Idą święta, czas więc robić pisanki, wstawić kwiaty do wazonów, nastawić zakwas na żurek i upiec pasztet. A może tym roku wege-pasztety?
Tekst: Joanna Zaguła
Nadszedł czas, by zacząć się już przygotowywać do świąt. Nawet jeśli w tym roku spędzacie je w małym gronie, warto przygotować sobie coś pysznego do jedzenia, by poprawić humor bliskim i sobie. Co więcej, jeśli spędzacie święta z dala od szerszego grona rodzinnego, macie okazję, by wypróbować nowe przepisy bez narażania się na nieprzychylne komentarze czy rozczarowane spojrzenia. Dziś chcę was zachęcić, by wśród tych eksperymentów znalazły się wege-pasztety. Na pewno już nie raz o nich słyszeliście, pewnie też niektórych próbowaliście. Chcę się jednak podzielić z wami moimi ulubionymi przepisami, które co roku przygotowuję na Wielkanoc. Są w pełni wegańskie, przepyszne i zadowalają nawet mojego tatę, który nie do końca wierzy w bezmięsną dietę.
Jednym z moich faworytów jest pasztet przypominający ten, który robiła zawsze moja mama. Zresztą robi go dalej, tylko ja już go nie jem. Piekę i jem zamiast tego pasztet z kaszy jaglanej i włoszczyzny. Marchewki i pietruszki oraz seler siekam drobno, podsmażam z czosnkiem i cebulką, a potem przekładam do miski z ugotowaną kaszą jaglaną, doprawiam sosem sojowym i ulubionymi pasztetowymi przyprawami, np. majerankiem, czarnuszką czy kolendrą, dodaję olej, miksuję na gładką masę i piekę około 40 minut. Takiemu pasztetowi dobrze zrobi też dodatek zmielonych orzechów, np. włoskich.
Czasem jednak zamiast na pieczony pasztet mam ochotę na taki we francuskim stylu, jak pâté z wątróbek. Jednak zamiast podrobów używam pieczarek. Pokrojone w plastry smażę je na oleju, dodaję kostkę tofu, łyżkę pasty miso, kilka łyżek oleju kokosowego, ząbek czosnku i chlust dobrego alkoholu, np. bandy czy koniaku. Potem to wszystko miksuję na gładko, przekładam do ładnego naczynia i schładzam przez kilka godzin, żeby się ścięło.