Ten tydzień to u nas tydzień vintage. Dlatego sięgamy po zapomniane symbole, dawną sztukę i z lekką nostalgią patrzymy na obrazy, na których przedstawiona jest martwa natura.
Tekst: Joanna Zaguła
Zdjęcie: Wikimedia Commons, Google Art Project
W tym tygodniu będziemy patrzeć wstecz. Ale nie ze smutkiem. W przeszłości szukać będziemy inspiracji stylistycznych i doceniać kunszt dawnych rzemieślników. Lubimy rzeczy pokryte szlachetną patyną, takie z historią, z duszą, protestujemy przeciw kultowi młodości i nowości. Dawne umiejętności i stare przedmioty łatwo zgubić, dlatego w cyklu „Poniedziałek ze sztuką” przypominamy zapomnianą symbolikę, którą kryje martwa natura. Na jej przedstawiciela wybrałam Laurensa Craena, malarza niderlandzkiego, bo to o sztuce z tego obszaru i z czasów jego twórczości często mówi się, gdy ma się na myśli martwe natury.
XVII wiek w Niderlandach był czasem dynamicznych zmian społecznych. Bogacąca się klasa średnia ceniła sobie malarstwo i lubiła wieszać obrazy w swoich domach jako przejaw wysokiego statusu społecznego. Dodatkowo Kościół protestancki zakazał wówczas przedstawień religijnych w sztuce, co przyczyniło się do popularności scen rodzajowych i martwej natury właśnie. Pomiędzy rokiem 1580 a 1800 powstało w Niderlandach prawie 10 milionów obrazów! Była to prawdziwa gorączka. Jednak do dziś przetrwał jedynie mniej niż co setny z nich. Tak samo zaginęła powszechna świadomość znaczeń, jakie współcześnie były w oczywisty sposób odczytywane w tych przedstawieniach. To, co dziś odczuwamy jako swego rodzaju spokój z nich tchnący, było wówczas kipiącym od symboliki manifestem.
Spójrzmy choćby na obraz naszego bohatera. Widzimy tu misternie oddane cytryny. Ich skórka to popis mistrzowskich umiejętności malarza. Ale też symbol luksusu, bo to zagraniczne drogie owoce. Właścicieli obrazu stać i na dobrego artystę, i na takie przysmaki. Granaty to nawiązanie do religii. Mają nakierować nasze myśli na życie po śmieci, nawiązując od greckiego mitu o Persefonie, królowej podziemi, którą związał z tym miejscem właśnie ten owoc. Gdzieś pod talerzem schowany jest chleb, to oczywiście symbol Jezusa. Niestety więcej jest tu owoców morza i mięsa, a one odnoszą się do grzesznych ziemskich uciech. Pewnie dlatego, że są tak „cielesne”. Ostrygi dodatkowo wodzą na pokuszenie. Być może malarz chciał skrytykować współczesny rozpustny świat, bo jednak przedstawił też szkło – mające przywodzić na myśl marność doczesnego życia. Co nie przeszkadza jednak znowu popisać się tu swoimi zdolnościami i przypomnieć o bogactwie fundatora obrazu. Bo szkło nie było również produktem tanim, ani łatwym do namalowania. Na koniec spójrzmy jeszcze przez okno na drugim planie. Ewidentnie mamy myśleć o szeroko pojętym świecie, patrząc na ten obraz. Bo jako jeden z niewielu otwiera się na to, co poza kadrem, pokazuje pejzaż z zachodzącym słońcem.