O szalonej sesji w Neapolu, ślubie nad Zegrzem, o tym, jak dobrze wyjść na zdjęciu i jak fotografia ślubna stała się jej pasją opowiada nam Olga Kasprzyk.

Rozmawiała: Joanna Zaguła

Zdjęcia: Olga Kasprzyk

Zawsze lubiłaś śluby?

Nieeee do końca. Nie przepadam za chodzeniem na śluby jako gość.

To jak to się stało, że zaczęłaś je fotografować?

Ja po prostu lubię ludzi, przyciągam ich. Cieszy mnie, jak para młoda jest z moich zdjęć zadowolona. To daje mi wielkiego kopniaka energii, nawet gdy jestem zmęczona. Bo przecież jestem w pracy na nogach kilkanaście godzin.

Co trzeba zrobić, żeby zostać fotografką?

Pamiętam swój pierwszy aparat. Dostałam go od taty, kiedy jechałam z babcią na pielgrzymkę do Izraela. Zaczęłam się nim bawić i się wciągnęłam. Przez chwilę myślałam nawet tym, żeby studiować fotografię, ale wtedy można to było robić tylko na ASP. A ja nie mam uzdolnień plastycznych i na pewno bym się nie dostała. Ostatecznie skończyłam psychologię i dziś pracuję również jako terapeutką. Po studiach poszłam jednak do Warszewskiej Szkoły Filmowej. Zaczęłam od robienia sesji noworodkowych, bo to wydawało mi się łatwiejsze, a moje koleżanki miały już dzieci. Ale zrozumiałam wtedy, że nie odnajduję się w sesjach przebieranych, że wolę utrwalać coś, co się dzieje naprawdę, wolę fotografię reportażową. I jakoś w tym czasie trafiłam jako fotograf na ślub znajomych ze studiów.

Był stres?

Ooo! Oczywiście. Teraz już podchodzę do tego inaczej, ale wtedy okropnie się denerwowałam. Przecież to coś, czego się nie powtórzy. Są takie momenty, jak zakładanie obrączek, których jak się nie złapie to już koniec. Teraz jest już inaczej. Jak spotykam się z parą młodą, to często ja ich uspokajam. Mam zdecydowanie więcej doświadczenia niż oni i wiem dokładnie, co się będzie po kolei działo. Zaczynam robić zdjęcia już w domu. Podczas przygotowań pełnię różne funkcje, pomagam babci zapiąć sukienkę, obserwuję pannę młodą i jej świadkową.

Przydaje ci się wykształcenie psychologiczne?

Świadomie nie. Pewnie bardziej podświadomie. Ja mam po prostu dobre relacje z ludźmi. Nawet w pociągu mnie zagadują. Nawet, jak kończę zdjęcia na ślubie, ludzie chcą, żebym została na weselu do końca. To jest bardzo ważne, żeby zrobić dobre zdjęcia. Paniom, które mówią, że są niefotogeniczne, mówię, że coś takiego nie istnieje, że będą zadowolone ze zdjęć. Ale też, jak ktoś nie chce być fotografowany, to go nie zmuszam.

Co jeszcze jest ważne, żeby zdjęcia były dobre?

Jest kilka prostych reguł. Na przykład ludzie zawsze lepiej się prezentują, jak stoją lekko bokiem. Nie robię zdjęć za stołami, jak goście jedzą, bo to dla nich niekomfortowe i źle wygląda. Dla mnie ważne jest też to, żeby poznać młodą parę przed ślubem. Proszę też, żeby mi wysłali zaproszenie. Wtedy czuję się częścią całego wydarzenia. Podczas takiego spotkania pokazuję też swoje zdjęcia. Targam ze sobą albumy, bo na papierze wszystko wygląda dużo lepiej. Facebook tak kompresuje zdjęcia, że aż czasami żal. Dlatego zawsze nakłaniam parę młodą do zrobienia albumu. To jest coś, do czego się naprawdę sięga. Jak je wyklejam czy projektuję fotoksiążki, to tak mi się podobają, że chciałabym je sobie zostawić. Ale po co mi albumy z obcymi ludźmi…

Ile byś już miała takich albumów?

Nie aż tak wiele. Robię 8-10 ślubów w roku. To pozwala mi się nie wypalić.

Jak wygląda praca fotografa weselnego z technicznego puntu widzenia?

