Z projektantką i stylistką, Joanną Kruczek rozmawiamy o tym, jak zacząć przygodę z branżą modową i jak łączyć bycie mamą z prowadzeniem biznesu.
Rozmawiała: Joanna Zaguła
Jest Pani stylistką, a także projektantką torebek. Kiedy zaczęło się Pani zainteresowanie tą konkretną częścią garderoby?
Zawsze w stylizacjach stawiałam na akcesoria – torebki, buty, okulary. To był taki mój wyróżnik. A projektowanie torebek to suma przypadków. Miałam ich dużo, z żadnej nie byłam zadowolona i postanowiłam stworzyć własną. W taki sposób ruszyła moja firma i zaczęła sobie całkiem nieźle radzić. Postanowiłam więc to kontynuować. Poza tym, jako samotna mama, chciałam założyć swój biznes.
Żeby być panią własnego czasu?
Wydawałoby się, że prowadzenie własnej firmy daje elastyczność czasową, ale zabiera też mnóstwo czasu i energii. Na pewno, szczególnie na początku, nie było mi łatwo łączyć funkcję właścicielki firmy, mamy i opiekować się domem. Ale teraz myślę, że łatwiej jest, gdy dzieci są całkiem małe. Kiedy zaczynałam, mój synek miał około roku, teraz ma 5 lat i już rozumie i nazywa swoje uczucia Wie, co to znaczy, że mama wyjeżdża i tęskni za mną. Jeśli chodzi o panowanie nad czasem, to ważne jest, by nauczyć się delegować pracę. My, kobiety mamy tendencje do myślenia, że same wszystko zrobimy najlepiej i trudno nam to zmienić. A ja sama nie znam się na wielu rzeczach i uczę się tego, żeby oddawać je w ręce specjalistów.
Bardzo przydatne są rozmowy z innymi kobietami, które prowadzą swoje biznesy. Zawsze służą radą, powiedzą: „Słuchaj, weź sobie tego księgowego, skorzystaj z pomocy tego informatyka… Dzięki temu ty dasz radę robić to, na czym się znasz!”
Czy to były panie z tej samej branży?
Nie zawsze, niektóre moje znajome prowadzą firmy kosmetyczne, inne salony urody. Znam też kilka pań, które znakomicie radzą sobie w branży budowniczej czy w logistyce. Dobrze jest słuchać bardziej doświadczonych i dzielić się wiedzą z dziewczynami, które dopiero zaczynają.
Z mojej branży poznałam tylko jedną markę torebek. Byłyśmy razem na targach, ale to firma o innym profilu klienta. Nie było między nami nawet iskry konkurencji, wymieniałyśmy się informacjami. Bardzo bym chciała walczyć z wciąż często obecną w Polsce zawiścią, bo wspierając się nawzajem, zajdziemy na pewno dalej.
Czy może nam Pani opowiedzieć też o pracy stylistki? Wielu dziewczynom marzy się taka ścieżka kariery, ale mało kto wie, co trzeba zrobić, żeby takie marzenie spełnić.
Na pewno to, że lubimy ładnie się ubierać nie wystarczy. Papier zawsze pomoże – jeśli mamy poświadczenie umiejętności technicznych to jest plus. Można być stylistą pracującym jako personal shopper, pracować przy sesjach zdjęciowych jako freelancer albo w magazynie modowym, można stylizować kostiumy w teatrach. Zawsze warto zacząć od pracy dla kogoś, podpatrywać bardziej doświadczonych. Można pójść na staż albo kurs u stylistki, która prężnie działa na rynku. Nie tylko nauczymy się, jak funkcjonuje branża, ale może uda nam się znaleźć u niej pracę.
Kiedy ja zaczynałam, nikt nie słyszał o takim zawodzie, jak stylistka. Pracowałam najpierw przy sesjach zdjęciowych, potem przy zakupach, co bardzo polubiłam. Dlatego też wydaje mi się, że dobrze jest próbować rożnych dróg i sprawdzić, co nam odpowiada. Nie można zapominać, że to często ciężka fizyczna praca, nie polegająca absolutnie na przekonaniu, że same świetnie wyglądamy i się ubieramy. Praca stylistki to wypożyczanie toreb pełnych ciuchów, potem wożenie ich na sesję, oddawanie, ciągłe bycie z podróży. Musimy umieć też dobrze dogadywać się z ludźmi. To nie jest zawód dla introwertyka.