Mały Książę, kochany przez dzieci i dorosłych na całym świecie był dla nie tylko zbiorem aforyzmów. Ale teraz myślę, że może nas nauczyć, jak zmienić świat.
Tekst: Joanna Zaguła
Nigdy nie potrafiłam zrozumieć fenomenu „Małego Księcia”. Nie znam osoby, która by tej książki nie czytała, większość znanych mi ludzi się nią zachwyca albo chociaż uważa za ważną. Dotyczy to zresztą nie tylko tej niewielkiej grupy, którą mogłam w tym temacie przepytać. Uwielbienie dla powiastki Antoine’a de Saint-Exupéry’ego rozlało się na cały świat. „Mały Książę” to – zaraz po Biblii – najczęściej tłumaczona książka na świecie. Nie tylko na języki znane i popularne, ale także na wymiarające, wymarłe lub takie, którymi posługuje się dosłownie garstka osób. Jest wśród nich lapoński, łemkowski, starożytna greka, staropruski…
Gdziekolwiek nie czytam o tej książce, dowiaduję się, że to wielopoziomowa opowieść dla dzieci i nie tylko dla nich. Najmłodsi przeczytają rodzaj powiastki filozoficznej (raczej niż baśni) o tym, jak mały chłopiec przybyły na Ziemię z z asteroidy B-612 próbuje zrozumieć świat. A dorośli otrzymują refleksyjną opowieść o istocie człowieczeństwa. Brzmi ciekawie, ale mnie jakoś nigdy nie zachwycały rewelacje o tym, że Pijak pije, bo się wstydzi, czy że przyjaciół należy oswajać. Aforyzmy idealnie nadające się na cytat w kartce okolicznościowej zupełnie mnie nie zachwycały. Jednak w tym tygodniu, w którym zajmujemy się Kosmosem (tak skromnie…), postanowiłam wrócić do tej lektury i zrewidować swoje przekonania na temat chłopca z asteroidy.
I myślę sobie, że w dzisiejszych czasach, mimo pozornego kultu młodości, nie szanujemy jej. Bardzo przyda nam się lektura o tym, że należy słuchać dzieci. Że patrzenie na świat dziecięcym wzrokiem jest wielką umiejętnością, którą powinniśmy starać się pielęgnować i zachowywać. Tak jak Pilot, alter ego autora, który – zdaniem Księcia – jest jedynym dorosłym potrafiącym myśleć jak dziecko.
Oglądałam wczoraj film o scenie punkowej na Jawie, w którym młodzi ludzie narzekają na to, że oni nie mogą mieć racji, że nikt ich nie wysłucha, bo to ich rodzice mają na nią monopol i nie wolno im myśleć ani zachowywać się inaczej. A gdy tak robią, stają się wyklęci. Coraz częściej mówi się też o tym, że tylko dzieci mogą przemówić nam do rozumu w sprawie poszanowania środowiska i zatrzymania zmian klimatycznych. Pomysł ten pojawia się nawet w reklamach. Nie mówiąc już o tym, że młodziutka działaczka ekologiczna, Greta Thunberg wyrosła na największą nadzieję walki o lepszą przyszłość planety. Proponuję więc – zamiast wypisywać do pamiętniczka urocze bon-moty – przeczytać „Małego Księcia” raz jeszcze i dać sobie przyzwolenie na to, by myśleć tak mądrze i bez ograniczeń, jak dzieci.