Agnieszka de Neve, założycielka facebookowej grupy Retro w Polsce opowiada o odwadze do bycia innym, o własnym stylu i szacunku do rzemiosła.

Rozmawiała: Joanna Zaguła

Też jestem fanką retro i cieszę się, że jest coraz więcej takich osób, jak ty, i których ty wokół siebie zbierasz, szukających innej ścieżki. Zastanawiam się, kiedy to się zaczęło?

Faktycznie w Polsce te 10-11 lat temu, kiedy ja się zaczynałam interesować tym stylem, było bardzo ciężko. Tak naprawdę był tylko jeden sklep. I to online, więc nie mogłaś ani zobaczyć na żywo, ani dotknąć tych rzeczy – jaka jest ich jakość, jak na tobie wyglądają. Ja miałam na tyle ułatwioną wtedy sprawę, że mieszkałam wówczas w Belgii, tam się tego wszystkiego uczyłam, poznawałam całą tę kulturę. Ale z tego co wiem, dziewczyny tutaj też zaczęły powoli się nią interesować i ubierać w ten sposób .

Skąd ochota na taki styl wzięła się u ciebie?

Pamiętam z lat dziecięcych te wszystkie hollywoodzkie filmy. Pamiętam, jak z moją siostrą ubieraliśmy się w ubrania mojej mamy, korale mojej babci, wielkie szaliki jako treny czy długie włosy… Zawsze mnie to fascynowało. Od dziecka byłam też na scenie. Zaczęłam tańczyć w balecie, potem brałam udział w warsztatach teatralnych, z którymi podróżowaliśmy trochę po Polsce z różnymi występami, potem przerzuciłam się na taniec brzucha. Występowałam w Niemczech, w Belgii, na Teneryfie… Ten “glamour”, tęsknota za nim, gdzieś tam we mnie były. A kiedy przeprowadziłam się do Belgii, mój mąż, jako prezent urodzinowy, zabrał mnie do jednego ze sklepów vintage i powiedział: „Słuchaj, ty masz takie kształty, że to na tobie będzie idealnie wyglądać”. I faktycznie. Założyłam tę sukienkę, pomyślałam sobie „Ok, jestem w domu!”. I że już nie chcę nigdy się ubierać czy wyglądać inaczej.

Jakie trudności w codziennym funkcjonowaniu powoduje to, że masz tak charakterystyczny styl? Czy tobie się chce codziennie rano tak starać?

To jest dla mnie przyjemność, moment dla siebie. I celebrując go, rozpoczynam dzień. Ale wiążą się z nim i trudności. Pamiętam taką sytuację w Paryżu, miałam wielką halkę pod spódnicą i po prostu zajęłam dwa miejsca w autobusie. Musiałam się wtedy bardzo mocno ściskać, bo jednak dzisiejsze środki transportu nie są dostosowane do takich ubiorów. Po prostu nie mieszczę się w przestrzeni publicznej [śmiech]. Dlatego na takie wyjścia zrezygnowałam z halki. Chociaż na przykład na festiwalach staram się być trochę bardziej rozkloszowana. 

Czy to daje ci siłę? To, że kreujesz siebie i jesteś właśnie taka, jak chcesz, a nie taka, jak każda kolejna osoba na ulicy.

Nie powiedziałabym, że się kreuję, bo to zarezerwowałabym bardziej dla aktora, użyłabym sformułowania „wyrażam się”. Zdecydowanie daje mi to siłę. Dużo pewniej czuję się też jako kobieta. Jeśli dobrze wyglądasz, dobrze czujesz się w tym, w czym jesteś, to zmienia się postura, inaczej mówisz, inaczej odbierają cię też ludzie. Retro nie musi być dla każdego. Ale jeśli po prostu spróbujesz czegoś innego, wyjdziesz poza sieciówki, to to już ci daje jakąś siłę, otwarcie umysłu na inne myślenie. Usłyszałam kiedyś takie pytanie: „Czy ty tak chodzisz do biura?” Tak! Pracowałam w Komisji Europejskiej, międzynarodowych korporacjach i zawsze chodziłam w ten sposób ubrana. Jeśli ludzie widzą, że to faktycznie jesteś ty, a nie jest to przebranie, to po prostu się do tego przyzwyczajają.

