„Tu jest magicznie, krajobraz księżycowy, w powietrzu czarny pył, gra Sigur Ros. NIESAMOWICIE”.  Oto treść SMS-a , którego otrzymałam od Beaty Sadowskiej (ambasadorki Zingtravel.pl) i Piotra Welca z fineLIFE.pl drugiego dnia ich pobytu na Islandii. Chwilę później zobaczyłam zdjęcia. Wyrażenie „niesamowicie” nabrało nowego znaczenia.
Tekst: Alicja Krawczyńska, brand manager Zingtravel.pl
Zdjęcia: Piotr Welc/Finelife

Na Islandii spodoba się przede wszystkim osobom, które mają w sobie wrażliwość na ogrom przyrody i dla których bezkresne horyzonty nie oznaczają pustki. W pierwszych chwilach owa przyroda jednocześnie zachwyca majestatem i budzi grozę. Później pozwala odkrywać jej czar, kolory i zmienność. Jak twierdzi Piotr Welc: Potrzeba co najmniej dwóch tygodni, żeby objechać wyspę. Nieważne, gdzie skierujesz aparat, masz szansę zrobić dobre, niepowtarzalne zdjęcie. 

 

 

Odsłona pierwsza – wulkan Hekla

 

Popołudniowa pora dnia, pogoda zmienia się mniej więcej co 10 minut, a wieje jak w Tatrach. Czynny i najwyższy wulkan na wyspie zdaje się ledwie drzemać. Ostatni raz wybuchł w ponad 10 lat temu, wypluwając czarny popiół, który wiatr przenosi z miejsca na miejsce. Przydałyby się kombinezony narciarskie.

 

 

 

Odsłona druga – lodowiec

 

Pogoda nadal zmienna, słońce raz po raz prześwitywało przez chmury. Humory dopisywały, a samopoczucie było znakomite. Czas na kontemplację ciszy i otoczenia. Wrażeniami trzeba dzielić się w samochodzie. Na bieżąco. Brakuje słów, żeby zdefiniować przeżycia. Islandię najlepiej zwiedzać z grupą przyjaciół. Podobno, żeby poznać człowieka, trzeba zabrać go w podróż. Okazuje się, że pobyt na wyspie i wspólne doświadczanie przyrody doskonale sprzyja poznawaniu samego siebie i ludzi wokół.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Odsłona trzecia – Wodospad Gullfoss

 

 

 

Woda przepływa dwoma kaskadami na łącznej wysokości ponad 30 metrów. Islandzcy inżynierowie wykorzystanie siły natury opanowali do perfekcji, więc również i Gullfossa planowali wykorzystać do budowy elektrowni. Głosami mieszkańców miejsce to przekształcono w park narodowy. Na blogu Beaty Sadowskiej odnajdujemy notkę: „W końcu znajdujemy przystojniaka o wdzięcznym imieniu Gullfoss. Jest majestatyczny i tak piękny, że – mimo zimna – nie możemy przestać się na niego gapić.”

 

 

 

Odsłona czwarta – z serca ziemi

 

 

 

Nieprzypadkowo określenie gejzer wywodzi się z Islandii. Stąd pochodzi tłumaczenie tego  słowa, które oznacza „tryskać, wybuchać”. W Islandii znajduje się również dokładnie ten gejzer, od którego wzięła się nazwa dla wszystkich gorących źródeł, czyli Geysir. Mieliśmy okazję go zobaczyć i usłyszeć. Ogromna frajda, bo wybucha niespodziewanie co kilkanaście minut. Ale w czasie naszej wyprawy zobaczyliśmy wiele innych mniejszych, osadzonych w bajkowej kolorystyce. Atmosfera, jaką dało się poczuć przy ciepłych źródłach, działa zadziwiająco. Z jednej strony rześkie, mroźne podmuchy powietrza, a z drugiej kojąca ciepła para wodna. Nic dziwnego, że w głowach lokalnych artystów powstają tak genialne dźwięki. Słuchając Bjork czy Sigur Ros, tak naprawdę słuchamy odgłosów tamtejszej ziemi – podsumowuje Piotr Welc. 

 

1 komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.