Nikt nie ma setek przyjaciół. Choć na Face Booku wydawać by się mogło, że wręcz przeciwnie. Każdy z użytkowników tego serwisu otoczony jest gromadą innych użytkowników. Jedni są mniej inni bardziej ważni. Ale najważniejsze jest to, że portale społecznościowe wcale nie są dla społeczności.


„The Wall Street Journal” wieścił rok temu schyłek portali społecznościowych. Te jednak, przynajmniej w Polsce, świetnie się mają, co więcej – powstają wciąż nowe. W ostatnich tygodniach chociażby: naszechoroby.pl, mywpracy.pl, biznes-klasa.pl, dobrzypolitycy.pl, startups.pl, szufler.pl, gomze.pl, friends.pl i inne. Każdy internauta zna lub słyszał o goldenline.pl, profeo.pl, flickr.com, czy grono.pl. Masowe zrzeszanie się w społeczności internetowe jest już celem żartów i parafraz, jak np. serwis naszaklata.pl.

Stara miłość nie rdzewieje

Czy słyszałaś o jakimś rozbitym małżeństwie przez serwis nasza-klasa? O odnalezionych po latach miłościach, które wreszcie mają szansę się spełnić? Przez media przetoczyła się seria takich historii, jak np. taka:

Od siedmiu lat byłem, do niedawna, z ukochaną kobietą. Przez ten czas mieszkaliśmy razem, prowadziliśmy wspólne, zwyczajne życie. Wspólni znajomi, imprezy, wakacje plany. Mieliśmy też własna gospodarkę. Na przełomie grudnia i stycznia odezwał się do niej znajomy z Naszej Klasy. „Chłopak” z lat młodzieńczych, kiedy to chodzenie razem polegało na trzymaniu się za rękę. No i po 20 latach zaczęli korespondować. Ona przy mnie, on z Polski (mieszkam dość daleko). No i okazało się, że przez niecałe dwa miesiące, pisania listów i rozmów telefonicznych, chłopiec z Naszej Klasy tak był podkręcony, że zdecydował się przyjechać, aby skonsumować to, co nie zostało skonsumowane lata temu. Moja dziewczyna powiedziała mi , że jedzie w sprawach służbowych na tydzień może więcej, nie wiadomo dokładnie gdzie. Ja, mając jako takie zaufanie, pomogłem się spakować, znieść walizę do samochodu i w sumie to wszystko, po prawie dziesięciu wspólnych latach.

Sposób załatwienia tego wyjazdu mi się nie spodobał, po niecałych trzech dniach wiedziałem,  że mnie zdradza. Gdy zadzwoniłem, nie chciała wracać. Przyjechała do mieszkania tylko po ciuchy, kilka książek, płyt. Dwie walizki, to wszystko. Płacząc, prosiła o wybaczenie, o ewentualną możliwość przyjazdu z powrotem, gdyby coś miedzy nimi się nie udało itp. To ja musiałem ją uspokajać. No i po prawie dziesięciu wspólnych latach, kiedy to sama mówiła o ważności rozmów, prawdomówności, szczerości itp. wybrała innego, po niecałych 2 miesiącach rozmów przez telefon i 4 dniach wspólnych w hotelu (wcześniej widzieli się 20 lat temu).  Powiedziała mi że chce zaryzykować, byłem niezbyt romantyczny i nie czuła się przy mnie bezpiecznie. Stan na dzisiaj jest taki – mieszka z nim, mają wspólne zdjęcia na Naszej Klasie. On opisuje wspólne fotografie jako „moja wielka miłość po latach”. Zameldował ją u siebie, utrzymuje bo przecież ona nie ma na razie pracy itp. A ona już po 3 tygodniach od wyjazdu pisze mi i mówi przez telefon, że mnie kocha, tęskni za mną. Że gdyby mogła chciałaby być ze mną.  Nie twierdzę, że NK jest czemukolwiek winna, jednak ułatwia ludziom niedojrzałym i chwiejnym emocjonalnie przewracać życie do góry nogami – swoje i innych. Mój kolega podsumował to tak: „banda dorosłych niedorosłych debili, którzy myślą, że mogą powrócić i wskrzesić historie sprzed lat, kiedy to czasy były mało skomplikowane, bezproblemowe, a miłość bez zobowiązań i do tego szczeniacko radosna”. A potem przychodzi opamiętanie, za późno.

Inne portale społecznościowe, na których można kolekcjonować znajomych, to m.in. Goldenline, Bebo, Facebook, Grono czy LinkedIn. Tu też zawierają się znajomości, czasem powstają lub kończą się związki.