Czy ty masz w ogóle takie “zwykłe” ubrania? Chodzisz po domu w dresach?

Bardzo rzadko. Tylko do sprzątania mam dresy, chociaż w zasadzie stare sukienki to dla mnie najbardziej zwykła rzecz, jaką mam w szafie. Mam też dwie pary spodni, z czego jedne to są dżinsy. Zazwyczaj jednak ubieram sukienki albo spódnice.

One wyjątkowo pasują do twojej figury, jak już sama mówiłaś.

Moje krągłości pojawiły się bardzo wcześnie, praktycznie od 11 roku życia miałam problem z tym, żeby ubierać się w normalnych sklepach. I do momentu, kiedy odkryłam “retro”, czyli do 2011 roku, był dla mnie czas poszukiwań. Nie tyle samej siebie, bo tę kobiecość miałam w sobie, ale nie miałam jak jej pokazać na zewnątrz.

Czujesz, że ta kobiecość daje ci też energię?

Sporo dobrej energii dał mi taniec brzucha. Dziś wiem, że nie musi być między kobietami takiej rywalizacji, że podchodzimy do siebie z pazurami, tylko że może przepływać ciepło, że możemy uczyć się od siebie nawzajem. W naszej grupie Retro w Polsce jest dokładnie to samo. Są tu kobiety w różnym wieku, z różnymi sylwetkami, zawodami. Wszystkie je łączy to, że one chcą być kobiece na swój własny sposób, że chcą wyrażać siebie. Często słyszę, że to jest odwaga. Dla mnie to nie jest odwaga, ja po prostu taka jestem. I tyle. Z odwagą to nie ma nic do czynienia.

Jak myślisz, dlaczego taki kobiecy styl w modzie to dziś już historia?

Myślę, że jest po prostu zbyt wymagający. Dzisiaj wolimy rzeczy „instant“, szybko dostępne, wygodne. Popatrzmy np. na lata 20.. W tamtym czasie, wbrew pozorom, też były gorsety i to dużo bardziej skomplikowane, niż te, które mamy teraz. One spłaszczały wszystko. Więc taka osoba, jak ja, musiała mieć na sobie podwójny gorset, żeby się wpisać w trend, obowiązującą bardziej chłopięcą sylwetkę. Pierwszy gorset był taki, że spłaszczał krągłości, a kolejny… żeby jeszcze bardziej je spłaszczał.

Każda dekada ma swoje własne style. Od lat 30. do początku lat 70. był nacisk na to, żeby te kobiece kształty były zachowane, podkreślone. Kiedy Dior przedstawił światu „New Look”, to już w zupełnie zmieniło spojrzenie na kobiece kształty – klepsydra wyrosła na ideał figury. Współczesnym kobietom mówię, że każda z nas wygląda w stylu retro pięknie, bo to jest po prostu moda dla nas. Stroje są zaprojektowane pod nas, nie pod modelki, tylko pod kobiety. Także polecam spróbować, ale ostrzegam – to wciąga!

Chciałabym porozmawiać o grupie na Facebooku. Co się stało, że postanowiłaś zbudować wokół siebie społeczność ludzi?

