Aby was nic nie zdziwiło, gdy odwiedzicie znajomych z innego regionu kraju, przedstawiamy zwyczaje ślubne, na które najpewniej natkniecie się prędzej czy później.
Tekst: Joanna Zaguła
Wszyscy wiemy, że ślub najlepiej brać w miesiącu, w którego nazwie znajduje się litera „R”, że pan młody nie powinien oglądać przyszłej żony w sukni przed ślubem, spodziewamy się też najczęściej oczepin i rzucania bukietem. Ale, jak kraj długi i szeroki, istnieje mnóstwo przesądów i zwyczajów, o których możecie nie wiedzieć. Szczególnie kiedy idziecie na ślub przyjaciół ze studiów, którzy dorastali w zupełnie innym środowisku i regionie niż wy.
Polterabend to tradycja tych regionów, które znajdowały się w strefie wpływów niemieckiej kultury, czyli Śląska, Wielkopolski i Pomorza. Odbywa się w wieczór poprzedzający dzień ślubu, czyli najczęściej w piątek. Pod dom panny młodej podchodzą wtedy przeróżni znajomi i krewni, także ci niezaproszeni na wesele, Może to być każdy, kto ją zna. Osoby te starają się robić jak największy hałas, który ma odpędzić złe moce. W tym hałasowaniu pomaga im tłuczenie szkła lub porcelany. Jak już narobią wystarczająco dużo bałaganu, rodzina panny młodej, zaprasza ich do środka. I tak zaczyna się po prostu przedślubna impreza dla dalszych znajomych.
Porywanie, wykupowanie… i innego tego typu czynności, sugerujące, że młodzi biorą ślub niekoniecznie z własnej woli, wywodzą się z czasów, gdy rzeczywiście małżeństwa aranżowano poza nimi. Dzisiaj to już tylko tradycja. Nie zdziwcie się więc, gdy przyjeżdżacie na ślub do znajomych czy rodziny z Podkarpacia lub Małopolski, szczególnie na wieś. Jeśli nocujecie u młodych, możecie się spotkać z tym, że po pana młodego przyjdą przyjaciele, chcąc go „uratować” lub, że będzie on musiał „wykupić” przyszłą żonę od jej rodziny.
Jak już się w końcu zdecydują, że jednak wezmą ślub, potrzebne będzie jeszcze błogosławieństwo rodziców. Nawet jeśli na co dzień nie chodzą do kościoła, państwo młodzi klękają przed rodzicami, słuchają ich modlitw i całują krzyżyk. Czasem to kameralna sytuacja, kiedy indziej całemu wydarzeniu przeglądają się wszyscy domownicy i część gości, a do tego wszystkiego przygrywa orkiestra. Będzie ona z resztą nieraz towarzyszyć weselnikom w drodze do kościoła.
Do drodze zaś czekają kolejne niespodzianki. Bramy. Zdarzają się w wielu regionach kraju. Tutaj porada dla państwa młodych. Trzeba wziąć ze sobą na drogę do kościoła czy urzędu wódkę weselną lub chociaż słodycze. Bo bramy robią sąsiedzi i znajomi, którzy was nie przepuszczą, jeśli im jakoś nie zapłacicie.
Coś starego, coś nowego, coś pożyczonego, coś niebieskiego. To angielska rymowanka, która w Polsce robi się popularna chyba głównie z powodu jej obecności w filmach romantycznych. Zwyczaj nakazujący pannie młodej uwzględnienie w swoim stroju rzeczy z tych czterech kategorii wywodzi się z epoki wiktoriańskiej i miał jej gwarantować szczęście. Nawet jeśli nie jest rdzennie polski, może stać się bardzo wzruszający, jeśli dzięki niemu panna młoda pójdzie do ślubu w sukience po swojej babci, ściskając pożyczoną od przyjaciółki torebkę. Nowa może być np. niebieska bielizna.