Jak można tak bardzo nienawidzić i nie rozumieć kogoś, kogo się tak bardzo kochało? „Historia małżeńska”, czyli historia rozwodu pozostawia w widzu wielki niepokój.
Tekst: Joanna Zaguła
Zdjęcia: Materiały prasowe dystrybutora/Gutek Film
Noah Baumbach, mistrz inteligentnych emocjonalnych komedii, który wkroczył w tym roku do oskarowej ligi, funduje nam emocjonalny roller-coaster, po którym na długo zostają zawroty głowy. W odróżnieniu od filmów z happy endem „Historia małżeńska” nie pozwala nam wierzyć w miłość. A tym, którzy uwierzyli, każe zwątpić w siebie.
Jeśli małżeństwo jest budowaniem wspólnie nowego życia, to trzeba iść w nim na kompromisy. W małżeństwie się rozmawia i planuje, ale nie zawsze to wychodzi, bo trudno się na coś zgodzić. Pozostaje się więc przy status quo. Jest czułość, szacunek, dzieci, więc nie robimy afery, po co mącić wodę. A co jeśli już dłużej nie można? Jeśli te drobne ustępstwa zbudowały życie całkowicie inne od tego, którego się dla siebie chce? W takiej właśnie sytuacji Nicole, bohaterka „Historii małżeńskiej” postanawia odejść. Cóż, może pomaga jej w tej decyzji podejrzenie, że mąż sypia z ich współpracowniczką.
Jeśli małżeństwo to przynajmniej wzajemny szacunek i dobre wspomnienia – gdy nie ma już miłości, to nawet rozstanie powinno być jak najbardziej cywilizowane. A co jeśli cywilizowany rozwód oznacza godzenie się na wszystkie żądania współmałżonka? A to powoduje realną groźbę utraty kontaktu z dzieckiem i drastycznie opróżnia kieszenie? Początkowo niechcący rozlewu krwi Charlie, mąż Nicole, decyduje się na małżeńską wojnę. Pomiędzy niezrozumieniem, nienawiścią tak silną, że może ją zrodzić tylko wielka miłość i walką o dziecko małżonkowie orientują się, że to batalia, w której są tylko przegrani, ale która musi się odbyć.
Adwokaci obojga są jak figurki z teatrzyku cieni. Mocno zarysowane, momentami komiczne postaci, na których tle rozbłyskują wielopoziomowe kreacje pierwszoplanowe. W rozmowach z nimi ujawnia się absurd amerykańskiego systemu prawnego – Charlie brzmi jak K. Z „Procesu” Kafki – i okrucieństwo systemu społecznego, w którym wszyscy żyjemy, o którym informują nas filozoficzno-socjologiczne tyrady reprezentantki Nicole.
I tak właśnie wygląda film Baumbacha. Wciąż spoglądamy na sytuację z jednej albo z drugiej strony. Gdy już nam się wydaje, że jesteśmy po jej stronie, ona staje się irracjonalna i podstępna. Kiedy zaczynamy kibicować jemu, ona okazuje się ofiarą tej sytuacji, a on egoistą. Od łez przechodzimy do nerwowego śmiechu.
Ciągle wydaje nam się, że to niemożliwe, by tak bardzo nie móc się porozumieć, podczas gdy jednocześnie, jasno widzimy, że porozumienia tu być nie może. Zastanawiamy się, jak przestać kochać kogoś, kogo kochało się wiele lat i jak można jednocześnie darzyć tę osobą taką nienawiścią. Po obejrzeniu „Historii małżeńskiej” można zwątpić w każdą miłość.