Czy tożsamość mordercy można ujawnić na deskach teatru podczas premiery trzymanej w wielkim sekrecie sztuki? „Zaginięcie Stephanie Mailer” to powieść, przy której można dobrze się bawić, jeśli przestanie się ją traktować jako rasowy kryminał.

Tekst: Sylwia Skorstad

Kapitan policji Jesse Rosenberg postanawia odejść na emeryturę w wieku czterdziestu pięciu lat. Pełniąc służbę zrealizował wszystkie swoje cele, dostawał odznaczenia i pochwały, nazywano go nawet „stuprocentowym kapitanem”, bo rozwiązał wszystkie prowadzone przez siebie sprawy. Teraz ma ochotę spróbować sił w innych dziedzinach życia.

Podczas uroczystości pożegnalnej niespodziewanie podchodzi do niego dziennikarka i zarzuca mu, że w jednym z pierwszych swoich śledztw wytypował niewłaściwego sprawcę. Stephanie Mailer uważa, iż Rosenberg i jego partner nie znaleźli prawdziwego mordercy w głośnej sprawie z 1994 roku, kiedy w miasteczku Orphea zabito burmistrza, jego rodzinę oraz przypadkowego świadka. Wszystko to działo się podczas pierwszej edycji miejscowego festiwalu teatralnego. Początkowo „stuprocentowy kapitan” nie daje wiary słowom dziennikarki, ale kiedy ta wkrótce zostaje zgłoszona jako osoba zaginiona, postanawia wrócić do śledztwa sprzed lat.

Policja nie na służbie

Trzeba od razu powiedzieć, że gdyby za lekturę nowej powieści Joëla Dickera zabrałby się policjant, to świetnie by się ubawił. Autor nie zaprząta sobie głowy realizmem, o pracy stróżów prawa pisze tak, jak to mu pasuje do historii. W stworzonej przez niego rzeczywistości policjanci nie mają papierkowej roboty, a szefostwo daje im dużą dowolność w wyborze miejsca i czasu pracy. Można odnieść wrażenie, że gdy podoba im się jakaś sprawa prowadzona w okolicy, to jadą, by ją rozwiązywać, a bliżej nieokreślona centrala pokrywa wszystkie koszty. Gdy trzeba natychmiast polecieć na drugi koniec kraju w celu zadania trzech pytań potencjalnemu świadkowi, to nie ma potrzeby tego konsultować z żadnym przełożonym. Kupuje się bilet i leci.

W świecie powieści Dickera policjanci są w stanie znaleźć sprawców przestępstw we wszystkich prowadzonych przez dwie dekady śledztwach, choć takich statystyk pozazdrościć by im mogła nawet policja w Korei Północnej. Przesłuchania osób podejrzanych zwykle zaczynają od wykrzyczenia: „Wiemy wszystko, to koniec!”, by już po godzinie zwolnić biedaka na podstawie tylko mocnego, wewnętrznego przekonania, iż szczerze objaśnił swoją wersję wydarzeń.

Opisy policyjnej pracy w „Zaginięciu Stephanie Mailer” bywają tak groteskowe, że można się zacząć zastanawiać, czy to nie celowy zabieg. Wbrew pozorom jest to bowiem całkiem wciągająca powieść, kiedy tylko przestanie się ją traktować jak kryminał.

Wszyscy na scenę

Najciekawszy w powieści Szwajcara jest wątek, w którym sztuka łączy się z zagadką kryminalną. Niespełniony dramaturg, niegdyś szef policji, obiecuje ujawnić tajemnicę morderstwa, jeśli jego sztuka zostanie wystawiona na festiwalu teatralnym. Treść przedstawienia ma zdradzić widzom, kto dokonał morderstwa szeryfa i jego rodziny. Niecodzienna umowa między władzami miasta, stróżami prawa a zwariowanym reżyserem to ciekawy pomysł fabularny.

Całe środowisko kulturalne – dziennikarze, krytycy, pisarze, producenci – jest przez autora równie przerysowane jak środowisko policjantów. Wszyscy mają w sobie coś z Gene’a Cousineau, nieznośnego i narcystycznego nauczyciela aktorstwa z serialu „Barry”. Każdy chce być zauważony, doceniany, wysłuchany, choć jednocześnie nikogo oprócz siebie nie zauważa, nie docenia ani nie słucha. W tym świecie wszyscy po cichu marzą o sławie, dla aktorstwa, pisarstwa lub dobrej recenzji zrobiliby niemal wszystko.

Kiedy policjanci i ludzie kultury mieszają się ze sobą na jubileuszowej edycji festiwalu teatralnego w Orphea, robi się tym ciekawiej. Czytelnik czeka już nie tylko na to, by dowiedzieć się, co takiego kapitan Rosenberg przeoczył w pierwszym oraz drugim śledztwie, ale i na wynik nieoczekiwanych spotkań oraz zakończenie wątków poszczególnych bohaterów. Właśnie to zakończenia to sygnał, iż całej powieści nie należy traktować na serio. Chodzi o to, by dobrze się bawić. Realizm jest przereklamowany.

Joël Dicker , Zaginięcie Stephanie Mailer, Wydawnictwo Albatros

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.