Fotografkę Izabelę Urbaniak pytamy o to, co znaczy kobiecość, czy można być niefotogenicznym i jak robić dobre zdjęcia.
Rozmawiała: Joanna Zaguła
Wiele kobiet marzy o tym, by zajmować się tym, czym Pani. Co trzeba zrobić, żeby zostać fotografką? Jak wyglądała Pani droga do tego miejsca?
Jak się coś kocha, to musi to wyjść. Ja zapałałam miłością do fotografii, gdy się urodził mój pierwszy syn i zaczęłam go portretować. Potem ta pasja się rozwinęła i stała się moim zawodem. Moje zdjęcia zostały zauważone, docenione. Jeśli chodzi o edukację, to uważam, że całe życie się uczymy. Każdy rodzaj kursu to spotkanie z ludźmi, którzy dzielą naszą pasję. Wprowadzi do naszej pracy powiew świeżości. Ale najważniejsza jest praktyka, im więcej ćwiczymy, tym lepiej dla nas.
Proszę nam zdradzić, jak zrobić tak bezpretensjonalne i naturalne zdjęcia, jak w Pani projekcie Summertime.
Mam dwóch synów, na Summertime jest głównie ten młodszy i jego kuzynostwo. W fotografii dzieciaków nie ma aranżowanych sytuacji, wszystko dzieje się samo, to zdjęcia dokumentalne. Czasem tylko proszę ich, żeby się zatrzymali w biegu. To, co widzimy, to zasługa kreatywnych, rozbieganych dzieciaków. No i lata pracy. Cykl powstawał od 2012 roku, więc miałam dużo czasu na to, żeby zebrać serię. Dlatego jest tak różnorodna. Dzieciaki rosną i widać, jak się zmieniają.
Ja w ogóle jestem uwiązana do aparatu. Cały czas z nim chodzę, żeby nie umknęła mi żadna chwila. Najbliższe mi osoby są do mnie przyzwyczajone i nie zwracają uwagi na to, że wciąż próbuję coś uchwycić, nie ma tu pozowania, gry.
A w fotografii kobiet? Zrobiła Pani wiele takich portretów.
Angażuję panie w zwykłe normalne czynności, jak przeglądanie książki, picie herbaty, a potem staram się uchwycić naturalny moment
Kobiety lubią być fotografowane? Nie wstydzą się?
Niektóre już od wejścia krzyczą „Ja jestem niefotogeniczna!”. Ale więcej w tym kokieterii niż prawdy. Po chwili rozmowy, wypiciu kawy, zaczynam działać i nie zdążyło mi się, żebym nie wydobyła z kogoś – nawet opornego – naturalności i subtelności. Nie było też ani razu sytuacji, w której moja klientka byłaby niezadowolona z efektu. Wręcz odwrotnie – często piszą, dzwonią i słyszę trochę komplementów na temat moich zdjeć.
Czyli nie ma osób niefotogenicznych?
Czasami pojawia się u mnie ktoś niepozorny, ale gdy wezmę do ręki aparat widzę inną rzeczywistość. A czasem długonoga piękność na zdjęciach nie wygląda aż tak zjawiskowo. To czysty przypadek. Jednak coś takiego, jak kobiecość wynika z zadowolenia z siebie. To, co mamy w głowie, powoduje, że jesteśmy atrakcyjne. Kiedyś przyszła do mnie pani, która od razu zaznaczała, że nie jest filigranowa, a raczej ma rozmiar XL. Radość z pracy z nią była większa niż z jakąkolwiek supermodelką. Emanował z niej taki seksapil…. Niestety zaś, kiedy ktoś źle czuje się ze sobą, to też widać.
Chciałbym zapytać też o inne Pani projekty, na przykład Living Here.
Pokazywałam w nim ludzi, którzy otaczają się rzeczami w najważniejszym miejscu mieszkania – sypialni czy salonie. Chciałam sprawdzić, czy jesteśmy w stanie określić charakter bohatera przez jedno takie zdjęcie.
Miała Pani ulubionych bohaterów?
Na jednym ze zdjęć jest moja babcia, na tle religijnych obrazów. Dobrze pamiętam też panią Ritę. Stworzyła sama Ognisko Kultury Rodzinnej, do którego przyjeżdżają całe wycieczki. Pisze legendy, robi zabawki, przedstawienia. Ma ponad 70 lat i codziennie pływa w jeziorze.
Na koniec pytanie techniczne. Jakiego sprzętu Pani używa? Pracując z dziećmi aparat ma Pani zawsze ze sobą, czy wtedy jest to model mniejszy niż do zdjęć w studio?
Niestety, zawsze używałam lustrzanki cyfrowej. Zaczął mnie od niej pobolewać kręgosłup. Od niedawna jestem więc właścicielką bezlusterkowca. Mam zamiar używać go w takich właśnie, bardziej dynamicznych sytuacjach.