„Jak, do diabła, możemy żyć, wiedząc, że dzieją się takie rzeczy?”

Tekst: Magdalena Maria Pomykała

Z każdą kolejną stroną tej książki narasta we mnie wstyd. Złość. Niezrozumienie. Jak to możliwe, że ludzkość wynalazła iPhon’a i lata w kosmos, że człowiek jest w stanie wyleczyć większość istniejących chorób czy przyszyć ucięty palec, a jednocześnie ponad 800 milionów ludzi na świecie głoduje? Każdego dnia niedojada lub nie je wcale, przez całe życie żywi się monotonnie. Głoduje: czyli nawet nie na co dzień może zjeść garść ryżu, placek z prosa lub talerz skromnego obiadu z jadłodajni. Może – jeśli zarobi te kilka dolarów, jeśli będzie (lub nie będzie) padać deszcz, jeśli do wioski dotrze transport, jeśli uda się znaleźć coś jadalnego w stercie śmieci. 800 milionów ludzi to więcej niż zamieszkuje cały kontynent europejski – od wybrzeży Portugalii aż po szczyty Uralu.

Argentyński dziennikarz Martín Caparrós zebrał obrazy głodu na całym świecie. W Nigrze, Bangladeszu, Indiach, w Brazylii, Chinach i na Madagaskarze, ale również w USA i w krajach Europy. Powstała książka nazywana „reportażem totalnym”, „kroniką naszych czasów”. 700 stron historii, które mają konkretne imię i twarz, a także: przytłaczające statystyki, uderzające fakty, celne obserwacje bez poprawności politycznej. Nie ma tutaj spiskowych teorii ani jednoznacznych oskarżeń. Jest za to rzeczowy wykład o przyczynach, skutkach i próbach pomocy, bez gloryfikacji tej ostatniej. Nie ma bowiem prostych odpowiedzi i łatwych rozwiązań – ale jest ostry obraz skomplikowanej siatki powiązań, w wyniku której istnieje „Świat” i „Ten Inny Świat”.

Dziwny jest ten świat

Co powoduje, że na jednej planecie ludzie żyją w tak skrajnie różnych warunkach? Paradoksalnie – przede wszystkim to, że latamy w kosmos. Rewolucja technologiczna, rozwój nauki i postęp medycyny przyczyniają się jednocześnie do rozwoju stref głodu. Ponieważ lekarstwa pomogą przeżyć noworodkowi z wioski w głębi Sahelu, ale nie zapewnią mu „bezpieczeństwa żywnościowego” na mało żyznej i spalanej słońcem ziemi. Ponieważ inżynierowie potrafią stworzyć saszetkę Plumpy’Nut, ale – choć wielkie korporacje zarobią na produkcie miliony – układy polityczne sprawią, że nie trafi on do tych najbardziej potrzebujących. Ponieważ genetycznie modyfikowane rośliny zapewnią większe i lepsze zbiory, jednak ich nasiona są zbyt drogie dla małych rolników i nie nadają się do powtórnego zasiewu. Ponieważ produkujemy miliony ton taniej żywności, z której znaczna część ląduje w śmietnikach. Itp., itd.…

Jest jeszcze religia. Wielkie światowe wyznania wydają się zadziwiająco zgodne w jednym co najmniej punkcie – nakazują przyjąć biedę i płynące z niej głód z pokorą, zawierzyć cierpienie oraz codzienny ból żołądka Bogu i – bez względu na to, jak go nazywamy – tylko od niego oczekiwać decyzji o tym, czy będzie co włożyć do garnka. Nie oceniając osobistych przekonań, wiara ta pociąga za sobą brak pomocy, specyficzne jej rozdzielanie lub wręcz blokadę przez religijnych hierarchów. W imię…

Wyrzuty sumienia (?)

Co zjadłeś dziś na śniadanie? Czy masz w lodówce składniki na jutrzejszą kanapkę? Kiedy ostatnio zdenerwowałeś się restauracji, bo stek był nie tak wysmażony lub wino nie takie, jak oczekiwałeś? Czytając reportaż Caparrósa nietrudno jest uniknąć wyrzutów sumienia i poczucia winy: „Jak, do diabła, możemy żyć, wiedząc, że dzieją się takie rzeczy?”. Dlaczego wybrzydzamy w naszym dobrobycie, koncentrujemy się na dobrach luksusowych, marnujemy tony zasobów naturalnych, gdy codziennie, na tej samej planecie, miliony ludzi pozbawiane są podstawowego prawa do zapewniającego im przeżycie posiłku?

Łatwo również przy tej lekturze wpaść w (niepotrzebną?) egzaltację: że oto teraz powinniśmy wszystko rzucić i wyjechać pomagać innym na drugim końcu świata lub zasilić konto organizacji charytatywnych całymi naszymi oszczędnościami.

Zlikwidować głód na świecie – to brzmi wspaniale, patetycznie, to bohaterskie wyzwanie. Wyzwanie – jak wydaje się po lekturze – niemożliwe do zrealizowania. Pomimo wystarczających zasobów naszej planety. Czy coś można w ogóle zrobić? Co można dzisiaj zrobić? Bo jeśli Bill Gates nie może pomóc, to co mogę ja?

Nie odpowiada na to pytanie autor, bo prostej i jednej odpowiedz nie ma. Ale do czytelnika przychodzi refleksja: może choć spróbować konsumować lepiej, rozsądniej? Kupować żywność świadomie, mniej jej marnować i wyrzucać, korzystać z sezonowych i lokalnych produktów? Być może to tylko uciszanie sumienia. A być może to mały gest – ziarnko do ziarnka…

Martín Caparrós, „Głód”, tłumaczenie: Marta Szafrańska-Brandt, Wydawnictwo Literackie, 2016

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.