Gdy na zewnątrz robi się coraz zimniej i coraz ciemniej, zdecydowanie więcej czasu spędzamy w zamkniętych, ciepłych i rozświetlonych pomieszczeniach. W naszej jesienno-zimowej codzienności wyjątkowo długo towarzyszą nam jarzeniowe światła, centralne ogrzewanie i inne ułatwiające życie cywilizacyjne udogodnienia. Oswojony świat domów i biur uważamy za miły i wygodny, ale nasza skóra nie zawsze podziela ten entuzjazm.

Najczęściej zastanawiamy się nad tym, jak ochronić skórę przed atakami z zewnątrz, czyli przed słońcem, mrozem, wiatrem. Cztery kąty, w których wypoczywamy i pracujemy, wydają nam się raczej przyjazną i bezpieczną oazą. Jest tam ciepło, jasno, wygodnie. To prawda, jednak za komfort domowego jesienno-zimowego bytowania często płacimy przesuszoną, zszarzałą, a czasami nawet podrażnioną skórą.

W oparach klimatyzacji, w sąsiedztwie kaloryferów…
Technologiczne rozwiązania, które regulują temperaturę i pozwalają dostosować ją do naszych potrzeb, sprawiają, że powietrze w pomieszczeniach staje się niemal zupełnie pozbawione wilgoci, co działa wysuszająco na skórę. Taki mikroklimat wyjątkowo daje się nam we znaki zwłaszcza wtedy, kiedy i tak cierpimy z powodu suchej cery. Przebywając długo w biurze i w domu, musimy przede wszystkim zabezpieczać się przed ucieczką wody. Zaniedbanie tej czynności sprawi, że skóra szybko stanie się nieprzyjemnie napięta, a dyskomfort odczujemy wręcz fizycznie.

Zmaltretowanej cerze trzeba dostarczyć lipidów, aby odbudować płaszcz ochronny i zastopować ubywanie wilgoci. Z dostępnych produktów warto wybierać takie, które zawierają witaminę E, to znaczy antyutleniacz. Zwalcza on wolne rodniki rozregulowujące procesy zachodzące w skórze, m.in. uszkadzające lipidy. Równie dobrze pomagają odbudować strukturę lipidów kremy bogate w oleje i tłuszcze. A preparaty zawierające mocznik silnie nawilżają i zmiękczają wyschnięty, czasami nawet szorstki naskórek. Gdy natura obdarzyła nas zdecydowanie suchą skórą, powinnyśmy sięgać po specyfiki stworzone specjalnie dla niej. Jeśli narzekamy na miejscowe i czasowe odwodnienie cery, ulgę przyniosą nam kremy intensywnie, głęboko, długotrwale nawilżające.

W świetle jarzeniówek
O promieniowaniu ultrafioletowym zwykło się mówić wyłącznie latem. To błąd, bo źródła sztucznego światła, a zwłaszcza wszechobecne w biurach jarzeniówki, także emitują promienie UV. A jak wiadomo, promienie UVA i UVB w dużej mierze odpowiadają za starzenie się skóry, niekorzystnie wpływają też na stan całego organizmu.

Jak więc pielęgnować cerę, gdy nie można uniknąć spędzania wielu godzin w niesprzyjającym nam świetle jarzeniowym? Wariantów może być kilka. Pierwszy z nich polega na wybraniu kremu pielęgnacyjnego zawierającego filtry UV. Drugi, polecany zwłaszcza wtedy, gdy na dworze zimno i wietrznie, na otuleniu twarzy kilkoma warstwami pielęgnacyjnymi. Najpierw wsmarowujemy w skórę krem podstawowy, dobrany do jej rodzaju i do warunków atmosferycznych. Później nakładamy preparat typowo ochronny, zwracając uwagę na jego moc zabezpieczenia przed promieniowaniem UVA (jarzeniówki emitują wyjątkowo dużo UVA, a poza tym ten rodzaj ultrafioletu obecny jest zawsze, niezależnie od pory roku i pory dnia). Na koniec na warstwy kremów kładziemy jeszcze podkład. Nieco lżejsza odmiana składa się z kremu pielęgnacyjnego i podkładu z filtrami. Ta pielęgnacyjno-ochronna opcja ma wielu zwolenników wśród dermatologów. Trzecie wyjście, jeśli komuś taka ilość preparatów wydaje się nadmiarem szczęścia i nadmiarem wysiłku, stanowi używanie kosmetyków zawierających ustabilizowaną witaminę C. Kwas askorbinowy poza mnóstwem pielęgnacyjnych zalet ma właściwość zabezpieczania skóry przed promieniowaniem ultrafioletowym, szczególnie zaś przed UVA.