Cyberzemsta

Portale społecznościowe to także łatwy dostęp postronnych do zapisanych w nich osób. Można np. powiadomić dowolne grono osób o każdym draństwie, jakie nas spotkało – niech no tylko upatrzona ofiara ośmieli się opublikować swój profil.

Aśka: – Kochanka mojego męża zalogowała się na Naszej Klasie, z dumą prezentując tam swoje zdjęcia z wakacji, oraz 98 znajomych, wśród których była też jej rodzina. Powysyłałam wszystkim jej znajomym wiadomości, że ona miała romans z moim mężem, na co mam dowody, świadków. Rozbiła moje małżeństwo. Pewnie już myślała, że jak jest rozwód, na który ja się zgodziłam, to że będzie mieć święty spokój ze mną i nie podejrzewając niczego zalogowała się na Naszej Klasie. Lubię ten portal, naprawdę ma wiele możliwości! Od porzuconej i pokrzywdzonej żony, której mąż i kochanka zniszczyli życie, wymaga się, aby była kulturalna i stabilna emocjonalnie, dużo mówi się o godności osobistej, może i jestem dziecinna i żałosna, ale to, co zrobił mi mąż, to już podłość. Zdrada i porzucenie to ogromna krzywda zadana drugiej osobie, to zniszczenie drugiej kobiety jako żony, partnerki i przyjaciółki, towarzyszki życia.

Psycholodzy daleko są od tego, by za niepowodzenia w małżeństwie winić serwisy czy portale społecznościowe – one tylko zdradę ułatwiają komuś, kto i tak prędzej czy później by to zrobił. Czy to dlatego, że znajdzie „miłość swojego życia”, czy też dlatego, że od jakiegoś czasu przeżywa kryzys w związku, czy z każdego innego powodu. Spotkana nowa lub odzyskana stara znajomość tylko to pragnienie zmiany wyzwoli. Z internetem jest jak ze wszystkim – to tylko narzędzie. Jak np. nóż – od nas zależy, czy pokroimy nim chleb, czy wbijemy komuś w serce.

Prawdziwe społeczności tworzą się latami

Mit jednej wielkiej internetowej rodziny, to tylko mit. Na portalach każdy się chwali czym tylko może – dostatnim życiem, udaną rodziną, szczęśliwym małżeństwem, wakacjami w Peru, fajną pracą. Jeśli nie ma się czym chwalić – milczymy zagadkowo. Tyle zewnętrzny anturaż. A co wewnątrz? Często frustracja i konstatacja, że inni mają lepiej niż ja. Wszystkim się udało, mnie nie. Gdy zaspokoimy pierwszy głód informacyjny, co tam u naszych starych znajomych, wirtualna rodzina przestaje nas fascynować. Kontakty są coraz rzadsze, tematów do rozmowy coraz mniej. Możemy się przenieść do innej społeczności, mniej lub bardziej sprofilowanej, gdzie znów nasze pojawienie się oświetli przez chwilę wirtualny blask reflektorów, dopóki nie przyjdzie ktoś bardziej atrakcyjny, po  prostu nowy.

Sama obecność w serwisach społecznościowych nie tworzy społeczności. Prawdziwa społeczność to wspólna troska o wspólne dobro, wzajemna pomoc, wspólne działania, ten sam cel.

Tak jest np. w serwisie wegetarianie.pl, który powstały z prawdziwej potrzeby zrzeszenia się. Gdzie można uzyskać poradę na temat właściwego odżywiania, przepisy wegetariańskich potraw, wyszukać adresy sklepów, poczytać o ochronie środowiska i ekologii, wymienić się wrażeniami z lektur czy umówić na manifest.


Nieprawdziwe profile

Profil każdego może założyć każdy. Wielu VIPów, choć nie zakładało konta, ma swoje profile w sieci, choćby Dalajlama. I, oczywiście, ma wielu „przyjaciół” na swojej stronie.

Ale nie każdy jest Dalajlamą. Co wtedy, gdy nas ktoś nie lubi? Może np. stworzyć nasz złośliwy profil. Fałszywe konta gwiazd świetnie służą oszustom i przestępcom internetowym: niedawno w biznesowym serwisie społecznościowym LinkedIn pojawiły się odnośniki do stron zawierających złośliwe oprogramowanie. Fałszywe konta podszywały się pod takie gwiazdy jak Beyonce, Kirsten Dunst czy Christina Ricci.

Na naszym rodzimym rynku społecznościowym także dochodzi do spektakularnych wydarzeń kryminalnych – w grudniu 2008 roku policjanci zatrzymali mężczyznę, który za pomocą fałszywego profilu (nawiązującego do znanego producenta programów antywirusowych) na Naszej Klasie wyłudzał od osób prywatnych i firm pieniądze.

