„Nic mnie nie złamie” to historia, która zachwyciła już ponad siedem milionów czytelników, głównie młodych mężczyzn. Co kryje się za przekazem ultrasportowca Davida Gogginsa?

Tekst: Sylwia Skorstad

książki na półce

Wiele osób chciałoby się zamienić z dorosłym Davidem Gogginsem na medale, ale niewielu zamieniłoby się z nim na dzieciństwo. Przemocowy ojciec znęcał się nad nim i innymi członkami rodziny, dopóki matka Davida nie zdecydowała się na ucieczkę. Po przeprowadzce chłopiec trafił do lokalnej szkoły, gdzie był jedynym czarnoskórym, czego (jak wtedy żałował), nie dało się ukryć. Miał duże zaległości i trudności w nauce i gdy spod skrzydeł cierpliwej nauczycielki trafił do trzeciej klasy, uznano go za kandydata do szkoły specjalnej. Z tego powodu jako dziewięciolatek trafił na terapię grupową.

„To było jak zły sen. Psychiatra ustawił w półkolu siedem krzeseł, ale część dzieci nie chciała lub nie była w stanie siedzieć. Jedno miało na głowie kask i regularnie waliło głową w ścianę. Inny dzieciak wstał w połowie zdania wygłaszanego przez doktora, poszedł do kąta i nasikał do kosza. Chłopak siedzący obok mnie był najnormalniejszą osobą w tej grupie, a trafił tam, bo podpalił swój dom. Pamiętam, jak pierwszego dnia gapiłem się na psychiatrę z myślą, iż to pomyłka, że się tam znalazłem” – wspomina Goggins.

Dwadzieścia lat później autor tych słów stał się twarzą reklam Navy SEALs, rekruterem, ultrasportowcem, legendą i rozchwytywanym mówcą motywacyjnym.

Co próbowało złamać faceta z okładek?

Książkę Davida Gogginsa, emerytowanego żołnierza elitarnej jednostki Navy SEALs, mijałam na wielu lotniskowych księgarniach. Ubrany w nieskazitelnie biały mundur przystojny mężczyzna zerkał poważnie z okładek w Krakowie, Oslo, Amsterdamie i Waszyngtonie. Jego zasępioną minę tłumaczyłam sobie stojącym za nim cieniem kogoś, kto mógłby nim samym w wersji „przed” albo jego ojcem. Chęć poznania tej historii nie była jednak na tyle silna, abym kupiła książkę. Tytuł wydawał się arogancki, a podtytuł sugerował pseudopsychologiczny, poradnikowy styl, którego fanką nie jestem.

Dopiero, kiedy mój syn stwierdził, że to jedna z najciekawszych historii, jaką przeczytał, postanowiłam się dowiedzieć, co próbowało złamać Gogginsa, ale nie dało rady. Tym bardziej, że „Nic mnie nie złamie” zyskało w rankingu Empiku 3507 najwyższych ocen, głównie od mężczyzn przyznających, że raczej nie są regularnymi czytelnikami. Coś takiego nie zdarza się każdej książce o tematyce motywacyjnej. Więc zabrałam się do czytania.

Podziw i współczucie

Autora „Nic mnie nie złamie” jest za co podziwiać. W sporcie amatorskim osiągnął bardzo wiele, sześćdziesięciu ultramaratonów nikt nie jest w stanie zrobić przypadkiem, podobnie jak wpisanego do księgi rekordów Guinnessa rekordu 4030 podciągnięć na drążku. Niebagatelne są też sumy, które zebrał dla organizacji dobroczynnych podczas występów sportowych.

Do listy zasług dopisałbym też fakt, że podnosi świadomość problemu rasizmu, również w tych środowiskach, w których jest ona niewielka. Gdy mówi, że będąc jedyną czarnoskórą osobą w pokoju, swojej odmienności nie można ukryć, a słowo „czarnuch” piecze przez lata, dociera z tym przekazem do każdego, kto choć raz czuł się wyobcowany. Na plus warto mu też policzyć awersję do owijania w bawełnę. „Jeśli obiecujesz sobie, że coś zaczniesz od jutra, to już możesz sobie odpuścić, bo szukasz wymówek” – przekonuje. Opowiadając swoją historię i starając się inspirować innych, Goggins stawia na bardzo surową, wręcz brutalną szczerość. Radzi, by przestać winić innych za własne ograniczenia, a zamiast tego zabrać się stanowczo do pracy nad wyznaczonym celem.