Pośród elektroniki

Działanie wielu urządzeń elektronicznych nie wpływa pozytywnie na atmosferę wokół nas. Długie ślęczenie przed monitorem komputera może podrażniać skórę. Gdy pojawiają się zaczerwienienia, drobne krostki i miejscowe wysuszenie naskórka, warto koić twarz preparatami łagodzącymi. Należy też pamiętać, że w powietrzu wypełniającym pomieszczenia pełne elektronicznych urządzeń (w biurze non stop włączone komputery, drukarki, kserokopiarki, a w domu telewizor, kuchenka mikrofalowa, pralka, lodówka), proporcje pozytywnie oddziałujących na nas jonów ujemnych i jonów dodatnich zostają zaburzone – zdecydowanie na korzyść tych ostatnich. Zredukowana liczba jonów ujemnych niekorzystnie wpływa na nasze samopoczucie zarówno psychiczne, jak i fizyczne. W skórze ta dysproporcja objawia się odwodnieniem, podrażnieniem, a nawet alergią.

Jak więc stworzyć tak pożądany ujemny klimat? Najbardziej profesjonalnym rozwiązaniem problemu byłoby kupienie jonizatora. Dobre urządzenia tego rodzaju, wyposażone w ekran zabezpieczający przed polem magnetycznym, kosztują zazwyczaj od kilku tysięcy złotych wzwyż, a więc na pewno nie jest to rozwiązanie dla wszystkich. Na szczęście istnieje kilka tańszych sposobów, dzięki którym liczba ujemnych jonów się powiększy. Przede wszystkim – zarówno w pracy, jak i w domu – warto ustawić jak najwięcej kwiatów doniczkowych, bo one właśnie uwalniają jony ujemne. Podobnie działają tzw. lampki solne, czyli bryły soli z zamontowaną w środku świeczką lub żarówką. Najprostszym jednak sposobem pozostaje rozpylanie w przestrzeni wokół nas wody źródlanej lub mineralnej, bo jej cząsteczki rozpryskujące się w powietrzu wytrącają z atmosfery dobroczynne jony ujemne.

W dusznym klimacie

Wspomniane wcześniej jony ujemne oprócz urządzeń elektronicznych nie lubią też dymu papierosowego. Brakuje ich wszędzie tam, gdzie przebywa dużo praktykujących palaczy. Jeśli same palimy lub zmuszone jesteśmy przebywać w atmosferze pełnej tytoniowych wyziewów, powinnyśmy mieć świadomość, że spowalnia to podskórne krążenie krwi, a więc i metabolizm komórkowy, sprawia, że komórki stają się niedotlenione, a w konsekwencji niedożywione. Efekt, jaki możemy dostrzec gołym okiem, to szarość i zmęczony wygląd twarzy.

Cóż poradzić wszystkim nałogowcom lub ich wielogodzinnym towarzyszom? Przede wszystkim, mimo zimna na zewnątrz, wietrzmy pełne dymu pomieszczenia. Taka cyrkulacja powietrza nie tylko odświeża tytoniową atmosferę, lecz także powoduje zwiększenie liczby zbawczych dla nas i naszej skóry jonów ujemnych. Pielęgnując cerę, sięgajmy po kosmetyki wspomagające mikrokrążenie skóry, pobudzające jej metabolizm i zwalczające wolne rodniki. Tak działają m.in. wszystkie kremy zawierające koenzym Q10. Dotleniając skórę, poprawiają jej kolor. Podnoszą też odporność na podrażnienia, co ma duże znaczenie dla stanu skóry przez większość doby przetrzymywanej w zamknięciu. Mają także wpływ na ochronę DNA komórek przed promieniowaniem UV. Na zmęczoną, pozbawioną świeżego powietrza skórę zbawczo działają kosmetyki zawierające tlen. Powodują, że staje się ona elastyczniejsza, świeższa, bardziej zrelaksowana i rozświetlona.

Dekalog skazanego na cztery ściany
•    Nawilżaj powietrze wokół siebie. To spowoduje, że osłabisz choć trochę wysuszającą moc kaloryferów oraz zwiększysz liczbę jonów ujemnych.
•    Nie pal w pomieszczeniu, w którym spędzasz wiele godzin. Jeśli nie przestrzegasz tej zasady, a okoliczności ci na to pozwalają, wietrz pokój bez względu na temperaturę panującą na zewnątrz. Świeże, nawet zimne powietrze na pewno wyjdzie ci na zdrowie.
•    Pamiętaj, że jarzeniówki emitują promieniowanie ultrafioletowe. Jeśli pracujesz w ich świetle, nie zapominaj o kosmetykach z filtrami UV.
•    Gdy swój kontakt ze światem zewnętrznym ograniczasz do krótkiego przemknięcia się między domem a pracą, w wyborze preparatów pielęgnacyjnych weź pod uwagę przede wszystkim warunki panujące w pomieszczeniach.

Tekst: Ewa Stasiuk

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.