drugiego, by pozwalać na rozkwitanie drugiego człowieka w harmonii z jego potencjałem i możliwościami.  I dać to samo prawo sobie.

Dobrze jest też pomyśleć o tym, co chciałaś ukryć w związku, jakich cech „wstydziłaś się”, nie akceptowałaś w sobie. Czy udało się to ukryć, czy warto było udawać? A co by się stało, gdybyś zaakceptowała tę swoją stronę – jak by to wpłynęło na związek? I te same pytania w drugą stronę. Czego partner nie akceptował w sobie czy też negował istnienie pewnych  aspektów siebie. Czy udało mu się ukryć to przed tobą i jak to „udawanie” wpływało na twoje samopoczucie, na szczerość i otwartość w rozmowach?

Podsumowując, by dać sobie szansę na kolejny związek, w którym zrealizują się twoje marzenia, potrzebujesz docenić wszystko co dobre miało miejsce w tej relacji, co budowało, rozszerzało możliwości, horyzonty, rozumienie świata. I wyciągnąć wnioski na przyszłość z tego, co trudne, niszczące, odbierające energię i radość życia by z nowym podejściem do siebie i drugiego człowieka wyruszyć w budowanie wspólnego życia.

Monika Zubrzycka-Nowak – coach, trener i autor programu Studium Coacha,
prezes Polskiego Stowarzyszenia Coachingu i Rozwoju,


28 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.