Jednocześnie autorowi jest czego współczuć. Opisy jego wyczynów sportowych nie mówią nic o radości. Goggins nie wspomina ani razu o satysfakcji z dobrego miejsca w wyścigu, ukończenia kolejnego morderczego treningu wojskowego czy pobicia rekordu. Jakby sport był dla niego nieustającą samoudręką. „Kara”, „tortura”, „ból” to słowa powracające w opisach wielu jego wyczynów. Nie szczędzi czytelnikowi naturalistycznych opisów swoich licznych obrażeń odniesionych podczas startów. W dodatku części z nich mógłby uniknąć, gdyby się lepiej przygotował. Kto biegnie ultramaraton bez odpowiedniego treningu, wyposażenia i wsparcia? Goggins. Kto w związku z tym ryzykuje poważne komplikacje zdrowotne, na przykład trwałe uszkodzenie nerek? Goggins. Kto jest z tego dumny, bo po raz kolejny musiał sobie udowodnić, że jest „najtwardszym sukinsynem na planecie”? Też Goggins.

Nic mnie nie złamie - okładka

Metody nie dla każdego

Bez wątpienia książki tego wyjątkowego żołnierza i sportowca mają moc inspirowania. Świadczą o tym entuzjastyczne komentarze czytelników. Jego przekaz trafia nie tylko do młodych mężczyzn, którzy właśnie próbują zdefiniować swoją rolę w szybko zmieniającym się świecie. Może wzmocnić motywację do samodoskonalenia się każdego, kto pragnie coś w sobie zmienić. Goggins ma tak wiele przykładów na udowodnienie tezy, że wszystko jest możliwe! Da się biegać na złamanych nogach, podciągać się na drążku ze skórą zdartą z dłoni, nurkować ze związanymi nogami i wadą serca, wyuczyć w krótkim czasie do testów, choć prawie nie umie się czytać, schudnąć pięćdziesiąt kilogramów w kilka tygodni i tak dalej.

Pytanie jednak, czy złaknieni dokonań i sukcesów czytelnicy zauważą, że te wszystkie przykłady dotyczą jednego człowieka. Obawiam się, iż mogą zyskać fałszywe wrażenie, że absolutnie każdy jest w stanie wstać z kanapy i zostać kimkolwiek mu się zamarzy, na przykład członkiem elitarnej jednostki wojskowej, najlepszym strzelcem, ultramaratończykiem, strażakiem lub astronautą. W rzeczywistości jednak na każdych stu śmiałków część wyeliminują ograniczenia psychiczne, część fizyczne, część okoliczności, a część zabije się lub straci zdrowie, próbując dopędzić do celu w takim stylu i tempie jak autor.

Czy każdy jest w stanie powtórzyć dokonania Gogginsa? Nie. Czy każdy powinien? Zdecydowanie nie. Autor „Nic mnie nie złamie” nie ma racji, gdy twierdzi, że i ty możesz pokonać swoje ograniczenia w takim stopniu, jak on to zrobił. Nie zna cię i zdaje się tego w pełni nie pojmować. ADHD, o którym wspomina, uczyniło jego szkolną karierę trudniejszą, ale też stało się niezastąpionym motorem w wyzwaniach sportowych. To część jego neuronalnego wyposażenia, która z jednej strony sprawia, że wielkie decyzje podejmuje z marszu, a z drugiej, że maszeruje dużo szybciej i wytrwalej od innych, gdy akurat na tym się skupi.

Wytrwałości, szczerości i radości

Czytelnikom oczarowanym metodami Davida Gogginsa życzę, by posiedli jego wytrwałości i szczerość w obliczu własnych błędów. Jednocześnie by udało się im coś, co jemu, jak wynika z książki, sprawia trudność, czyli czerpania radości i satysfakcji z własnych osiągnięć oraz poczucia, że wcale nie trzeba być najtwardszym sukinsynem, by móc być z siebie zadowolonym.

David Goggins, „Nic mnie nie złamie. Zapanuj nad swoim umysłem i pokonaj przeciwności losu”, Wydawnictwo Galaktyka

 

 

 

No Comments Yet

Leave a Reply

Your email address will not be published.

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.