Profesor Małgorzata Dobrowolska jest psychologiem biznesu i dyrektorką szkoły biznesu i MBA. Kieruje prestiżowymi programami Master of Business Administration, które przygotowują liderów do zmierzenia się z transformacjami. Ma dwudziestopięcioletnie doświadczenie jako mentorka kompetencji przyszłości. Jest psychoterapeutką i trenerem warsztatu psychologicznego. Z nami rozmawia o mądrym pomaganiu innym, trzymaniu się empatycznej drogi i dzieleniu doświadczeniami, a nie złotymi radami. 

Rozmawia: Sylwia Skorstad 

Sylwia Skorstad: Zanim przejdziemy do głównego tematu rozmowy, chętnie zapytam panią o szczegół z życia prywatnego. Czy ludzie się Pani zwierzają, słysząc, że jest pani psychologiem? Zdarza się, że nieznajomi oczekują darmowej porady?

Małgorzata Dobrowolska: Zdarza się i jest to naturalne. Myślę, że to dotyczy każdego zawodu. Czy to fryzjerka, lekarz, czy inny specjalista – każdy czasem jest w rozmowach towarzyskich pytany o sprawy związane ze swoim zajęciem. Prawdopodobnie osoby zawodowo zajmujące się tematyką zdrowia słyszą te pytania częściej, bo problemy tego rodzaju budzą w ludziach lęk. Niepokój sprawia, że szukamy rady i pociechy u innych częściej niż zwykle. Każdy specjalista się do tego przyzwyczaja i uczy się mówić: „To nie jest dobry moment, tu na tej imprezie, na taką rozmowę, zapraszam na konsultację”.

Sylwia Skorstad: Nauczyła się tego Pani?

Małgorzata Dobrowolska: Nauczyłam. Przynajmniej do pewnego stopnia. Jestem diagnostą, od 25 lat zajmuję się rozwojem osobistym i bardzo często te kompetencje powodują, że od razu wiem, co komu dolega. Kiedy widzę, że ktoś jest w dużym stresie i zdaję sobie sprawę, że niewiele potrzeba, aby zmienić jego nastrój, jest na to czas i przestrzeń, zawsze od razu pomagam. Czasem kilka pomocnych zdań wymienionych w sytuacji towarzyskiej bardzo wzmacnia osobę, a mnie nic nie kosztuje. Nie każdy problem wymaga terapii. Czasem to kwestia podjęcia decyzji, zmiany perspektywy i dysfunkcjonalnych założeń, które nas sabotują. I ich zmiana w zupełności wystarczy, by rozwiązać trudną sytuację życiową. Mamy w ostatnich latach terapeutyczny boom. Z jednej strony to dobrze, ludzie potrzebujący pomocy chętniej się po nią zgłaszają. Z drugiej, na przykład nie każda osoba mająca temperament choleryka cierpi na ADHD, i mylnie sama siebie tak „diagnozuje”, co jest ciemną stroną medalu. Zatem nie uciekam od towarzyskich rozmów na tematy psychologiczne, ale jednocześnie nie diagnozuję nikogo na przyjęciach, bo poważnych spraw nie powinno się omawiać „na szybko, byle jak, w pośpiechu i gwarze”.

S.S.: No właśnie, rady dawane w kącie. Słyszymy je od znajomych, czytamy je w internecie. Chat GTP sprawił, że każdy czuje się specjalistą w każdej dziedzinie i wciska nam rady, również natury psychologicznej, o które nie prosiliśmy. Skąd to się bierze?

M.D.: Niechcianą pomocą można zrobić komuś niedźwiedzią przysługę. Ludzie zwierzający się z kłopotów najczęściej mają po prostu ochotę się wygadać, nie oczekują od nas konkretnej rady. Zasada jest prosta – jeśli ktoś o radę nie prosi, to jej nie dawaj. Parafrazuj wypowiedzi rozmówcy, czyli powtórz to, co usłyszałeś swoimi słowami, słuchaj, towarzysz emocjonalnie, gdy opowiada o czymś, co sprawia mu trudność, bądź przy tej osobie. To ważniejsze niż jakakolwiek instrukcja, którą możesz przekazać.

S.S. Teoretycznie większość ludzi to wie, a w praktyce i tak wciska innym swoje trzy grosze. Czy nachalne doradzanie bierze się z chęci zaistnienia?

M.D.: Niekoniecznie, to bardziej skomplikowana kwestia. Mamy w życiu różne relacje i proszę zauważyć, że w niektóre z nich wpisane są nierówności ról. Mamy na przykład tendencję do dawania rad swoim dzieciom oraz starzejącym się rodzicom. Martwimy się o bliskich, czujemy się odpowiedzialni, często mamy w danym momencie większe zasoby od nich. Przed doradzaniem trudno jest więc uciec, ale szczególnie właśnie w tych relacjach powinniśmy pilnować zdrowych granic pomagania. Nie wyręczajmy dzieci ani starszych rodziców, bo to odbiera im poczucie sprawczości i kontroli nad swoim życiem. Starsze osoby potrzebują ruchu, treningu pamięci, procesów poznawczych, dlatego jeśli tylko mogą chodzić sami do sklepu, niech chodzą, gdy zaczynamy ich wyręczać nadmiernie, to przynosi to odwrotny skutek. Pomagajmy, ale mądrze.

S.S.: Jak zatem warto postępować?

