Gdzie nie przyłożysz ucha, tam gender. Nie wiadomo, czy klaskać, czy lecieć po gromnicę.
Tekst: Sylwia Skorstad
Słowo „gender” stało się ostatnio bardzo modne. Mówią o nim biskupi, politycy, dziennikarze i feministki. Można odnieść wrażenie, że każdy ma własną definicję tego pojęcia, co przeszkadza w skutecznej komunikacji. Dla jednych to rogata i podejrzana ideologia z Zachodu, dla innych pożyteczna dziedzina wiedzy o płci kulturowej. Kto ma rację?
Słyszałyście dowcip o Polaku, który lecąc po raz pierwszy do USA musiał wypełnić formularz imigracyjny? Nieborak mający niewielkie pojęcie o języku angielskim w rubryce „sex”, czyli „płeć” zadeklarował: „2 razy w tygodniu”. Żarty żartami, ale takie wpadki zdarzały i zdarzają się wielu ludziom, bo angielskie słowo „sex” ma podwójne znaczenie. Z tego powodu, gdy chodzi o płeć, zastępuje się je coraz częściej słowem „gender” mającym to samo znaczenie. W szerszym rozumieniu „gender” to określenie płci społecznej. Jest tym wszystkim, co poza biologią decyduje o nas samych. I tu poglądy przedstawicieli reprezentujących różne wizje świata zaczynają się rozmijać.
Zapisane w genach?
Jedni są skłonni uważać, iż niemal wszystkie cechy płciowe są determinowane biologicznie. Rodzimy się z nimi i kropka. W naszych genach zapisane jest więc na przykład, że jako dorośli wybierzemy dany rodzaj zawodu, charakterystyczne dla płci hobby, sposób spędzania wolnego czasu itp. Inni z kolei stoją na stanowisku, iż co prawda biologia determinuje niektóre cechy mężczyzn i kobiet, ale tak samo silnie robi to kultura. Czy mężczyźni lubią majsterkować, a stronią od zmywania naczyń, bo tak ich wychowano, czy też mają ku temu biologiczne predyspozycje? Czy Polki wykonują około 80% rodzicielskich obowiązków, bo sprawia im to frajdę, czy bo mężczyznom jest tak wygodnie myśleć?
Kobieta – domowy anioł
Można zapytać, czy to ma w ogóle jakieś znaczenie, co wpływa na naszą tożsamość płciową. Różnice w zachowaniu kobiet i mężczyzn widać gołym okiem i zdawałoby się, że nie ma powodu o nich dyskutować. Nie byłoby, gdyby nie fakt, że zawsze znajdzie się ktoś, kto argumenty jednej lub drugiej strony wykorzysta do „udowodnienia” jakiejś racji. Na dodatek będzie twierdził, że takie lub inne zachowanie odbiegające od jego wizji świata lub średniej statystycznej jest „pogwałceniem natury”.
I tak w Arabii Saudyjskiej duchowni przekonują kobiety, by nie łamały zakazu prowadzenia samochodów, bo to źle wpływa na ich jajniki. Z pełną powagą sięgają po argumenty pseudomedyczne, by zniechęcić kobiety do większej mobilności i niezależności. W Europie przez wieki kobietom odmawiano prawa do edukacji, dowodząc, że z natury są „aniołami stróżami świętości domowych”, a ich największą zaletą powinna być pracowitość, w czym „przeładowany intelekt zawadza”. Kariera naukowa Marii Curie-Skłodowskiej zawisła na włosku, gdy z powodu płci nie chciano jej przyjąć na prestiżową uczelnię. W Skandynawii zaś do niedawna niektórzy naukowcy przekonywali, iż nie ma różnic w budowie mózgu kobiety i mężczyzny, tym samym odrzucając szereg odkryć swoich kolegów po fachu.
To wszystko z perspektywy człowieka nowoczesnego brzmi nieco komicznie, ale ma się specjalnie, z czego śmiać. Ponad 65% współczesnych Polaków uważa, że sprzątanie domu to „naturalny obowiązek kobiety”. Panowie, którzy nie garną się do obowiązków domowych i rodzicielskich, chętnie tłumaczą swoją postawę faktem, iż „kobiety są do tego lepiej stworzone”. Choć dziś w Polsce kobiety i mężczyźni równie chętnie podejmują pracę zawodową, 80% przygotowywanych w domach posiłków robią panie. A kto zmywa po obiedzie? W 77% polskich domów również one. Czemu na przykład w krajach skandynawskich udaje się obowiązki domowe i rodzicielskie dzielić niemal po równo, a w Polsce nie? Czemu przeciętny Polak w średnim wieku poświęca na rozrywki poza domem o wiele więcej czasu niż przeciętna Polka? Czy to przypadek, że w Polsce kobiety zwykły mówić, iż „mąż pomaga im przy dzieciach”, jakby nie był ojcem, a uprzejmym gościem? Odpowiedzi między innymi na takie pytania szukają badacze na kierunku zwanym „genger studies”.
Równe szanse?
W polskiej dyskusji o gender łatwo się zagubić. Argumentom czyjej strony wierzyć? Najlepiej żadnej bezkrytycznie – warto samodzielnie zajrzeć do różnych źródeł, porównać je ze sobą, sprawdzić dane i wyrobić własny pogląd. Oddzielić naukę od religii, opinie od faktów, a politykę od codziennej wiedzy. Zaczynając poszukiwania, warto pamiętać, iż wielu z nas odstaje od średniej statystycznej. Istnieją kobiety, które pragną zostać kierowcami rajdowymi i mężczyźni, którzy kochają balet. Każdy powinien mieć uczciwą szansę na skonfrontowanie swoich marzeń z rzeczywistością.
Wiele znaczeń
Pamiętajmy też, że pod pojęciem „gender” kryje się wiele znaczeń. Czym innym są wspomniane już studia nad kulturowo określonymi rolami męskimi i żeńskimi, czym innym „gender equality”, czyli równouprawnienie płci, czym innym „gender mainstreaming”, czyli strategia w polityce mająca na celu takie transformacje społeczne, które zapewniają równouprawnienie, a czym innym „ideologia gender”. Ta ostatnia akurat jest czystym wymysłem.