Anna Lund, pomysłodawczyni marki ubrań dla kobiet, którym przyświeca idea minimalizmu, ponadczasowości, kobiecości i komfortu, od urodzenia mieszka w Szwecji, ale nawet na moment nie zapomniała o swoich polskich korzeniach. Płynnie mówi po polsku i regularnie odwiedza ojczyznę. Czuje się 100% Polką i ma nadzieje, że Polki docenią jej wizję stylu opartego na klasyce i wygodzie.
Kiedy zaczęłaś zwracać uwagę na zrównoważoną modę? Skąd wziął się pomysł własnej marki?
Anna Lund: Jak każdy konsument zaczęłam być coraz bardziej świadoma, w jakich realiach żyjemy i jak ważne jest prezentowanie proekologicznej, ale również prospołecznej postawy na co dzień. Przemysł odzieżowy światowych marek niestety zazwyczaj wiąże się z wyzyskiem dzieci. Ludzie wykorzystywani są do ciężkiej pracy za nieuczciwie niskie wynagrodzenie. Nie godzę się na takie traktowanie. Zwłaszcza, że jestem matką i nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak można w taki sposób wykorzystywać nieletnich. Zaczęłam również interesować się składem ubrań, w którym można znaleźć niebezpieczne dla naszego zdrowia pestycydy czy inne substancje chemiczne. Chemikalia z produkcji odzieży trafiają do rzek, co szkodzi naszemu środowisku. Decyzję o założeniu własnej marki podjęłam po swoim… ślubie. Szukałam klasycznej, eleganckiej sukienki z dobrej jakości materiałów na kameralne, skromne przyjęcie. W Szwecji trudno było mi taką znaleźć w rozsądnej cenie. Przyjaciółka podpowiedziała mi, by poszukać w ofercie polskich sklepów działających na Instagramie. Okazało się, że polski rynek to doskonałe miejsce na tworzenie kolekcji ubrań z wysokiej jakości materiałów, które zapewniają doskonały komfort noszenia. Nie mam doświadczenia w modzie, ale moda zawsze była bliska mojemu sercu. Pracowałam w modelingu. Moja babcia też stała się dla mnie inspiracją. Po wojnie specjalizowała się w nietypowej produkcji swetrów.
Dlaczego zdecydowałaś się na produkcję swojej kolekcji w Polsce?
Anna Lund: Zrobiłam research i okazało się, że sektor odzieżowy i tekstylny w Polsce ma się bardzo dobrze. Chciałam wykorzystać potencjał polskiej branży fashion. Z pewnością na moją decyzję miały również koszty produkcji. W Szwecji rynek odzieżowy nie jest tak dobrze rozwinięty, nie ma tak różnorodnego zaplecza kadrowego, a ceny materiałów i usług są o wiele wyższe niż w Polsce. A mi zależy, by moje kolekcje były dostępne dla każdej kobiety, której zależy na wygodnej odzieży i klasycznych fasonach.
Swoje ubrania opisujesz jako kobiece i ponadczasowe. Skąd czerpiesz inspiracje do swojej kolekcji?
Anna Lund: Inspiracje czerpię z mediów. Robię zdjęcia ciekawym stylizacjom aktorek czy gwiazd, a później to odrysowuje. Wedle mojego uznania zmieniam projekt. Rozmawiam również z konstruktorem i wspólnie zastanawiamy się, jakie lepsze rozwiązania możemy zastosować. Liczy się dla mnie nie tylko efekt wizualny, ale również komfort noszenia. Moje ubrania muszą być wygodne. Inspiracje czerpię też ze swojej garderoby. Czasami wyciągam z szafy dawno niezakładane sukienki i zastanawiam się, co bym w nich zmieniła, by znów zacząć w nich chodzić. Z pewnością kieruję się również aktualnymi trendami. Sprawdzam w sklepach bieżące kolekcje, oglądam pokazy mody. Chcę, by moja oferta spodobała się jak największej grupie odbiorców. Oczywiście robię to zgodnie ze swoim stylem, nie przemycam tego, co aktualnie modne wprost.
Jak myślisz, czego Szwedki mogą się uczyć od Polek i odwrotnie jeśli chodzi o styl?
Anna Lund: Odpowiem na to pytanie na przykładzie opinii z mojego otoczenia. Moje przyjaciółki Polki, które odwiedzają czasami ojczyznę, zwracają uwagę na to, że w Szwecji kobiety nie czują potrzeby, by zawsze ładnie wyglądać. Normą jest wyjście w dresach i bez makijażu za zakupy czy po dzieci do szkoły. Natomiast Polki zawsze wyglądają na zadbane. Są ładnie ubrane, umalowane i uczesane. Z moich obserwacji wynika, że polskie kobiety są bardziej zachowawcze w swoim stylu. W Skandynawii kobiety szybciej decydują się na nowe trendy, nie boją się eksperymentować. Myślę, że zarówno Polki i Szwedki mogą się od siebie dużo uczyć, ale i nie muszą. Nie musimy być przecież takie same.