Przez media przetoczyła się fala artykułów i materiałów telewizyjnych o niestworzonych wyczynach osób, którym powierzamy pod naszą nieobecność opiekę nad naszymi domami czy naszymi bliskimi. Zakładając kamerę czy podsłuch, w domu albo pracy, już nie rozpoznajemy, co jest patologią, a co zdrowym zachowaniem.  Czy kontrolując wszystkich i wszystko stać nas jeszcze na ludzkie zwykłe zaufanie?

Dyskusje o słuszności lub nie podglądania i kontrolowania innych dzielą dyskutantów na gorących zwolenników i równie zagorzałych przeciwników. Lubimy podglądać, ale już nie bardzo być podglądanymi. Wszelkie programy telewizyjne z „ukrytą kamerą” biły rekordy popularności – wystarczy wspomnieć choćby Big Brothera czy Mamy Cię. Pełno też w Internecie mniej lub bardziej zabawnych nagrań na Wrzucie czy YouTubie.

A zaczęło się dość niewinnie… Studenci z Cambridge zainstalowali kamerę by sprawdzać, czy zaparzyła się już kawa. Przy okazji mogli podglądać, co robią ich koledzy znajdujący się w zasięgu kamery. To było w 1991 roku.

Dziś monitorowani jesteśmy niemal wszędzie, na ogół nielegalnie. Policja nielegalnie nagrywa kierowców, rodzice nielegalnie nagrywają opiekunki, posłowie – konkurencję polityczną, pracodawcy – pracowników. Istny Orwell! Jesteśmy podglądani w przymierzalniach, przebieralniach, na ulicy, w strzeżonych budynkach , sklepach i na parkingach. Każdy, kto ma aparat telefoniczny z funkcją kamery czy dyktafonu, może je  wykorzystać z niecnym zamiarem. Dlaczego niecnym? Bo wymierzonym w ludzką godność. Prawnicy nie mają wątpliwości – nagrywanie innych bez ich zgody godzi w dobra osobiste chronione prawem.

Rozmowy kontrolowane
Nawet policjanci, mający stać na straży prawa, wykorzystują szpiegowskie metody. Rok temu głośno było o panach z drogówki, którzy przebieg kontroli drogowych i interwencji nagrywali na dyktafon. Jak się później tłumaczyli – nie chcieli być oskarżonymi o wymuszanie łapówek. Niektórzy przestępcy drogowi, by uniknąć mandatów i wpisania punktów karnych, szantażują policjantów oskarżeniem o wymuszenie łapówki. Policjanci, którzy przebieg takiej rozmowy nagrywają na dyktafon, mają za sobą mocny argument, kto kogo szantażuje. Inna kwestia, czy to nie jest też metoda, by rzeczywistą łapówkę wymusić? Kierowca, któremu nagranie z próbą szantażu policjanta się prezentuje jest jak złapany w sieci, w dodatku nie ma pewności, czy i kiedy to nagranie przeciw niemu zostanie wykorzystane. To, co robią policjanci nie jest zgodne z prawem, choć oni bronią się, że co nie jest zabronione, jest dozwolone.

Z tą tezą nie zgadzają się prawnicy – bowiem zgodnie z konstytucją policjant może zrobić tylko to, na co pozwalają mu przepisy prawa.  Co innego kierowca czyli osoba prywatna – on rozmowę w czasie kontroli drogowej może nagrać, bo prawo mu tego nie zabrania. Policjant musi mieć zgodę sądu  i wtedy nagrania są tzw. działaniami operacyjnymi. W USA rozwiązano ten problem – we wszystkich radiowozach zainstalowane są oficjalne rejestratory przebiegu interwencji.

Eksperyment z cukierkami
Jak wiadomo, kontrola społeczna jest potrzebna. Normy są potrzebne. Bo człowiek (choć nie każdy, oczywiście), gdy wie, że nie jest ograniczony prawem i zasadami współżycia w społeczeństwie, nie kontroluje swoich zachowań albo pozwala sobie na łamanie norm.