Tak jak już wspominałam, zainteresowałam się tematem retro, gdy mieszkałam w Belgii i tam te wspólnoty się już utworzyły. Ludzie się spotykają, są ogromne festiwale, jeden z największych jest właśnie w Belgii. Brakowało mi tego tutaj. Zaczęłam poznawać ludzi w sieci, zaczęliśmy się spotykać, bo część tych osób była z Krakowa, gdzie i ja zamieszkałam. Sama zaczęłam też angażować tych ludzi w różne rzeczy, które robię, wydarzenia itd. Stwierdziłam wtedy, że nie jestem jedyna, że inni też interesują się tym tematem i poszukują rzetelnych informacji. Wynikiem tego był pomysł, aby powstało miejsce, które skupia ludzi zainteresowanych tematyką retro. I stwierdziłam – czemu czegoś takiego nie zrobić? To będzie plusem też dla mnie, bo poznam jeszcze więcej ludzi.

Jakie osoby są obecnie w grupie?

Członkami grupy są różne osoby. Mamy także ekspertów w różnych dziedzinach. Mamy Karolinę, która pisze książki na temat mody i jej historii. Jest Maja, która robi najlepsze fryzury retro w Polsce, do teledysków, reklam itp. Można uczyć się od najlepszych. Chciałam, żeby to było miejsce, gdzie nie musisz przechodzić przez to, co ja, czyli przegrzebywać się przez ten cały Internet i zastanawiać się, czy to są rzetelne informacje, tylko mieć takie miejsce, gdzie używasz lupki i wynajdujesz to, co cię interesuje i znajdujesz wartościowe odpowiedzi.

Opowiedz proszę o tym, co można znaleźć na grupie.

Na przykład mamy teraz taki wątek “Znani-nieznani”, czyli robimy takie krótkie notki biograficzne z ciekawostkami o osobach, które przykładowo były mniej znane, niż Marilyn Monroe. Ostatni wpis dotyczył Lody Halamy, naszej rodzimej aktorki z lat 30., która była tak naprawdę światową gwiazdą, a nie mówi się o niej, mimo iż zmarła w latach 90., więc powinniśmy wiedzieć, kto to jest. Potem dziewczyny zaczęły to podłapywać i w tej chwili różne postaci zaczynają się pojawiać. Nie tylko moderatorzy dbają o to, żeby ta grupa się rozwijała, ale też inni użytkownicy. Myślę też, że jest to najfajniejsze miejsce w sieci w tym momencie, żeby się uczyć stylu retro. Jak wiem, kto z ekspertów może na dane pytanie odpowiedzieć, to po prostu taką osobę oznaczam. I oni po jakimś czasie, maksymalnie po dniu, odpowiadają na takie pytania. Jest bardzo dużo dziewczyn, które na przykład zaczynało 3 miesiące temu, a już widzą, że te loki są takie, jakie powinny być, że stylizacje już rzeczywiście idą w stronę rekonstrukcji. Super modne są teraz parasolki. Jest jedna dziewczyna, która ma całą kolekcję i stwierdziła, że musi zacząć się tym dzielić z innymi. Dodatkowo to, że cały czas mamy wydarzenia, spotykamy się. Można dołączyć i zobaczyć to wszystko na żywo. To jest jednak coś innego, kiedy ktoś ci wytłumaczy w internecie, a kiedy przyjdziesz i sama zapytasz „Ej, jak to zrobiłaś?” I ktoś ci pokaże. 

To jest takie na maksa dziewczyńskie, jak wtedy, gdy w przedszkolu plotłyśmy sobie warkocze. Nie ma lepszej więzi niż pokazywanie sobie nawzajem, jak zrobić sobie jakąś fryzurę albo co tu sobie poprawić w ubraniu. 

Dokładnie. To jest też feedback, który dostaję na przykład po warsztatach. Że jakie to jest super, że można spędzić sobie 3 dni z kobietami i czuć się tak zaopiekowanym.

Ale panowie też tam są.

Są, jak najbardziej. Nawet w zeszłym roku mój mąż robił wykład na temat męskiej elegancji, pokazywał jak wiązać krawaty, muszki. Mężczyźni stanowią mniejszość na grupie, ale są i też interesują się i udzielają na różne tematy.

