Jest duży, silny, sprytny, mało mówi i tak często wpada w kłopoty, że zwykle nie ma czasu skończyć śniadania. Jack Reacher powraca w kryminale „Bez planu B”, by skopać tyłki wszystkim, którzy na to zasłużyli.
Tekst: Sylwia Skorstad
Jeśli znacie poprzednie przygody Jacka Reachera, wiecie, że gdzie nie spojrzy, tam dzieje się niesprawiedliwość – ktoś kogoś ściga, bije albo próbuje zamordować. Nie inaczej jest tym razem. Były major i oficer Żandarmerii Armii USA, obecnie szczęśliwy włóczykij bez prawa jazdy, chce tylko zwiedzić pewną wystawę historyczną w małym miasteczku. Tam spotyka sympatyczną kustoszkę i od słowa do słowa lądują w łóżku. Jack zostaje odrobinę dłużej niż zamierzał i staje się świadkiem tragicznego w skutkach wypadku. Na jego oczach nieznajoma kobieta zostaje wepchnięta pod autobus, a jej morderca próbuje okraść ciało ofiary. Reacher rusza w pogoń za uciekającym mężczyzną. W odzyskanej torebce znajduje kopertę z zagadkowymi materiałami, ale może je studiować tylko przez chwilę, bo sam staje się celem morderczego ataku.
Oczywiście, udaje mu się wyjść cało z opresji, jednak wkrótce okazuje się, że jego wersja wydarzeń nie zgadza się z wersjami innych świadków. Gapie upierają się, iż ofiara wypadku sama wpadła pod autobus, próby kradzieży torebki nie było, a Reacher walczył chyba tylko z własnym cieniem. Jednak nie z Jackiem te numery, nie takie dziwne historie już wcześniej słyszał i zaraz się dowie, o co w tym wszystkim chodzi.
USA: kraj skazańców
Po kolejnych powieściach braci Child nie należy się spodziewać oryginalności. Kto to rozumie, ten może się przy nich nieźle bawić. Schemat jest zawsze podobny, rozwiązania fabularne również, bohaterowie zachowują się przewidywalnie. Po drodze do naprawienia jakiegoś poważnego problemu, wywołanego przez chciwych, skorumpowanych, pozbawionych skrupułów, czarnych charakterów, Jack spotyka jednego lub kilku sprzymierzeńców, którym zwykle mówi, by trzymali się z dala od sprawy. Ci go nie słuchają, co czasem kończy się dobrze, a czasem źle.
Schematy pozostają te same, ale nie problemy, z którymi musi się mierzyć główny bohater. Tym razem jego główny przeciwnik to prywatna firma penitencjarna. W uszach Europejczyka takie pojęcie brzmi dziwnie, Amerykanin jest do niego przyzwyczajony. USA to kraj, który więzi największą liczbę obywateli w przeliczeniu na 100 tysięcy mieszkańców. Wyprzedza pod tym względem wszystkich, w tym będące w pierwszej dziesiątce Turkmenistan, Kubę, Tajlandię i Panamę. Szacuje się, że w Stanach Zjednoczonych więzi się jedną czwartą całej globalnej populacji skazańców. Prywatnych więzień zarządzanych przez korporacje jest tam już blisko 300. Teoretycznie wynajmowanie prywatnych firm do opieki nad olbrzymią populacją więźniów miało przynieść oszczędności, w praktyce przynosi sporo dylematów moralnych i skandali. Bywa bowiem, że nikomu nie opłaca się więźniów wypuszczać, a tylko przyjmować kolejnych… W swojej najnowszej powieści bracia Child przedstawiają wyjątkowo czarną wizję prywatnej firmy penitencjarnej. Jak daleka jest od rzeczywistości, to wiedzą nieliczni.
Wszystkie drogi prowadzą do więzienia
W „Bez planu B” przeplata się ze sobą kilka wątków. Zdesperowany nastolatek ucieka z domu mało troskliwej rodziny zastępczej, aby odnaleźć swojego ojca. Groźny przestępca po utracie syna szuka zemsty na ludziach odpowiedzialnych za jego śmierć i wymuszając torturami zeznania brnie do ostatecznego celu. Jack Reacher w towarzystwie byłej żony zamordowanego mężczyzny przemierza daleką drogę. Wszyscy spotkają się w tym samym miejscu i czasie. Czytelnik od początku wie, że tego dnia ma się wydarzyć coś ważnego, zostało to ustalone podczas tajnej narady już na pierwszych stronach powieści. Na tym samym spotkaniu zdecydowano też, że nikt podejrzany, a już na pewno nie włóczęgo Jack Reacher, nie będzie mógł postawić stopy w mieście. Jak myślicie, co główny bohater na to?
Lee Child/Andrew Child, „Bez planu B”, Wydawnictwo Albatros