Z przeprowadzanych przez psychologów eksperymentów wynika, że już dzieci kontrolują swoje zachowania w zależności od tego, czy wiedzą czy nie o ich monitorowaniu. Przy pomocy ukrytej kamery zarejestrowano, co robią dzieci bez kontroli dorosłych. Zostawiano je w pokoju ze słodyczami i komunikatem, żeby słodyczy nie jeść. Oczywiście, dzieci pozostawione bez nadzoru nie miały większych oporów by złamać zakaz. Ale… Dzieci nie sięgają po cukierki, gdy w pomieszczeniu, w którym są same, wiszą portrety rodziców czy innych opiekunów. Mają też duże opory przed sięganiem po nie swoje, gdy w pomieszczeniu nikogo nie ma, ale są za to wielkie lustra, w których dzieci widzą swoje odbicia (a więc mają wrażenie, że są obserwowane). My, dorośli, niewiele się pod tym względem różnimy od dzieci. Niekontrolowani lubimy się czasem niewłaściwie zachować.

Homo fascinans czyli wszyscy jesteśmy podglądaczami
Podglądanie jest przynależne człowiekowi od narodzin, jest naszą naturalną potrzebą. Poprzez podglądanie uczymy się – dzieci naśladując dorosłych stawiają pierwsze kroki, wypowiadają pierwsze słowa, dzielą się z innymi czekoladą czy zabawką. Później chłopcy podglądają dziewczęta w przebieralniach i tak już im zostaje do późnej starości. Jako dorośli ekscytujemy się życiem gwiazd filmowych czy idoli muzycznych podglądanych przez paparazzi. Podglądamy inne narody, inne kultury adaptując nierzadko ich zwyczaje czy poglądy. Według ewolucjonistów około pięciu tysięcy lat przed naszą erą Homo sapiens (człowiek myślący) stał się Homo fascinans (człowiek  obserwator, podglądacz). Podglądamy co tylko się da.

Monitorowanie pomieszczeń przez kamery ma służyć bezpieczeństwu przebywających w budynku osób. Kamery w sklepach mają strzec przed kradzieżami. Ale zawiadujący obrazem z monitorów detektywi czy policjanci niekiedy posuwają się za daleko w kontrolowaniu społeczeństwa. Pracownicy służb monitorujących w krakowskim Realu podglądali klientki w przebieralni, gorzowscy policjanci obserwowali ludzi w prywatnych mieszkaniach, właściciel poznańskiego biura podróży nagrywa swoich pracowników i dozoruje w dowolnym momencie przez Internet, rodzice montują kamery w mieszkaniach, by sprawdzać, jak sprawuje się opiekunka dziecka czy pani sprzątająca. Każdy z podglądaczy ma gotowe argumenty na poparcie słuszności monitorowania –  właściciel biura podróży, że często wyjeżdża i musi mieć podgląd na swoich pracowników pod nieobecność w biurze, rodzice maluchów nagrywają nianie zajmujące się ich bezcennym skarbem w trosce o jego życie i zdrowie, podglądanie gospodyń ma uchronić właścicieli mieszkań i domów przed kradzieżą lub zniszczeniem mienia. Zastanawiające jest tylko, skąd „podglądający” mają tyle czasu, by oglądać, co robią inni przez wiele godzin dziennie? Komu służy takie współczesne „oko opatrzności”?

Pracownicy pod specjalnym nadzorem
Rzeczpospolita donosiła niedawno, że firmowi detektywi zatrudnieni w niemieckich sklepach Lidla rejestrowali za pomocą miniaturowych kamer i raportowali, ile czasu pracownicy spędzają na przerwach, w toaletach czy rozmowach. Niemiecki tygodnik Stern oburzał się, że to metody rodem z enerdowskich służb bezpieczeństwa.

Polscy przedstawiciele sieci handlowych bronią się, że kamery strzegą mienia nie tylko przed kradzieżami klientów, ale także pracowników. Według przygotowanego przez Brytyjczyków Światowego Barometru Kradzieży w Handlu Detalicznym to pracownicy sklepów kradną więcej niż klienci.

