Kłótnia nie musi stawiać związku na krawędzi rozpadu. Jeśli podczas wymiany argumentów trzymacie się pewnych zasad, sprzeczka może wzmocnić relację i okazać się doświadczeniem bardziej budującym od pozornej zgody. Jak kłócić się pięknie?
Tekst: Sylwia Skorstad
W słowie „kłótnia” nie ma nic pięknego. Kiedy myślimy o kłóceniu się, to wyobrażamy sobie ludzi mówiących podniesionymi głosami, gestykulujących i wypowiadających gorzkie słowa. Na koniec ktoś płacze albo trzaska drzwiami. Jeśli dodatkowo jako dzieci obserwowaliśmy tego typu awantury prowadzone przez ważnych dla nas dorosłych, to już samo wyobrażenie sobie otwartego konfliktu z kimś bliskim sprawia, że zaczyna nas boleć brzuch.
Takie postrzeganie kłótni sprawia, że wolimy unikać sporów. Mówimy innym o tym, co nam przeszkadza, zwykle dopiero wtedy, kiedy jest to konieczne. Zamiatanie problemów pod dywan można sobie na wiele sposobów chwalebnie racjonalizować aż do momentu, gdy po dywanie trudno już będzie chodzić. Ta pozornie bezpieczna taktyka unikania sprawia, że tym bardziej jest nam się trudno kłócić pięknie, a wbrew pozorom można i warto to robić.
Współczująca asertywność
Jak kłócić się pięknie, radzi na łamach „Psychology Today” doktor psychologii Andrea Brandt, psychoterapeutka rodzinna z trzydziestopięcioletnim doświadczeniem, autorka kilku książek dotyczących zdrowia psychicznego. W jej opinii można pokłócić się zdrowo, o ile zachowa się zasady asertywnej komunikacji i empatyczne podejście. Nazywa ten sposób rozmawiania współczującą asertywnością.
Chodzi o to, aby przestępując do rozmowy o konflikcie, po pierwsze komunikować swoje myśli i potrzeby z przekonaniem, że są zasadne i że druga strona weźmie je pod uwagę. Warto zbadać, co się czuje i dlaczego, żeby wiedzieć, o czym się mówi. Po drugie, należy słuchać z empatią, czytać również między słowami, jakie myśli i potrzeby wyraża partner dyskusji. Warto komunikować na różne sposoby: „Słyszę cię, rozumiem, co mówisz i zależy mi na twoim komforcie.” Wyklucza to komunikaty w stylu: „Słyszę cię, ale…”, bowiem wszystko to, co padnie po „ale”, przekreśla to, co stało przed nim.
Zauważyliście, że w kłótniach bliskich sobie osób często padają zdania: „Ja bym nigdy tak nie postąpiła”, „Będąc na twoim miejscu zachowałbym się inaczej.”? Zwykle są to komunikaty bardzo emocjonalne, bo to naprawdę boli, gdy ta druga strona robi coś, co nam nie mieści się z głowie. Żeby kłócić się pięknie, często trzeba rozszerzyć pojemność głowy, czyli zdać sobie sprawę, że „ty to nie ja”. Druga strona ma własną historię, typ osobowości, emocjonalność, bagaż doświadczeń i konstelacje społecznych zależności. Ma prawo myśleć, czuć i działać inaczej od nas, a celem rozmowy jest przekonanie się, czy pomimo tego wciąż nam na sobie zależy oraz znalezienie kompromisu lub lepszych sposobów współdziałania w przyszłości.
Kłócić się, a nie debatować o zasadności uczuć
Aby to się udało, obie strony powinny trzymać się zasady, że uczucia nie są kwestią sporną. To, jak czuje się partner, nie może być przedmiotem kłótni, bowiem nie jest to sprawa do debaty. Mówienie drugiej stronie, jak powinna się w naszej opinii czuć zaognia emocje i zamyka dialog. Można dyskutować o faktach, nie zgadzać się w sprawie, kto zawinił, jaka jest pierwotna przyczyna sporu albo jak to rozwiązać, jednak nie powinno się ani zaprzeczać, ani ignorować emocji.
Kiedy mówisz na przykład: „Nie możesz się czuć rozczarowany, bo nie dałam powodu, aby spodziewać się po mnie zachowania innego niż oczekiwałeś”, to trochę tak, jakbyś komunikowała, że emocje partnera są dla ciebie nieistotne i zależy ci wyłącznie na obronieniu swojej racji.
