I to jest pierwsze pytanie – zagadka, nad którą się zastanawiam. Ale po co się zastanawiasz? – przychodzi mi znowu do głowy. Po co chcesz wiedzieć skąd coś się bierze? Po prostu jest i tyle! Ciesz się swoją kobiecością i z niej korzystaj!
Kto stworzył kobietę?
No tak, ale przecież jak wiem, skąd coś pochodzi, to łatwiej mi to określić, poznać, ująć w jakieś ramy i łatwiej mi z tym żyć. Bo jest określone, konkretne, zamknięte, jest jakieś, coś co można złapać, dotknąć, mieć. I tak sama siebie wpakowałam w znany mi już schemat albo – albo. Bo w naszej kulturze zachodu jedno zawsze musi wykluczać drugie. Jak ja mam racje to druga osoba nie może jej mieć! Jak kobiecość jest wrodzona, to nie może być nauczona. Kaśka, przecież wiesz doskonale, że tak nie jest. Że kobiecość, jak i inne rzeczy na tym świecie, po prostu są i nauczone „I” wyssane z mlekiem matki. I to duże „I” ma tu wielkie znaczenie. Bo „I” łączy kobiecość „genetyczną” z tą nauczoną.
I tu czuję spokój, że jedno nie musi wykluczać drugiego, a wręcz przeciwnie dopełnia! Zaoponujecie pewnie, że odbiegam od tematu. Więc postaram się trochę wytłumaczyć dlaczego genealogia kobiecości ma dla mnie znaczenie.
Nie miałaby znaczenia gdybym była ze swej kobiecości zadowolona, załóżmy jednak, że nie jestem. Więc, jeżeli mam ją dzięki genom, czy też wyssałam ją z mlekiem matki to nic się nie da zrobić. Komu za to podziękować? Za niezmienność czegoś z czego jestem niezadowolona? A tak, mam jeszcze szansę na zmianę, na naukę, na chłonięcie coraz to nowych aspektów kobiecości, rozwijanie i przekształcanie starych. Bo może kobiecość jest jak klocki lego, z których codziennie możemy budować nowe budowle? A choć klocki są w swym kształcie i kolorze niezmienne to przecież zawsze, po pierwsze możemy „dokupić” nowe, a po drugie to my układamy z nich nasze budowle.
Kobiecość według… mężczyzny
Kobiecość. Będąc kobietą cały czas nie wiem czym jest, bo jak ująć w słowa coś co jest tak normalne, powszechne, nieuchwytne, niejednoznaczne, a jednocześnie nie do zbadania? Czym jest kobiecość zapytałam kolegę z pracy? I, czerwieniąc się leciutko, wymienił: wdzięk, tajemniczość, piękno, subtelność, łagodność. Same cechy charakteru. Coś jeszcze? Dopytywałam, no bo gdzie sposób ubierania się, zachowania, poruszania się, gdzie cała mowa ciała, w której podobno jesteśmy mistrzyniami? Gdzie logika, rozum, konsekwencja, zaangażowanie, szybkość i konkret.
W końcu dodał, „wiesz ja widzę to w rysach twarzy”, a następnie określił to jednym nazwiskiem Natalii Portman. I cóż, zgodzę się z nim, dla mnie też. Tylko, do tej listy dodałabym jeszcze – bycie sobą, naturalność, zwiewność, seksualność, spontaniczność, macierzyństwo, czułość i… Scarlett Johansson. Powiedzmy, że już wiem co składa się na kobiecość. Tysiące innych cech, zachowań, emocji.
Kobiecość, kobiecością, co jednak mnie poruszyło i zaintrygowało to to, że po pierwsze tak bardzo chcemy wszystko nazwać, określić i skonkretyzować. Bo czy tak łatwiej nam żyć – jak coś nazwiemy? A nazywamy po prostu, bo boimy się czegoś co jest jak wiatr ulotne i nie możemy tego w żaden sposób zatrzymać, okiełznać i kontrolować?
Po drugie, jak trudno jest nam wytłumaczyć jak rozumiemy czy też jak czujemy dane słowo. Niby wszyscy wiemy, co jakie słowo oznacza jednak czy aby na pewno? Jak powiem słowo ziemia to każdy z nas ją wskaże, będzie wiedział o czy mówię, ale czy jak powiem wdzięk, subtelność, bycie sobą to każdy z nas określi, poczuje to samo? Nie sądzę.
Kobiecość…. hmmmm i co wy o niej myślicie? Jak ją czujecie? Jak ona według was pachnie? Jakimi kolorami się posługuje? Kobiecość niewątpliwie daje siłę i władzę kobiecie, jest pożądana, oczekiwana i wyczekiwana, dlatego czy to ważne skąd jest i czym dokładnie jest? Po prostu z niej korzystajmy, cieszmy się i nasycajmy się nią.