Kradniemy, jako pracownicy, nie tylko towary, ale także informacje, bazy danych, programy, strategie, kontakty czy klientów. Niektórzy pracownicy, na odchodne, celowo niszczą efekty swojej pracy pozbawiając opuszczaną – z własnej woli bądź nie – firmę wartościowych danych. Pracodawcy bronią się przed tym instalując w naszych komputerach programy szpiegowskie i archiwizujące, montując podgląd czy zatrudniając strażników.

Kamery ukrywane są w czujnikach przeciwpożarowych i antywłamaniowych, niektórzy z pracodawców mówią wprost, że pracownik będzie pod ścisłym nadzorem – i to jest ok., zgadzają się prawnicy, o ile powiadomiony o monitorowaniu pracownik wyrazi na to zgodę.  Ci, co jak mówią, nie mają nic do ukrycia, nie boją się kamer, ale jaką mamy pewność, w jaki sposób te nagrania zostaną w przyszłości wykorzystane? Czy każde nasze wyjście na papierosa czy do toalety będzie źle widziane? Czy człowiek przez osiem godzin w pracy jest w stanie być skupionym wyłącznie na zadaniach? Może czy nie może wysłać prywatnego maila w godzinach pracy? A pogadać przez telefon? Wyjść na obiad?

Pracodawcy i head hanterzy chętnie zaglądają na internetowe profile i blogi pracowników, by sprawdzić, kim jest w czasie prywatnym, poza kontrolą. Nie ma się już dokąd schować.

Psychologowie stają w obronie zwykłego ludzkiego zaufania, nawołują o więcej serca i duszy, i wskazują, że nowoczesne zarządzanie zmierza do zwiększania zaufania. Bo tylko dobrze traktowany, a nie inwigilowany pracownik odwdzięczy się w dwójnasób pracodawcy.

Co znajdziecie w internecie?
Jest zapotrzebowanie – jest towar. Pod hasłami zapewnienia bezpieczeństwa, producenci i sprzedawcy sprzętu szpiegującego przechwalają się szerokim jego zastosowaniem: „kamery szpiegowskie – ukryte kamery, np. bezprzewodowe, potrafią obserwować i przekazywać obraz na odległość do 100 m w zależności od panujących warunków zewnętrznych – czytamy na stronie producenta akcesoriów detektywistycznych. –  Są idealne do podglądania pracowników, niań, gospodyń domowych podczas naszej nieobecności w firmie czy domu.”

Szeroki jest też zakres usług detektywistycznych: – „Zdecydowaliście się na wynajęcie opiekunki do dziecka? – czytamy na stronie detektyw24.pl. – My wiemy doskonale jak wielka odpowiedzialność spoczywa na rodzicach powierzających los swoich dzieci w ręce „osób z zewnątrz”. Zostawiając dziecko pod opieką NIANI, musicie mieć pewność, że jest ono równie bezpieczne jak w Waszych ramionach. Do Waszej dyspozycji są specjaliści z Detektyw24, którzy dokonają weryfikacji kandydatek na opiekunki, a na wyraźne polecenie przeprowadzą dyskretną obserwację poziomu realizacji jej obowiązków”.

Dalej opisane są metody, dzięki którym firma detektywistyczna zapewni nam komfort psychiczny, że zatrudniliśmy do opieki nad naszym dzieckiem osobę najbardziej odpowiednią:

-kompleksowy wywiad środowiskowy o kandydatce na opiekunkę do dziecka,
-weryfikacja listów referencyjnych oraz zebranie opinii z poprzednich miejsc pracy,
-przeprowadzenie szczegółowego wywiadu medycznego mającego na celu ujawnienie chorób psychicznych lub zaburzeń emocjonalnych, mogących stanowić zagrożenie dla dziecka,
-montaż w wybranych pomieszczeniach mieszkalnych, systemu dyskretnych kamer internetowych, pozwalających na sprawowanie przez rodziców bieżącego nadzoru nad dzieckiem.