Mam ze sobą zawsze dwa aparaty. Trochę na wszelki wypadek, ale też dlatego, że to aparaty z obiektywami stałoogniskowymi (35mm i 85mm), więc jednego używam do bliskich, a  drugiego do dalekich ujęć. Jeśli chodzi o światło, to najgorszy jest moment wyjścia z kościoła. W jednej chwili młoda para jest w ciemnym kościele, robi krok i znajduje się w pełnym słońcu. Dlatego wychodzę wcześniej i staram się zrobić zdjęcie już po jasnej stronie. Na początku, kiedy zaczęłam się zajmować fotografią, korzystałam z opcji preselekcji czasu czy przesłony, ale teraz robię już wszystko na manualu. Dzięki temu to ja, a nie aparat, decyduję o tym, jaki efekt chcę osiągnąć.

A jak duży wpływ na ten efekt ma para młoda? Czy zdarza się, że sugerują jakiś styl?

Na pewne rzeczy godzą się, wybierając współpracę ze mną. Ale to przecież ich dzień i ja chcę oddać ich styl. Fajne jest też to, że modne zrobiły się ładne dekoracje na ślubach, to bardzo ułatwia mi pracę.

A na sesjach poślubnych?

Często to para młoda wybiera miejsce. Czasami przysyłają jakieś zdjęcia inspiracyjne. Podczas sesji dużo gadam do tych moich par i podpowiadam im, żeby mówili do siebie jakieś miłe słowa czy przypominali sobie fajne momenty z życia. Wtedy mają zupełnie inny wyraz twarzy. Nie taki wyuczony uśmiech, ale wewnętrzną radość. Proszę też parę, żeby dała mi znać, jeśli jest im niewygodnie, bo na zdjęciach to widać. Oprócz standardowych parków miałam kilka fajnych sesji według pomysłów pary młodej. Robiłam zdjęcia na koniach parze, która sporo jeździ, w ich zaprzyjaźnionej stadninie. Kolejna wynikła z tego, że zawsze chciałam zrobić sesję nad morzem. Zaproponowałam to parze i okazało się, że oni w każdy weekend jeżdżą do Chałup i mają tam przyczepę. Robiliśmy zdjęcia właśnie w niej, potem na właściwie pustej plaży. Na koniec oboje weszli na windsurfing i zrobiliśmy zdjęcia w piankach. Z inną parą poleciałam do Neapolu. Wylot był dwa dni po ślubie. Pan młody wsiadał do samolotu w garniturze, a panna młoda miała lecieć w sukni, na wypadek, gdyby zaginął bagaż. W końcu się na to nie zdecydowała, bo źle się czuła, ale była to bardzo wyjątkowa sesja, ludzie zaczepiali nas na ulicach.

Takie pomysły pomagają stworzyć fajny klimat. A jak to zrobić w przypadku zdjęć weselnych?

Świetnym momentem na zdjęcia jest wręczanie prezentów. Wtedy pojawia się mnóstwo emocji, są nawet łzy, śmiech. Dobrze też, jak jest fajny ksiądz. Byłam kiedyś na ślubie polsko-hinduskim, na którym ksiądz bardzo się angażował i troszczył się o hinduską rodzinę, żeby dobrze się czuła w kościele. Inny niesamowity ślub odbywał się w plenerze, nad Zegrzem, było na nim 14 osób, a dla rodziców był on niespodzianką. Emocji było mnóstwo. Ciekawe zdjęcia łatwo zrobić też na ślubie, który ma jakiś fajny motyw przewodni, jak np. ślub w klimacie filmowym (ściany ozdobiono plakatami filmowymi) czy w stylu marynistycznym (za stołem pary młodej wisiało mnóstwo papierowych stateczków z origami).

Czy poza ślubami robisz zdjęcia dla siebie?

Aparat zawsze towarzyszy mi w podróży. Oprócz widoków staram się łapać ludzi, wiele takich portretów przywiozłam z Gruzji. Ale w krajach, w których jest sporo turystów, ludzie nie reagują na to dobrze. Czasem jednak to po prostu widać, czy ktoś zgadza się na to, żeby zrobić mu zdjęcie. W Boliwii było mi trudno, bo istnieje tam przesąd, że robienie zdjęć jest zabieranie komuś duszy. W Hong Kongu to ja byłam atrakcją, pewna pani zapytała, czy może sobie zrobić ze mną zdjęcie.

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.