M.D.: Trzymać się empatycznej drogi. Bez względu na rodzaj ról i relacji, starajmy się zrozumieć stanowisko i emocje osoby, której chcemy ofiarować pomoc lub radę. Dzieciom pokazujmy rozwiązania, by mogły się modelować. Ze starszymi rodzicami rozmawiajmy rzeczowo i wpierajmy, na przykład w kontynuowaniu ulubionych czynności, wyjściach do apteki czy przygotowaniu posiłków. Na ile to jest możliwe, wspierajmy zamiast wyręczać. Zadawajmy sobie co jakiś czas pytanie: czy chcę kogoś wyręczyć, bo to faktycznie jemu ułatwi życie, czy głównie mnie? Może to mnie jest wygodniej i szybciej zrobić coś za te osobę, ale niekoniecznie lepiej dla niej, szczególnie w długoterminowej perspektywie oraz dla naszej relacji.

S.S.: A co z relacjami pozarodzinnymi? Jak mądrze wspierać innych nie stając się ciocią dobrą radą? Pytam, bo sama zauważam u siebie tendencję do wtrącania w dyskusje zdań typu: „niedawno byłam takim wykładzie/pisałam o czymś podobnym artykuł…”

M.D.: Uważam, że warto jest dzielić się z innymi swoim doświadczeniem. To nie to samo, co nachalne doradzanie. Jeśli radzimy, to podkreślajmy, że mówimy z własnej perspektywy. Można użyć konstrukcji zdania „gdybym była na twoim miejscu, to…” i zaznaczyć, że to subiektywna opinia, bo nie chodzimy w cudzych butach. Pamiętajmy, że w psychologii nie ma prawd obiektywnych, wszystko zależy do punktu widzenia lub punktu siedzenia. To, co pięćdziesiąt lat temu uważano za pewnik, dziś jest nieprawdą, a dzisiejsza prawda może się stać jutrzejszą anegdotą.

S.S.: Czy da się rozpoznać ten typ doradzania, który relacjom nie służy? To trudna sztuka, bo zwykle osoba, która doradza, kieruje się dobrymi intencjami i świadomie nie chce nam wyrządzić krzywdy, wręcz odwrotnie.

M.D.: „Niezdrowe” doradzanie cechuje brak empatii. Gdy ktoś nam doradza, ale jednocześnie sprawia wrażenie, że nas nie słucha i unika dialogu, tylko wypowiada swoje racje, to nie jest mądre wspieranie. Tam gdzie nie ma empatii, nie ma prawdziwego wsparcia. W relacjach towarzyskich, w których brak ciekawości oraz sympatii, to sygnał ostrzegawczy, że to nie relacja. Ktoś pyta, jak się czujesz, ale nie słucha odpowiedzi i sprawia wrażenie jakby było mu to obojętne, co odpowiesz. Niby jest w rozmowie, ale go nie ma.

S.S.: Użyła pani sformułowania „w relacjach towarzyskich”. Inne zasady obowiązują zatem w relacjach o charakterze profesjonalnym?

M.D.: Zróbmy takie ćwiczenie: podzielmy osoby ze swojego otoczenia na trzy kolumny. W pierwszej wypiszmy z imienia i nazwiska tych wspierających bliskich, znajomych, przyjaciół, którzy w kłopotach poklepią nas po ramieniu i okażą wsparcie. W drugiej wpiszmy osoby destrukcyjne, czyli te, które „odbierają” nam energię do działania, albo działają na nas bardzo negatywnie. Wreszcie w trzeciej te, do których możemy zgłosić się po konkretną pomoc w rozwiązaniu problemu, czyli ekspertów, ludzi, których potrzebujemy do osiągnięcia konkretnego celu, marzenia, rozwiązania konkretnej sprawy. Trzecia kolumna jest ważna, choć zwykle gorzej obsadzona. Tam znajdują się nasze sukcesy, nasz rozwój. Zadaniem ekspertów nie jest poklepywanie nas po ramieniu, ale oferowanie rzeczowej wiedzy. Nie jest dobrze grzebać we własnej psychice na własną rękę. Lepiej skorzystać ze sprawdzonych mentorów.

S.S.: Wspomniała pani wcześniej, że mamy teraz modę na terapię, ale wciąż jest wiele osób, które wstydzą się prosić o pomoc. Nie będą szukać mentora, nawet wizyty u lekarza mogą unikać. Znajomego też nie poproszą o radę. Dlaczego? Co nas blokuje przed prośbą o wsparcie?

 

M.D.: Po pierwsze, kiedy prosimy o pomoc, możemy spotkać się z odmową, bo druga osoba nie ma na przykład czasu, wiedzy, doświadczenia. Tymczasem my traktujemy to bardzo personalnie, osobiście, odbieramy odmowę, jako niezrobienie czegoś, ale odmówienie mam czegoś. Po drugie, proszenie o pomoc to kwestia wstydliwa, mocno naznaczona w naszej kulturze i wychowaniu. Wielu z nas kojarzy się ona ze słabością, bo w domu słyszeliśmy, że to nieładnie prosić, że trzeba zasłużyć, że tylko nieudacznicy proszą o pomoc. Bywa, że takie nieprzemyślane ramy kulturowe blokują racjonalne działanie.

S.S.: Czy da się poza nie wyjść?

M.D.: Da się. Warto sobie uświadomić, że idę do kogoś po poMOC czyli po „moc”, a kiedy stanę na nogi, to ktoś przyjdzie do mnie. Kiedy uzyskam pomoc i odbuduję własne zasoby, będę mógł służyć pomocą innym. Doradzam, by tak właśnie przedstawiać sobie tę kwestię, będąc w kryzysie. Jeśli czujesz, że utknęłaś/utknąłeś w życiowym korku i zadręczasz się poszukiwaniem rozwiązania, nie wahaj się poprosić o pomoc. W niektórych przypadkach wystarczy wsparcie znajomych, w innych przyda się profesjonalna pomoc, w żadnym z nich nie warto pozostawać samemu.

https://www.youtube.com/@profesorDobrowolska

 

 

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.