Produkowany i sprzedawany jest sprzęt, który można stosować do inwigilacji pracowników, współmałżonków lub innych osób, które zapragnęliśmy szpiegować i kontrolować. Przy pomocy np. keyloggera możemy zapisać wszystko, co podglądana osoba pisze na klawiaturze: – „Jeżeli potrzebujesz poznać czyjeś hasła, najskrytsze tajemnice lub po prostu chcesz wiedzieć z kim i o czym rozmawia, to urządzenie jest Ci niezbędne – zachęca producent. – Keylogger jest niezwykle prosty przez co bardzo skuteczny w swym działaniu. Wystarczy podpiąć go do portu USB w komputerze i podłączyć do niego klawiaturę. Keylogger podzieli to w bardzo czytelny sposób, więc nie będziesz miał problemów z analizą zebranych danych. Hasła do poczty e-mail, komunikatorów, wszelkie loginy i zapisy rozmów będziesz miał dostępne na pendrivie”.

Szpieg i antyszpieg
Rynkową odpowiedzią na bezkarne szpiegowanie jest antyszpiegowanie, a więc chronienie swojej prywatności przed wścibskimi intruzami. Ta sama firma detektywistyczna, która ma w ofercie sprzęt szpiegujący, ma też taki, który na monitorowanie nie pozwala:

„Chcesz kontrolować wybrany obszar za pomocą technik audio-video. A może obawiasz się, że możesz być podsłuchiwany lub filmowany bez twojej wiedzy i zgody? Specjaliści z DETEKTYW 24 sprawdzą to i rozwieją twoje wątpliwości, wręczając Ci do ręki konkretny materiał dowodowy.”

Inna firma, która także sprzedaje sprzęt szpiegowski, oferuje nam „czarodziejski” antyszpiegowski przycisk, dzięki któremu możemy w jednej chwili ukryć przed pracodawcą, mężem lub żoną to, co właśnie robiliśmy w komputerze: -„Niszczyciele naszej sielankowej rzeczywistości. Ci, którzy pojawiają się znikąd, a wraz z nimi strach i potrzeba natychmiastowego przerwania relaksu i powrotu do pracy zanim zorientują się, co się dzieje – czytamy na 2future.pl. – Tradycyjne metody zawodzą, nerwowe klikanie myszką nic nie daje, podobnie jak zakrywanie monitora rękami, czy próby zajęcia szefa własnym wykonaniem najnowszego radiowego przeboju.”

I podsuwają banalne, gotowe rozwiązanie:  „Wszystko sprowadza się do jednego, podłączanego przez port USB przycisku. Można go umieścić w dyskretnym miejscu na lub pod biurkiem, aby mieć go zawsze w zasięgu ręki/nogi i w alarmowej sytuacji jednym jego wciśnięciem wyświetlić na ekranie bardzo złożone wykresy, analizy statystyczne i inne, równie poważne widoki. Jeżeli nie zaspokaja nas żaden z dołączonych na CD szablonów, możemy stworzyć własny (np. zrzut ekranu aplikacji używanej w firmie). W ten oto sposób szef jest zadowolony z naszej pracy, a my – ocaleni”.

Innym pożytecznym urządzeniem jest blokada komputera, która ma służyć „do kamuflowania i ukrywania prywatnych danych na komputerze”. Sprzedawca sprzętu zachęca: – „W dzisiejszych czasach każdy z nas wie, że bezpieczeństwo jest priorytetem. Na ulicach pełno policji, w każdym lokalu ochrona. W takich miejscach czujesz się naprawdę bezpiecznie. A co komputerem? Przecież bezpieczeństwo Twoich danych również jest bardzo istotne. Twój komputer może być narażony na wścibskich kolegów z biura, czy też kogoś z rodzinki szukającego prywatnych wiadomości. Nie znasz dnia ani godziny, dlatego musisz się zabezpieczyć przed niepożądanymi gośćmi. Pomoże Ci w tym Osobista Blokada PC:

-automatycznie blokuje Twój komputer, gdy nie ma Cię w pobliżu
-blokada znika, gdy zbliżasz się do swojego stanowiska
-nie musisz martwić się o swoje dane, blokada doskonale je zabezpiecza”.