Czy masz takie przeczucie, wiedzę, co ludzi skłania do takiego stylu? Bo na przykład ty mówisz, że po prostu taka jesteś w środku. Ale zastanawiam się, czy zainteresowanie stylem retro nie wynika z tego, w jakich czasach żyjemy. Trochę chcemy się odciąć od tego, co jest tu. 

To nawet nie o to chodzi. Zaczyna nas otaczać bylejakość. Zalewają nas masówki, po prostu ludzie mają już przesyt tego wszystkiego i chcą lepszej jakości materiałów. Też coraz częściej myślimy, żeby to było etycznie zrobione. Kiedy kupuję rzeczy robione w Polsce, jak ta sukienka, wiem, kto ją uszył, wiem, komu oddaję pieniądze, w jakich warunkach pracuje ta osoba. Zaczynamy też zupełnie inaczej myśleć o tym, w co się ubieramy. Tak jak myślimy coraz więcej o tym, co jemy, to jest bardzo ważne. W co się ubieramy, co ze sobą nosimy, jakie buty kupujemy i tak dalej, to jest kolejny etap. Ja nie muszę mieć pięćdziesięciu tysięcy sukienek w swojej szafie, ale chcę mieć takie, które wiem, że po trzech latach dalej będą wyglądać tak samo. Ta sukienka, którą mam na sobie, ma 3 lata, a wygląda, jakbym ją dopiero co ściągnęła z wieszaka. Nie ma niestety takiej jakości w popularnych sklepach. Takie rzeczy po pół roku wyglądają, jakby miały już co najmniej kilka lat. A w second handach, rzeczy nawet z lat 50. wyglądają, jakby były wczoraj zrobione. Ta jakość materiałów, te sploty, sposób, w jakie były uszyte są zupełnie nieporównywalne do tego, co mamy dzisiaj. Wracamy też do szycia na miarę.

Podpowiesz nam, gdzie się w takie rzeczy zaopatrywać?

Powstaje coraz więcej marek odzieżowych, które mocno się inspirują retro lub wręcz korzystają z ówczesnych wykrojów. Najwięcej jest ich oczywiście w Stanach i generalnie na Zachodzie.

Warto także szyć na miarę, bo często wychodzi to po prostu taniej niż zamawianie gotowej odzieży.

Czy każda krawcowa bałaby w stanie uszyć takie rzeczy.

Jeśli ma dobre wykroje, to myślę, że tak. Uszycie spódnicy z koła jest podobno bardzo proste. Organizujemy też kursy szycia, na których przygotowujemy wykroje pod wymiary każdej uczestniczki. Najbliższy taki kurs odbędzie się w maju w Krakowie.

Czy są firmy, w których można kupić gotowe, fajne, etycznie zrobione rzeczy?

Na przykład sukienka, którą mam na sobie, to jest polska produkcja z firmy Natabo. To dziewczyna, która szyje w Poznaniu. Jest coraz więcej firm polskich, które inspirują się retro. Może nie jest to w 100% tak, jak było to w latach 50., ale to są w jakimś stopniu reprodukcje. Są np. w tym momencie dwie firmy, o których wiem, które produkują retro buty. Na pewno jeśli pójdziesz do szewca, to też ci takie buty zrobi.

No i jest jeszcze cały rynek second hand.

Pewnie! Jeśli ktoś pokochał jakąś rzecz, dlaczego my nie możemy pokochać jej po raz drugi?

Posiadam wiele rzeczy, które pochodzą z second handów, mój dom to jest praktycznie cały second hand, wszystkie meble. Jeśli coś jest w dobrym stanie, to te meble na pewno przetrwają dużo dłużej, niż przysłowiowa Ikea. Z odzieżą, dodatkami i butami jest to samo. One były po prostu stworzone, żeby trwać.

Czy żeby być retro, trzeba być retro na 100%? To znaczy nosić się w ten sposób, słuchać odpowiedniej muzyki, jeździć na starym rowerze? Czy jest ci na przykład głupio, że wsiadasz do nowoczesnego samochodu?

