Mówi o codziennych rytuałach i wyjątkowym sekrecie ośmielania modeli obawiających się zaistnieć w jej obiektywie. O sympatiach, inspiracjach, pomysłach na przyszłość.
Rozmawiał: Piotr Welc
Zdjęcia: Patrycja Toczyńska 

 

 

 

Piotr Welc: Jesteśmy na planie Warszawskiej Szkoły Filmowej, tuż po sesji dla projektu Nespresso. Lidia Popiel – nie znam drugiej osoby, która miałaby tyle klasy, tyle wdzięku i którą aparat fotograficzny tak bardzo by kochał, jak ją. Czy to jest dar, czy tego można się nauczyć?
Lidia Popiel: Dziękuję bardzo. Chyba muszę wyjść (śmiech). Cóż za piękny początek rozmowy. Ciężko mi mówić o sobie w ogóle, wolę zawsze mówić o innych, innych obserwować. To ludzie są dla mnie inspiracją i motywem do działania.

P. W.: Mnie jednak interesuje twój dar – ten nieuchwytny pierwiastek, który zasila twój talent. Czy myślisz, że taką iskierkę dostajemy, czy też każdy talent jest wynikiem ciężkiej pracy?
L. P.: Ludzie mają ochotę eksperymentować ze swoją twórczością i powinni to robić. Nawet, gdy im ktoś odmawia prawa do posiadania talentu. Myślę, że ludzie mają bardzo wiele talentów, tylko z różnych przyczyn nie rozwijają ich i w konsekwencji je tracą. Twierdzą, że powinni robić coś praktycznego, przydatnego. Otoczenie przyklaskuje pomysłom praktycznym. Potem ci „upraktycznieni” nieszczęśnicy nie mogą rozwinąć się twórczo, choć w głębi ducha czują, że to ważne, aby znaleźć przestrzeń dla swoich pomysłów. Niektórzy znajdują pociechę w działalności obok pracy, której się podjęli, a do której nie mają serca. Szczęśliwcy mogą robić to, co kochają, na co dzień i z tego wyżyć.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

P. W.: Pamiętasz ten moment, w którym zdecydowałaś się przestać być fotografowanym obiektem i stanąć za obiektywem?
L. P. : Oczywiście! Byłam na sesji robionej przez mojego znajomego fotografa. Robił zdjęcia Bognie Sworowskiej i poprosiłam go, by pożyczył mi na chwilę aparat, bo chciałabym zrobić kilka zdjęć. Potem okazało się, że jedna klatka z tego filmu trafiła na plakat firmy kosmetycznej. Poczułam wiatr w plecy. Musiałam nauczyć się fotografować!

P. W.:  Zastanawia mnie, czy chęci wystarczą. Czy miałaś w swoim życiu jakiegoś nauczyciela, mentora, który wprowadzał cię w arkana rzemiosła?
L. P. : Właśnie wtedy, kiedy wzięłam pierwszy raz aparat do ręki, Marek Czudowski napisał mi karteczkę z instrukcjami – przysłona, czas itd. To była moja pierwsza lekcja, która nigdy się nie skończyła, bo nawet dziś się uczę. Uczę się od swoich znajomych fotografów i od fotografów, z którymi współpracuję. Uczę się od studentów, z którymi mam zajęcia.

P. W.:  Teraz ty jesteś mentorem dla innych…

L. P. :  „Mentor” brzmi dumnie. Po prostu prowadzę zajęcia.

P. W.:  „Po prostu” rozciąga się na trzy lata studiów w Warszawskiej Szkole Filmowej. Czy twoim zdaniem przez ten czas osoba średnio zdolna, ale pracowita jest w stanie nauczyć się robić piękne zdjęcia?
L. P. : Oczywiście, to jest umiejętność, która jest przyswajalna. Wystarczy dużo zainteresowania i zdolność obserwowania.

P. W.:  A gdzie zaczyna się pasja?
L. P. : Pasja jest nieodzowna, czy to ta przez małe, czy przez wielkie „P”. Chyba tak samo jest w każdej pracy. Bo jeśli jej nie ma, po co nasze działania? Pierwsze pytanie, które fotograf powinien sobie postawić, kiedy bierze do ręki aparat to, po co to robi.

P. W.:  Lubimy otaczać się przedmiotami, które mają duszę. Mamy też swoje małe, codzienne rytuały. Pozwolisz, że zapytam cię o twoje przyzwyczajenia. To nieco intymne. Niektórzy wierzą, iż to właśnie one nas definiują.
L. P. : Kiedy robię zdjęcia, a najczęściej pracuję z ludźmi, zaczynamy od rozmowy i kawy. Nie ma lepszego sposobu, by się trochę oderwać, wyluzować, niż wspólna kawa. Wiele osób czuje lęk przed aparatem. To tak powszechna i naturalna obawa, jakby faktycznie fotografie mogły podkradać dusze. Znany rytuał uspokaja. Moi modele zajmują się przyrządzaniem napoju i dzięki temu czują się bardziej swojsko, bezpiecznie, „u siebie”. Oczywiście mam również swoje osobiste rytuały związane z kawą.

P. W.:  Zdradzisz nam niektóre?

L. P. : Czasem wstaję wcześniej, niż powinnam. Przygotowuję sobie kawę i robię plan dnia lub jakiegoś zbliżającego się wydarzenia. Zaglądam to tu, to tam, by się zorientować, na czym stoję i jak można to w sensowny sposób ułożyć.

P. W.: Jesteś uzależniona od Internetu?
L. P. : Nie, od niczego nie jestem uzależniona. Jestem wolnym człowiekiem.

Czytaj więcej na:
www.finelife.pl/#/sections/finesoul/articles/article_finesoul_lidia_popiel/?p=0

9 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.