Rok 2020 nas nie rozpieszcza, spróbujmy zatem sami zapewnić sobie więcej emocjonalnego ciepła. Wdzięczność to sztuka szukania pozytywów, dlatego zwłaszcza teraz warto ją praktykować.
Tekst: Sylwia Skorstad
Gdybym miała zrobić listę tego, co mi w tym roku nie wyszło, potrzebowałabym kilku kartek. Jeszcze w styczniu miałam plany, rozpisany na wiele miesięcy program podróży oraz stabilizację zawodową, która pozwalała mi śmiało tworzyć kolejne scenariusze na przyszłość. Pod koniec lutego mój świat zaplanowany oraz rzeczywisty wsiadły do dwóch różnych pociągów i w zastraszającym tempie zaczęły się od siebie oddalać. Nawet nie miałam czasu pomachać chusteczką temu, który darzyłam gorącą sympatią. Mogłam tylko siedzieć w pociągu, do jakiego mnie przypisano, wpatrując się ze zdumieniem w nieznajome krajobrazy za oknem i myśląc: „Ale zaraz, przecież mnie tu w ogóle miało nie być, ja miałam bilet na tamten…”
Macie podobne wrażenie? Jeśli tak, to rozejrzyjmy się wspólnie po naszym nowym, pandemicznym pociągu, bo nie jest do końca tak, że nie mamy żadnego wpływu na to, dokąd (w duchowo pojętym sensie) nas zabierze.
Zaraźliwość życzliwości
Wdzięczność to sztuka doceniania tego, co się ma. Chodzi o umiejętność ciepłego spojrzenia na to, co otrzymaliśmy od innych lub podarowaliśmy samym sobie. Im gorsze czasy, tym bardziej cenne staje się jej praktykowanie.
Brzmi naiwnie, coś jak władanie na siłę różowych okularów? Niekoniecznie. Nie chodzi przecież o to, aby udawać, że nic złego się nie dzieje, na przykład zamykając oczy na zastraszające statystyki zachorowań, możliwe długofalowe skutki ekonomiczne, społeczne i zdrowotne pandemii czy polityczne kryzysy. Nie pomoże również przekonywanie się na siłę, iż już jutro lub za miesiąc na pewno będzie lepiej, bo tego nie wiemy. Rzecz w tym, by mając oko na dość ponurą rzeczywistość, jednocześnie nie zapominać o tym, z czym sobie, mimo wszystko, poradziliśmy, jakie nowe strategie obronne wcieliliśmy w życie i jak pomogli nam w tym wszystkim inni ludzie.
Zdaniem doktor Constance Scharff, która wdzięczności poświęciła swój ostatni wpis na portalu „Psychology Today”, wdzięczność to wybór, a jednym ze sposobów na jej kultywowanie jest… dawanie. Im więcej możemy dać innym, tym łatwiej jest nam pamiętać, ile sami posiadamy. Zawsze mamy coś takiego, co można ofiarować innym, jeśli nie konkretną przysługę (na przykład zrobienie zakupów komuś, kto jest na kwarantannie), to choćby uwagę, swój czas albo opowieść o tym, że ktoś nieznajomy okazał nam dzisiaj sympatię. Drobne, życzliwe gesty są na szczęście tak samo zaraźliwe jak COVID-19.
Lista strat kontra lista darów
Kiedy niedawno miałam okazję pomyśleć nad pierwszym podsumowaniem tego roku, zdałam sobie sprawę, że gdybym stworzyła wyłącznie listę strat oraz niepokojów, byłabym co najmniej niesprawiedliwa. Poza tym, trudno by mi było ją zakończyć, bo ostatnio niepokoje mnożą się szybciej niż feralne 24 króliki przywiezione przez pewnego niezwykle łebskiego osadnika z Anglii do Australii – gdzie nie spojrzysz, tam już wlazły i wcinają twoje cenne zasoby, aż im się trzęsą te śliczne, puchate, cholerne uszka.
Zamiast tego zaczęłam więc punkt po punkcie rozpisywać, co dobrego mi się przydarzyło, co się udało i za co mogę być wdzięczna. Wtedy stało się coś niespodziewanego. Okazało się, że również ta lista jest bardzo długa. Podzielę się niektórymi z punktów:
1. Zacieśniłam przyjaźni i znajomości, bo zyskałam więcej czasu dla ludzi, a wielu z nas miało silniejszą niż zwykle potrzebę bliskości i wygadania się.
2. Nawiązałam wiele nowych kontaktów, bo pandemia nakłoniła mnie do przemodelowania niektórych sfer życia i zaglądania tam, gdzie wcześniej bym nie zajrzała.
3. Znalazłam zamienniki dla swoich hobby związanych nieodłącznie z podróżowaniem. Zamiast jeździć na biegi i rajdy, robię je wirtualnie wspólnie ze znajomymi i choć to nie jest to samo, to zdecydowanie więcej niż nic. Zamiast zwiedzać nowe miejsca, oglądam je w obiektywach przyjaciół z daleka i oddaję się marzeniom, zanim na nowo zacznę planować.
4. Zrozumiałam lepiej niż wcześniej, że istnieją różne, ale tak samo cenne formy troski o innych. Jedni ludzie mają ciepłe dłonie, inni ciepłe słowa, jeszcze inni dostarczają wsparcia zabierając nas na wspólny spacer, gotując obiad albo wysyłając zabawne memy albo konkretne informacje, a wszystko to pozwala ładować emocjonalne baterie.
5. Przeczytałam więcej książek i napisałam więcej tekstów.
6. Miałam więcej czasu i motywacji do uprawiania aktywności fizycznej, więc większość wyznaczonych pod koniec 2019 celów sportowych (np. ilości wybieganych czy wyjeżdżonych rowerem kilometrów) zrealizowałam już latem. Zamknę 2020 jako własna rekordzistka i multimedalistka.
Pociąg 2020
Jeśli zaczniecie tworzyć własną listę (polecam zrobić to na papierze, wtedy, z bliżej nieokreślonego powodu, człowiek się bardziej przykłada), to zgaduję, że zaskoczy was, jak dużo punktów się na niej w końcu znajdzie. Na pewno odkryliście w sobie coś nowego, doświadczyliście życzliwości czy troski innych, nauczyliście się radzić sobie z jakimś nowym zadaniem albo znaleźliście sprytne rozwiązanie problemu.
Wróćmy do naszego nowego, wspólnego pociągu, który na początku tego roku zabrał nas w podróż w nieznane, nie pytając, czy mamy ochotę na przejażdżkę. Fakt, że nie potrafimy przewidzieć, dokąd dokładnie nas zabierze, jest co najmniej irytujący. Cały czas możemy jednak decydować o tym, kto dojedzie do stacji końcowej poprzez kontrolowanie, kim się stajemy jako pasażerowie. Można się domyślać, że część z nas dojedzie do celu finansowo uboższa, z gorszym zdrowiem albo nawet stratami, których nie da się niczym zastąpić. To niezaprzeczalnie smutne i świadomość tego zagrożenia odbiera spokojny sen. Wciąż możemy jednak wysiąść jako na przykład troskliwsi niż wcześniej rodzice, bardziej elastyczni pracownicy, uważni partnerzy, lepsi przyjaciele czy spełnieni artyści. Szerokiej drogi i powodzenia.
Artykuł Constance Scharff: https://www.psychologytoday.com/us/blog/ending-addiction-good/202011/cultivating-gratitude