Nie jest mi głupio, jest mi przykro [śmiech]. Bo on nie ma tej duszy, o której mówiłaś na samym początku. Dlatego ja bardzo, bardzo mocno podkreślam, że to jest estetyka, a nie obyczajowość. Ja nie chcę żyć w tamtych czasach, bo dla mnie to, że ja jestem tu i teraz, że mam takie a nie inne prawa, że mogę wyjść samodzielnie na ulicę i wiem, że w związku z tym nic mi się nie stanie, że nie potrzebuję mężczyzny na każdym kroku, żeby podłączyć na przykład telefon, to jest dla mnie super. Ale ta estetyka lat 50. czy 60. jest we mnie żywa. My jako grupa jesteśmy bardzo otwarci. Na przykład grupy rekonstrukcyjno-historyczne są takie, że tam faktycznie wszystko musi być co do broszeczki identyczne jak kiedyś. Ale grupa Retro w Polsce to są miłośnicy, to nie muszą być osoby, które tym żyją na co dzień.

Czytałam wczoraj, artykuł o tym, że w Wielkiej Brytanii jest teraz taki ruch „TradWives”. To kobiety, które ubierają się w ten sposób, ale i zachowują się według tradycyjnych wzorców. Czy często się spotykasz z tym, że ludzie cię właśnie z czymś takim kojarzą?

Tak. Bardziej spotykałam się z tym w Stanach, na przykład podchodziły do mnie osoby i pytały, czy wiem, że sposób, w jaki się ubieram, jest na przykład obraźliwy dla Afroamerykanów.

Odpowiadam, że nie, bo też znam ciemnoskóre Amerykanki, które ubierają się w stylu pin-up. To że ja się tak ubieram, to nie znaczy, że popieram na przykład niewolnictwo . 

Przecież i w latach 50. działały feministki i mogły się tak ubierać.

Oczywiście, że tak. Przecież kobiety w latach 40. musiały iść do pracy. Więc wiele kobiet w latach 50. nie chciało wracać do tych tradycyjnych ról, wiele chciało zostać w pracy, mieć wolność finansową itd.

Formą emancypacji może być nawet makijaż, często uważany za przymus, pułapkę mody.

Tak. Czerwona szminka to jest w ogóle temat, który jest rzadko poruszany w kontekście emancypacji. A jest bardzo ważny! W czasie II wojny światowej to był sposób kobiet na walczenie. Te, które zostawały w domu, nakładały sobie czerwoną szminkę po to, żeby pokazać mężczyznom, którzy walczyli, że są one z nimi solidarne.

Hitler nienawidził czerwonej szminki i czerwonego koloru na paznokciach. Bardzo mało osób o tym wie. Kiedy zaczynałam nosić szminkę, często spotykałam się z opinią, że to jest kolor kobiety lekkich obyczajów. A ja mówię: nie! Poczytaj sobie o historii czerwonej szminki, to zrozumiesz, dlaczego jest symbol retro i oporu. Jeśli popatrzymy na wycinki z gazet, dowiemy się, co było racjonowane w Anglii. Nigdy nie była to szminka. Trzeba było bowiem dać kobietom poczucie, że też mogą uczestniczyć w tym wszystkim. Retro to nie jest wyłącznie to, jak ja się ubieram, ale też wiele rzeczy, które stoi za tym. Samoakceptacja. To, że nie muszę wyglądać jak wszyscy inni. I że jestem w tym szczęśliwa. Kiedy zaczynasz mówić, że „musisz” coś zrobić, to powinnaś przestać. Po prostu. Jeżeli chcesz – jak najbardziej, rób to!

„Retro w Polsce”

Członkowie grupy Retro w Polsce wspominają minione epoki, wspólnie odtwarzając ich kulturę, estetykę oraz obyczajowość. Poznaj ludzi zakochanych w świecie vintage!

Publiée par Facebook app sur Jeudi 12 mars 2020

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.