Ich emocje, ich historie
Traktowanie emocji innych osób w kategoriach faktów jest łatwiejsze, gdy zdamy sobie sprawę, że nie jesteśmy za nie odpowiedzialni. Nasze słowa i czyny mają oczywiście tym większe znaczenie dla drugiej strony, im bliższa relacja nas łączy. Jeśli świadomie kogoś zranimy, to nasza wina, jednak świat emocjonalny drugiej strony, to nie jest coś, czym mamy moc sterować w sposób zero-jedynkowy. Partner może się poczuć urażony, choć nie mieliśmy złych intencji, tak samo jak może poczuć wdzięczność, choć nie zamierzaliśmy mu nic podarować.
Wyobraźmy sobie na przykład, że w rozmowie z przyjaciółką krytykujesz jakaś książkę, na co ona zalewa się łzami mówiąc, iż jest to jej ukochana powieść, którą w dzieciństwie czytała z rodzicem, który niedawno zmarł. Dodaje, że to niemiłe z twojej strony tak źle się wyrażać o książkach, których nawet się nie rozumie. Kłótnia wisi w powietrzu. Niechcący stałaś się powodem smutku przyjaciółki, głupio wyszło. W takim wypadku najgorszym, co mogłabyś zrobić, byłoby upieranie się, że książka jest kiepska, do tego ona powinna cię wcześniej ostrzec, że temat jest drażliwy, a najlepiej dać listę takich tematów na początku znajomości. Nie zrobisz tego, bo rozumiesz, że literacka wartość spornej powieści ma w tym momencie marginalne znaczenie. Zależy ci na dobrym samopoczuciu przyjaciółki oraz relacji z nią, więc zapewne powiesz: „Przykro mi, że niechcący cie uraziłam. Czy masz ochotę opowiedzieć mi o tym, jak czytaliście tę książkę razem? Może gdyby któreś z moich rodziców mi ją czytało, to miałabym na jej temat inne zdanie.”
Oczywiście wiele kłótni jest dużo, dużo bardziej skomplikowanych od przykładowej wpadki z książką, jednak zasada dotycząca emocji wszędzie jest taka sama – za emocjami drugiej osoby mogą stać dziesiątki powodów i na większość z nich nie masz bezpośredniego wpływu. Najistotniejsze jest to, czy potrafisz je przyjąć z szacunkiem i zrozumieniem, w tym samym czasie respektując własne potrzeby i emocje.
Asertywne rozwiązywanie problemów
Andrea Brandt radzi, by do dyskusji o problemie przystępować dopiero wtedy, gdy ma się pewność, że emocje są pod kontrolą. Im bardziej problem wydaje się palący, a potrzeba, by go natychmiast przedyskutować wręcz nie do zniesienia, tym lepiej jest poczekać i to dłużej niż zajmuje wzięcie trzech głębokich wdechów. Czas na rozmowę przychodzi dopiero wtedy, kiedy serce przestaje mocno bić, oddech się uspokaja, a ty wiesz, że naprawdę jesteś gotowa, aby usłyszeć, co druga osoba ma do powiedzenia.
Potem należy zdefiniować, jak wygląda problem dla obu stron. Definicja zwykle nie jest taka sama, może to być na przykład: „nie doceniasz, jak się dla ciebie staram” kontra „mam poczucie, że mnie zaniedbujesz”. Kolejny etap to przedstawienie swojego punktu widzenia i wyeliminowanie elementu potyczki. „Jeśli masz poczucie, że wygrałeś kłótnię, a twój partner ją przegrał, to zły znak” – pisze amerykańska psychoterapeutka. Potem nadchodzi kolej na wybranie najlepszego rozwiązania w przyszłości i wreszcie, na końcu, wprowadzenie go w życie.
Można pięknie kłócić się i to nawet, jeśli ktoś będzie płakał (trzaskanie drzwiami lepiej zostawić sobie na odwiedziny wrogów). W zdrowych, oczyszczających atmosferę kłótniach jest miejsce na wiele emocji i różne reakcje. Kłótnie, podczas których każda ze stron szanuje zarówno swoje emocje, jak i uczucia partnera, nie kończą się rozstaniem, tylko umacniają relację.