Przeciętny człowiek spędza na martwieniu się nawet dwie godziny dziennie.
Martwimy się za dzisiaj, za wczoraj i na zapas, najczęściej o to, co nigdy
nie nastąpi. Naucz więc radzić sobie ze zmartwieniami. To możliwe.
Tekst: Sylwia Skorstad
Martwimy się o siebie, o najbliższych, znajomych, kraj i cały świat. Lista naszych
trosk jest bardzo długa. W pierwszej piątce znajdują się:
– zdrowie: że dostaniemy raka
albo udaru, badania źle wyjdą,
że nie robimy badań;
– pieniądze: że za mało
i nie starczy, co zapłacić
najpierw, jak spłacić kredyt,
oddać dług, odzyskać dług;
– praca: że ją stracimy,
że coś nie wyszło,
że coś nie wyjdzie,
że nie wychodzi, co pomyślą o tym inni;
– najbliżsi: że dzieci się źle uczą, mąż o siebie nie dba, mama ma problem z żylakami,
kot też jakiś ostatnio niewyraźny;
– sprawy drobne: że bluzka źle wygląda, że spóźnimy się na autobus,
że jest korek na drodze, psia krew, ile można tak czekać?!
Planeta na barkach
Rzeczywistość daje nam
codziennie tysiąc powodów
do zmartwień, możemy
w nich wybierać i przebierać.
Komu za mało własnych trosk,
może kłopotać się za miliony,
bo przecież naprawdę jest czym. Dożynamy właśnie planetę,
giną ostatnie tygrysy, wilki
i słonie, a dziewicze puszcze
idą pod topór w imię
politycznych interesów.
W Europie puchną konflikty
i niepokoje społeczne, populiści
rosną w siłę, a nietolerancja nadal
ma się dobrze. Globalne ocieplenie, globalne zadłużenie, deficyty, kredyty… Pożywienie pełne chemii i wszechobecnego cukru. I jeszcze katastrofy naturalne!
Trudno się nie martwić.
Trzeba jednak wiedzieć, że martwienie się jest nawykowe i zaraźliwe. Uczymy
się go od rodziców. Jeśli oni wszystkim się zamartwiali, my również będziemy
podchodzić do życia pełni lęku i niepokojów. Zamartwiając się i wyrażając głośno
swoje obawy, wpływamy negatywnie na osoby w naszym otoczeniu. Część nauczy
się nasze komunikaty ignorować, część wejdzie w rolę pocieszycieli, a pewna grupa
będzie nas przekonywać, iż nie jest tak źle.
Im częściej się martwimy, tym częściej będziemy się martwić. Roztrząsając bez końca czarne scenariusze, zmieniamy biochemię mózgu w taki sposób, że czujemy się ciągle roztrzęsieni i na siłę szukamy powodu tego stanu. Aby wyjść z błędnego koła
zmartwień, musimy nauczyć się stawiać tamę złym myślom.
Zdjąć ciężar
Zmartwienie to stan umysłu. Dla dobra zdrowia psychicznego i fizycznego
warto z nim zawalczyć.
- Zastanów się, jakie kłopoty możesz rozwiązać, a na jakie nie masz żadnego
wpływu. Odłóż na bok te, których naprawienie nie leży w twojej mocy.
Skoncentruj się na rozwiązywaniu problemów, na jakie masz realny wpływ.
Inaczej martwisz się dla samego zmartwienia, a przecież nie o to ci chodzi. - Ćwicz. Aktywność fizyczna to najlepsze lekarstwo dla osób permanentnie zmartwionych. Nie da się dźwigać na sobie ciężaru zmartwień całej planety,
gdy trzeba podbiec pod górkę albo przejechać kilkanaście kilometrów
rowerem. Ćwiczenia fizyczne sprawiają, że musimy skoncentrować uwagę
na wykonaniu zadania, a przy okazji zapewniają dobre samopoczucie,
bo mają jednoznacznie pozytywny wpływ na zdrowie. - Zastosuj metodę racjonalną. Kiedy zaczynasz się czymś martwić, zadaj sobie
pytanie, na ile to zdarzenie jest prawdopodobne. Jakie jest prawdopodobieństwo,
że twoje dziecko spóźnia się ze szkoły, ponieważ wpadło pod autobus?
Czy ból głowy naprawdę musi oznaczać raka mózgu i ile razy głowa bolała
cię bez śmiertelnie poważnej przyczyny? 99% rzeczy, jakie spędzają nam sen
z powiek, nigdy się nie zdarzy, więc po co tracić czas i energię na myślenie o nich? - Medytuj. Odpowiednich technik możesz się nauczyć na kursach lub samodzielnie
za pomocą Internetu albo książek. Umiejętność skupiania się i wyciszania naprawdę
ci pomoże, warto spróbować. - Zajmij się czymś. Gdy dopada cię chmura złych myśli, uciekaj. Czytaj, zagraj
w grę komputerową, umów się z kimś na kawę, wyjdź na spacer albo obejrzyj
dobrą komedię. Nie katuj się niepokojącą muzyką, zrób sobie listę pozytywnie
nakręconych utworów specjalnie „na doła”. Zamartwianie się nigdy nie jest
konstruktywne i nikomu nie pomaga, więc bierz świadomość pod pachę
i nogi za pas. - Gdy trzeba, stawiaj czoło. Jeżeli gryzie cię jakaś niezałatwiona sprawa,
zabierz się do niej, rozwiąż ją. Zrobisz to dzisiaj, oszczędzisz sobie dni
lub tygodni zmartwienia. Robienie rzeczy niemiłych wymaga odwagi
(na przykład, żeby przyznać się do błędu lub słabości, przeprosić, poprosić
o wybaczenie), ale to inwestycja, która się opłaca. Za każdym razem,
kiedy zachowujesz się dojrzale, utrwalasz w sobie właściwe schematy
postępowania. Następnym razem będzie łatwiej, a otoczenie na pewno
doceni twoje starania.
W nauce unikania zamartwiania się nie chodzi o to, by stać się lekkoduchem,
któremu jest wszystko jedno. Cel to wyrobić w sobie racjonalne podejście
do kłopotów polegające głównie na tym, by rozwiązywać je, gdy się pojawią,
zamiast lękliwie i bezustannie oczekiwać ich nadejścia. Kłopoty i tak nas znajdą
bez naszej pomocy, więc nie generujmy ich same. Odwagi!