Przez niektórych porównywana to wczesnej Nancy Sinatry, przez innych do PJ Harvey, mi natomiast kojarzy się z teatralną Michelle Gurevich. Danielle Aykroyd, znana szerzej jako Vera Sola, to artystka obdarzona głębokim, eterycznym głosem, która na najnowszym albumie „Peacemaker” zagina czasoprzestrzeń. Czy warto było czekać sześć lat na ten materiał?

Tekst: Julia Staręga

fot. Ebru Yildiz/materiały promocyjne

Vera Sola to kanadyjsko-amerykańska piosenkarka i autorka tekstów. Debiutowała w 2018 roku albumem Shades utrzymanym w stylu americany. To gatunek muzyczny, który spaja w sobie elementy tradycyjnych oraz współczesnych gatunków, takich jak rock’n’roll, blues, R&B i country. Na płycie „Peacemaker” artystka zdaje się kontynuować tę drogę, ale w nieco innym wydaniu. Na pierwszy plan wybija się jej charakterystyczny głos – głęboki i jednocześnie śpiewny. Warstwa muzyczna schodzi na dalszy plan, nie znaczy to jednak, że została potraktowana z mniejszą starannością. To właśnie ona odpowiada za szczególną nastrojowość albumu.

Americana w innej odsłonie

„Peacemaker” to owoc współpracy producenckiego tandemu Sola-Pattengale (Kenneth Pattengale jest szerzej znany jako gitarzysta duo The Milk Carton Kids). Ideą, która przyświecała muzykom podczas pracy nad płytą, było zawarcie na niej możliwie szerokiego spektrum dźwięków i tekstur brzmieniowych. W ten sposób powstał materiał, w którym rock, country, folk i blues miesza się z dramatycznymi, orkiestrowymi akcentami (przejaw wpływu symfonii nr 9 e-moll „Z Nowego Świata” op. 95 Antonína Dvořáka). Całości dopełnia potężny alt Soli. Wszystko to zamknięte w 44 minutach, w ciągu których przenosimy się do świata rodem z amerykańskiego westernu. Nic dziwnego, bo album brzmi iście filmowo.

Płyta dla miłośników ballad z twistem

„Peacemaker” w przeważającej większości składa się ballad. Nie są to jednak utwory nużące swoją powolnością. Znajdziemy tu kawałki nieco bardziej energiczne („Get Wise”) oraz senno-marzycielskie („Desire Path”, „Waiting”). Rozpoczynająca album „Bad idea” wpisuje się w drugą kategorię. Dominują w niej instrumenty smyczkowe oraz gitara klasyczna. Idąc za słowami artystki, utwór ten to „medytacja nad krótkowzrocznością człowieka i jego fantastyczną zdolnością do poświęcania przyszłości w imię nierozsądnych, intensywnych wrażeń”. W obliczu katastrof naturalnych oraz tych wywołanych ręką człowieka – parafrazując tekst Soli – „wzięcie jutra na kredyt to kiepski pomysł”.

A gdyby tak połączyć dorobek Toma Waitsa z lat 80. i „Bang Bang” Nancy Sinatry?

Dobrze przeczytaliście. Tak właśnie brzmi „Get Wise”, czyli ballada przesycona tanecznym rytmem. Nieco przydymiona i sensualna, angażująca jednocześnie słuch i wyobraźnię. Piosenka, za sprawą poetyckiej narracji, ujęła mnie całkowicie. Hipnotyzujący głos artystki dopełnia to, co dzieje się w warstwie muzycznej. Każdy z instrumentów harmonijnie współgra z linią wokalu. W jednym momencie gitara rytmiczna „odpowiada” artystce krótką i zwięzłą frazą między wersami, w innym dołącza jazzująca trąbka i grzechoczące, napędzające utwór perkusjonalia.

Uczucia nie są jednowymiarowe

W „I’m Lying” Vera Sola śpiewa o konflikcie wewnętrznym. Pozornie sprzeczne, a jednak współistniejące stany towarzyszące miłości, opisuje w chwytliwym refrenie. Emocjonalny wokal artystki wywołuje na skórze przyjemne dreszcze – zwłaszcza wtedy, gdy do powtarzającej się frazy „I love you” Vera z ironicznym uśmiechem dośpiewuje „I’m lying”. Prowadzi ze słuchaczem pełną napięcia grę i zwraca uwagę, że ludzkie uczucia nie są jednowymiarowe. Podkreśla, że można szczerze kochać i wyrażać to wprost, a także ukrywać prawdziwe emocje pod przykrywką rzuconego quasi-przypadkiem „kłamię”.

Utrzymana w rytmie walca „Desire Path” opowiada o rozliczeniu z przeszłością i teraźniejszością oraz żalem po burzliwej relacji. „Hands” natomiast charakteryzuje ciężar, który może kojarzyć się z twórczością Nicka Cave’a. Czym jednak byłby album bez muzycznego twistu? Punkt zwrotny stanowi „Blood Bond” – zaczyna się spokojnie, lecz w połowie atakuje swoją niemalże punk-rockową intensywnością. Sprzęgające gitary i ostrzejsza perkusja na moment wyrywają z balladowego kołysania.

fot. Ebru Yildiz/materiały promocyjne

Album dla wymagającego słuchacza

Dla słuchacza, który został wychowany w erze prostych, chwytliwych piosenek, czas spędzony z tym materiałem może stanowić wyzwanie. Utwory zebrane na albumie Soli wymagają od odbiorcy skupienia, dlatego podczas odsłuchu zdecydowanie nie należy wciskać przycisku „shuffle play”. Jeśli należysz do odbiorców, który oczekują od muzyki jakościowego brzmienia i dbałości o szczegóły, ten album z pewnością zaspokoi twoje potrzeby. W mojej ocenie „Peacemaker” to materiał, którym można delektować się bez końca.

Muzyka:

Bad Idea – https://www.youtube.com/watch?v=3ug-1Dof5U8

I’m Lying – https://www.youtube.com/watch?v=xeiwo44yKVI

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.