Zasoby serwisów społecznościowych to gratka nie tylko dla przestępców internetowych – to największe bazy danych dla reklamodawców, pracodawców i… policji

Prawdziwe profile
Zastanówmy się tylko przez chwilę… Podajemy swoje imię i nazwisko, wiek, czasem piszemy, gdzie pracujemy, jaką mamy rodzinę – no istny profil konsumenta. W dodatku darmowy!

Nasz profil to także gotowy list gończy – policjanci śledzą interesujące ich opisy, a w razie konieczności zakładają fikcyjne konta, by mieć większy dostęp do informacji o sieci powiązań, zależnościach, czy nawet przebiegu dotychczasowego życia. Poznana przez nas niedawno osoba z serwisu społecznościowego może okazać się wyłudzaczem informacji, przestępcą, kochanką naszego męża, marketerem, specjalistą sprzedaży a w końcu – nie zdziwiłabym się – i naszym mężem. A kim jesteśmy my, jeśli jesteśmy „tylko” sobą? Naiwnym internautą?

W styczniu tego roku dokonano pierwszego zatrzymania podejrzanego dzięki społeczności Facebook. Pewien 21-latek postanowił okraść sejf jednego z pubów w Queenstwown w Nowej Zelandii. Tak się zgrzał przy pracy, że zdjął ochraniającą jego tożsamość czapkę i inne elementy garderoby, co zostało idealnie zarejestrowane przez kamery, gdy już wychodził z pubu. Nagrany w ten sposób portret przestępcy umieszczono w Facebooku prosząc o pomoc użytkowników. Włamywacz został rozpoznany i ujęty.

Twój przyszły pracodawca także nie omieszka sprawdzić Twoich profili w serwisach społecznościowych. Jedna z internautek dzieli się wrażeniami z rozmowy kwalifikacyjnej: A co powiecie na to? Po oficjalnej rozmowie w sprawie pracy, zostałam zagadnięta przez osobę prowadzącą te rozmowę – „Dlaczego nie można pani znaleźć na Naszej Klasie?”. Odpowiedziałam, że cenię sobie moją prywatność, ale wyraźnie czułam podtekst, że niby mam coś do ukrycia. To nie było częścią oficjalnej rozmowy – podkreślam – ale mimo wszystko poczułam się urażona… Myślicie, że to ok., że pracodawcy sprawdzają profile swoich przyszłych pracowników?

Zyski portali społecznościowych

Do bardziej rentownych serwisów społecznościowych zalicza się serwis Fotka.pl, który miał w 2008 r zarobić 5 mln zł, a także Nasza Klasa [zarejestrowanych 11 milionów użytkowników], której właściciele nie chcą się dzielić szczegółowymi danymi. Za serwis Epuls.pl [trzy miliony użytkowników] wydawnictwo Gruner+Jahr zapłaciło kilkadziesiąt milionów złotych.

Za 1,6 proc. udziałów w Facebook Microsoft zapłacił aż 240 milionów dolarów, czyli więcej niż wynoszą roczne przychody serwisu. Za przejęcie MySpace koncert Ruperta Murdocha zapłacił 580 milionów dolarów. Mieć w jednym miejscu miliony lojalnych użytkowników to pewny zysk.

Społeczności biznesowe
W portalach biznesowych teoretycznie chodzi o to, by grupowały się społeczności branżowe. Trzeba podać swoje prawdziwe dane, opublikować cv, ale nie trzeba rozmawiać wyłącznie o pracy. Można zapisać się lub stworzyć grupy dyskusyjne, zapraszać i dodawać znajomych, oferować swe usługi, szukać pracy. Możemy utrzymywać kontakty z osobami, z którymi zetknęła nas zawodowa ścieżka, ale też dowiadywać się, jak się pracuje u różnych pracodawców.

Jednak jak podaje Internet Standard, powołując się na badania zlecone przez Profeo.pl, ponad połowa osób zarejestrowanych w biznesowych portalach społecznościowych deklaruje, ze nie dzieli się wiedzą i doświadczeniem zawodowym z innymi użytkownikami. Czego, jeśli nie wiedzy, szukają internauci w portalach biznesowych? Tylko 38 proc. z nich bierze udział w merytorycznych dyskusjach. Większość użytkowników pozostaje bierna bądź korzysta z serwisu by zebrać informacje o interesującej ich branży.