Absurd goni absurd

Co innego kontrolować czas poświęcany przez pracowników pracy, a co innego szpiegowanie, inwigilacja i nagrywanie. Pracodawca ma prawo chronić interesy firmy, ale nie kosztem godności i praw do prywatności swojego pracownika. Zapewne mało kto, mając w pracy stały dostęp do Internetu, nie zajrzy co jakiś czas na ulubiony portal czy do skrzynki email. Wielu świadomych tego pracodawców zakłada w komputerach swoich pracowników wszelkie blokady na komunikatory typu gadu-gadu czy skype lub blokuje dostęp do serwisów typu nasza-klasa.pl, facebook.

Z powodu ochrony danych i w obawie przed zawirusowaniem komputerów, pracodawca też często blokuje możliwość ściągania przez pracowników w godzinach pracy i na służbowym sprzęcie darmowych programów lub plików filmowych czy muzycznych. Trudno się dziwić – zgodnie z wymogami prawa, programy na służbowym sprzęcie muszą być legalne a  odpowiedzialność karną za przestrzeganie tych przepisów ponosi pracodawca.

Jednak nagrywanie i monitorowanie pracownika  godzi w jego prawa osobiste, które są chronione. Ponadto niektórzy pracodawcy wykorzystują monitoring do manipulowania czasem pracy.

– Pracowałem w dużej firmie, gdzie były chipy rejestrujące czas pracy – opowiada Andrzej, informatyk. – Program był tak ustawiony, że zawsze pokazywał maksimum osiem godzin, nawet jeśli ktoś pracował 12. Gdy przyszła kontrola Państwowej Inspekcji Pracy nadgodzin nie stwierdzono, a żadnemu kontrolerowi nie chciało się sprawdzić zapisów w serwerze, który pokazywał dokładny czas i miejsce pracy.

Pracodawcy bronią idei monitoringu: – Jestem pracodawcą i jestem za monitoringiem – mówi Krzysztof, właściciel biura podróży. –  Monitoring typu kamery, nasłuch, software powinien służyć ochronie osób, w tym pracowników, i mienia, a także utrzymaniu porządku w sytuacji, kiedy zły pracownik swoim zachowaniem źle wpływa na resztę zespołu. Dlaczego jedni ciężko zasuwają, a inni w tym czasie za to samo wynagrodzenie może spędzać godziny na gg? Poza tym bardzo ważne jest też bezpieczeństwo informacyjne organizacji, nie można dopuścić do wynoszenia  informacji z firmy i sprzedawania tajemnic, kontraktów – mam często dowody na to, że są to niestety powszechne złe praktyki.

To, co wydaje się normą dla pracodawcy, burzy krew u pracownika: – Każdy przypadek wykrycia nielegalnego nagrywania i podsłuchiwania pracownika (z jego woli albo nawet w wyniku zapowiedzenia przez pracodawcę , że będzie nagrywał i podsłuchiwał pracownika) powinien skończyć się wyrokiem skazującym do pryncypała i zakazem wykonywania działalności gospodarczej min. na 5 lat – czytamy na internetowym forum. – Wtedy się nauczy łotrów pracodawców szacunku dla innego człowieka, pracownika i jego wyzyskiwania, jak sam pryncypał będzie utrzymywał się z pracy najemnej. Te pijawki , zamiast adekwatnie płacić za wartość wykonanej, wspólnie uzgodnionej pracy, naliczają do produktu czy usługi pracownika 300%, 500% lub więcej % jego wartości pracy jako zysk i koszty zarządu. No, a żeby mieć niższe ceny konkurencyjne, to próbują przez podglądanie pracownika jeszcze zwiększyć mu normy wydajności, tak aby oni nie mieli zmniejszonych dochodów (zysków).

Oburzona jest tez inna Internautka: – W mojej byłej pracy nie zostałam nawet poinformowana o monitoringu i podsłuchach, co jest moim zdaniem rażącym niedopełnieniem obowiązku pracodawcy wobec mnie, jako pracownika. Przyjmując się do pracy nie jestem własnością człowieka, który tą pracę mi dał i ja jako osoba posiadająca prawa i swobody obywatelskie nie życzę sobie takich form inwigilacji. Chciałby ktoś może, żeby szef wchodził do biura w momencie, gdy konsumuje swoje pierwsze czy drugie śniadanie i zaglądał ci wręcz w kanapkę, żeby sprawdzić, z czym ją jesz, bo widział w kamerze, jak się posilasz? Poza tym uważam, że jeśli pracodawca jest zmuszony monitorować poczynania swojego pracownika, to znaczy, że mu nie ufa, a jeśli nie ufa swoim pracownikom, to nie powinien w ogóle zakładać firmy, ponieważ nie na tym rzecz polega, żeby tych pracowników represjonować, ale żeby nimi umiejętnie i po ludzku zarządzać, a jeśli szef potrzebuje kamer, żeby jego pracownicy mieli wydajnie pracować, najwyraźniej nie potrafi nimi umiejętnie zarządzać. Trzeba pamiętać, że dobrze traktowany pracownik odwdzięczy się rzetelną i wydajną pracą i żadne formy inwigilacji w takim wypadku nie są potrzebne.

Niania z podglądania
To, co nie mieści się nam w głowach jako pracownikom nie ma wiele wspólnego z tym, do czego jesteśmy zdolni jako pracodawca zatrudniający, zazwyczaj na czarno, opiekunkę naszych dzieci. Forum strony internetowej niania.pl bogate jest w porady, jak sprawdzić kandydatkę na nianię.

Młoda, pełna obaw mama pisze: – „Poszukuję właśnie niani dla mojej 5 miesięcznej córeczki. Zgłosiła się pani, bez doświadczenia w pracy jako niania, ale wychowała własne dzieci, a niedawno opiekowała się wnuczką, która teraz poszła do przedszkola. Pani wydała mi się bardzo miła i ogólnie zrobiła dobre wrażenie. No i tu zaczyna się problem, bo mimo że intuicja podpowiada mi, że Pani jest ok, nie mam pewności czy nie jest np. sadystką, psychopatką, złodziejką czy alkoholiczką (oczywiście przesadzam, ale wiadomo, że obawy młodej matki są bardzo silne). Poradźcie proszę jak sprawdzić, czy Pani jest właściwą osobą do opieki nad dzieckiem”.

Porady są od wyważonych, w stylu: „proszę spędzić z nianią i dzieckiem jakiś czas lub popytać sąsiadów i znajomych – może oni kogoś polecą” aż po drobiazgowe instrukcje jak i gdzie podłączyć kamerę i podsłuch, okraszone makabrycznymi opowieściami  o opiekunkach znajomych i ich znajomych.

Agnieszka, niania z Warszawy uspokaja: – Pani Aniu, niech Pani ignoruje takie niemądre wypowiedzi. Powiem Pani jako niania… Dwa tygodnie obserwowania opiekunki to wystarczający czas, żeby troszkę nabrać zaufania. Proszę z tą Panią dużo rozmawiać i nie koniecznie tylko o dziecku. Jeśli wytworzy Pani miłą, przyjazną atmosferę, to niania się otworzy i da się poznać na tyle, że będzie Pani spokojniejsza. Resztę proszę pozostawić własnemu dziecku. Pani je zna doskonale i jeśli będzie coś nie ta,k zauważy Pani po reakcji dziecka. Proszę je obserwować. Dziecko które nie lubi niani albo boi się jej, to choćby miało tylko 3 miesiące pokaże to swoimi reakcjami. I niech Pani spróbuje mieć pozytywne nastawienie. To pomaga… Jestem pewna, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Kryzys zaufania kryzysem człowieczeństwa?
Pod pozorem zapewnienia bezpieczeństwa dziecku, rodzice szpiegują nianie kamerą i sprawdzają w zapisie, czy ta dość angażuje się w rozwój dziecka:

– Zatrudniliśmy opiekunkę na naszej 10 miesięcznej córeczki – pisze na internetowym forum niejaka ma.mba. – Podglądamy ją kamerą i wiemy że nie bawi się z nią na podłodze. To znaczy nie pokazuje jej zabawek, nie układa klocków, chociaż mówiła (na rozmowie kwalifikacyjnej) że razem z dzieckiem „tarza” się po podłodze. Czy nakarmienie, położenie dziecka spać i pilnowanie żeby nie zrobiło sobie krzywdy to standard i nie można wymagać niczego więcej? Za 1500 zł miesięcznie mogłaby chyba troszkę się postarać i poświęcić dziecku więcej uwagi, a nie tylko obserwować je z kanapy? Czy ja mam za duże wymagania i powinnam się cieszyć że jest cierpliwa a dziecko nie płacze na jej widok?