Czego to ludzie nie wymyślą

Bardzo sprofilowanym serwisem gromadzącym zainteresowanych wokół problemu jest serwis Naszechoroby.pl. Każdy z nas prędzej czy później jest na coś chory, więc czemu by nie podzielić się z innymi swoim schorzeniem? Jest przynajmniej jakaś pewność, ze zostaniemy zrozumieni i znajdziemy niejakie wsparcie. Jednak specjaliści od bezpieczeństwa w sieci ostrzegają, że profile mogą być wykorzystywane do zbierania tzw. „wrażliwych” danych osobowych.

„Połączyły nas choroby” – wieści na stronie głównej serwis Naszechoroby.pl. By mieć dostęp do użytkowników trzeba założyć swój profil i być zalogowanym. Zarejestrowani użytkownicy skupiają się wokół poszczególnych schorzeń i dzielą się wzajemnie swoją wiedza i doświadczeniem na ich temat. Administratorzy serwisu obiecują na stronie, że już wkrótce za udzielane na portalu porady będzie można otrzymywać wynagrodzenie. Założyciele Naszych Chorób uznali swój pomysł za nowatorski. Trudno zaprzeczyć.

Jednak wątpliwe wydaje się, po co przy rejestracji użytkownik podać musi m.in. grupę krwi czy wzrost i wagę? Podanie tych danych warunkuje utworzenie profilu. Czytamy w regulaminie:

„Rejestracja w serwisie polega na wypełnieniu internetowego formularza rejestracyjnego, dostępnego na stronie www serwisu, z podaniem aktualnych, pełnych i prawdziwych danych o swojej osobie: imieniu, nazwisku (nieobowiązkowe), miejscu zamieszkania, adresie e-mail, dacie urodzenia, roku, grupie krwi, wadze, wzroście oraz wyrażeniu zgody na przetwarzanie danych osobowych, także w przyszłości oraz zapoznaniu się z treścią regulaminu. (…) Dane osobowe przekazywane są w celu zarejestrowania użytkownika w serwisie oraz mogą służyć celom statystycznym i marketingowym właściciela serwisu”.  Już w styczniu tego roku w regulaminie pojawił się dodatkowy wpis: „UWAGA Portal ma charakter informacyjny nie konsultacyjny ! Informacje, rady i sugestie użytkowników zawarte w portalu nie mogą zastępować wizyt i konsultacji z lekarzem (dodano 7.I.2009)”.

Specjaliści ostrzegają, że tzw. „dane wrażliwe” mogą być wykorzystywane przez potencjalnych pracodawców albo firmy farmaceutyczne i ubezpieczeniowe.

Na szczęście internauci potrafią tez zachować zdrowy rozsądek i dystans – na forum jednego z portali, tuż po pojawieniu się serwisu Naszechoroby.pl w sieci, pojawił się dowcipny komentarz:

„Nasze choroby” są elementem strategii rządowej reformy służby zdrowia opartej na haśle „Pacjencie! Lecz się sam!” Według PIS jest to oczywiście zamiatanie prawdziwego problemu pod dywan. Tymczasem badania statystyczne przeprowadzone na prośbę PO jasno pokazują, że 98% staruszek i staruszków zalegających pod drzwiami przychodni od 4 nad ranem i zajmujących po 3, 4 miejsca w kolejkach dla znajomych, cierpi w gruncie rzeczy na nieuleczalną hipochondrię. Nocno-poranna wizyta w przychodni stanowi też istotny element życia towarzyskiego hipochondryków… właściwie to jest ich główny cel. W momencie upowszechnienia „Naszych chorób” hipochondrycy przestali zrywać się o 3 nad ranem by pędzić pod drzwi zamkniętej przychodni. Teraz w ogóle już nie śpią i dzielą się swoimi doświadczeniami 24 godziny na dobę. Nikt im już nie zamyka drzwi przed nosem mówiąc „Już 22, zaraz zamykamy”. (…) Niebawem otwarty zostanie dział „Obejrzyj moje jelito grube” a potem „Nasze woreczki żółciowe”. Choć sprawa jest mocno dyskusyjna, fakty stanowią same za siebie. Nakłady na służbę zdrowia okazały się pierwszy raz w historii Rzeczypospolitej zbyt duże, a lekarzom po woli zagląda w oczy widmo bezrobocia.


Słówko na koniec

Zanim popadniemy w zachwyt nad możliwościami kolejnego serwisu społecznego, zastanówmy się, czy nowo pozyskane znajomości albo odnowione stare warte są tego, co po nas zostanie w sieci. Chyba się wypiszę z Naszej Klasy…

 

Renata Mazurowska
www.wpelnidnia.pl
http://bliskoniezablisko.pl

233 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.