Jeśli rodzic nie ufa swojej intuicji oraz opiekunce, z pewnością uzbroi się w sprzęt, który zapewni mu komfort psychiczny. Ale czy na pewno? Może kontrolować – i to wyłącznie za zgodą osoby kontrolowanej – to, co robi ona w jego prywatnym mieszkaniu. Wyjście na spacer, zabawa w parku będzie już poza jego kontrolą.
A czy jeśli opiekunka odmówi monitorowania oznacza to, że ma cos niecnego do ukrycia przed rodzicami dziecka? – Niania chce, aby jej najnormalniej w świecie zaufano – mówi Basia, opiekunka z Krakowa. – Dla mnie to nie tylko praca, ale powołanie. Czyżby nadchodziła epoka o zerowym stopniu zaufania? Widzenia wkoło samych zagrożeń, braku szacunku i miłości? Ten świat schodzi na psy. Przecież nie jesteśmy szaleńcami, potworami. Musimy sobie ufać!

Kasia, pracująca w branży PR mama dwójki chłopców, ufa swojej opiekunce bezgranicznie: – Widzę, jak reagują na nią moje dzieci, doświadczam jej oddania i zaangażowania. Jednak w chwili zwątpienia, gdyby chodziło o bezpieczeństwo moich chłopców nie zawahałabym się, by użyć kamer. Nie podglądam mojej niani, bo jej ufam.

Podglądacze mogą wpaść w pułapkę podglądania. Mogą dowiedzieć się i usłyszeć rzeczy, o których woleli by nie wiedzieć – tak jak pewna pani, która nagrywała w swoim domu opiekunkę dzieci oraz panią sprzątającą. Dowiedziała się o sobie tyle przykrych rzeczy, że popadła w kompleksy. Zaczęła drastycznie się odchudzać, bo nie chciała być już „grubą świnią”, a na hasło „śpią na pieniądzach” popadła w paranoję zabezpieczeń majątku przed złodziejami.

Poza tym – co byśmy zobaczyli, gdyby to rodziców – bez ich wiedzy – zaczęto nagrywać na kamery… Może lepiej, że nie wiemy, ile krzywd potrafią zrobić dzieciom ich kochający rodzice.

Musimy sobie ufać – wielokrotnie powierzamy swoje życie, swoje zdrowie i swoje kompetencje obcym ludziom. Nie jesteśmy w stanie sprawdzić ani wszystkich pracowników ani pracodawców, ekspedientów, sąsiadów, prawników, lekarzy. Wsiadamy do samolotów, samochodów, pociągów ufając tym, którzy je prowadzą; korzystamy z usług rozmaitych specjalistów i nie myślimy przecież, że każdy z nich chce nas oszukać lub zrobić nam krzywdę. Słuchajmy intuicji, zaufajmy życiu, choć czasem naprawdę nie jest bajką…

 

Renata Mazurowska
www.wpelnidnia.pl
http://bliskoniezablisko.pl

2 komentarze
  1. No ostatnio jest moda na podsluchiwnaie. Podobno coraz wiecej ludzi z obawy przed inwigilacja korzysta z roznego rodzaju wykrywaczy podsluchow, tego rodzaju urzadzenia mozna kupic w sklepach ze sprzetem detektywistycznym (np. w Seko czy Alfatronik)

  2. Osobiście uważam, że powinna panować zasada ograniczonego zaufania. I wcale nie świadczy ona on odczłowieczeniu. Jeśli ktoś powierza obcej osobie mój największy skarb, jakim jest jego dziecko, to chce mieć pewność, że nie dzieje mu się krzywda. Dlatego Moja znajoma kupiła w spy szopie szpiegowską kamerę i nagrywała nianię. Kiedy przekonała się, że jest ok. wyłączyła urządzenie. Nie jest paranoiczką tylko dba o to, co kocha.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.