Potykają się, podnoszą, przytulają… Ale najważniejsze – są razem
w dobrych i złych chwilach. Oto wyznania niezwykłej pary finalistek
konkursu „Energia od pokoleń” – Albertyny i Danuty Kacalak.
Z finalistkami konkursu Albertyną i Danutą Kacalak
rozmawia Aleksandra Kozłowska.
Zdjęcia z backstage finału: Magdalena Maria Pomykała
Aleksandra Kozłowska: Kto wpadł na pomysł zgłoszenia się do konkursu?
Albertyna Kacalak (córka): To Mama wpadła na ten pomysł. Przesłała
mi informację o konkursie. Później trzeba było napisać relację. Przyznajmy
się – na co dzień brakuje czasu, żeby się zatrzymać i podziękować swoim
rodzicom za to, że są. Gdy pisałam naszą relację, łzy mi płynęły ze wzruszenia.
Danuta Kacalak (mama): Gdy Albertynka przesłała mi tekst i zapytała,
jak mi się podoba, również zalałam się łzami. To było tak wzruszające,
prawdziwe, piękne. Tego nie można zagrać, udać – to po prostu jest.
Konkurs zakładał energię od pokoleń: matka, babka i córka. W trakcie
okazało się, że Albertynka jest w ciąży, więc życie napisało nowy scenariusz
i już są trzy pokolenia.
A.K.: Co Panie czują
po zakończeniu
finałowego spotkania?
A.K.: To było wspaniałe
przeżycie, choć kosztowało
nas dużo wysiłku
emocjonalnego
i psychicznego – jesteśmy
wykończone! Uważam jednak,
że każda mama i córka,
mające ze sobą bliski kontakt,
powinny coś takiego przeżyć.
D.K.: Byłyśmy bardzo ciekawe, jakie pary wygrały konkurs. Te pierwsze minuty,
kiedy mamy wchodziły z córkami i poznawałyśmy się, były niezwykłe. Po chwili
każda była sobie bliższa – otwierałyśmy się na siebie. Wspaniale się czułyśmy
w swoim gronie. Ta energia się uwolniła i dała wyczuć w atmosferze.
A.K.: Myślę, że każda z nas dała sobie szansę i się otworzyła, dzięki temu
na warsztatach z Kasią Miller wszystkie dałyśmy radę. Nie rozmawiałyśmy
tylko o delikatnych, spokojnych sprawach, ale i o poważnych doświadczeniach.
Było naprawdę emocjonalnie.
A.K.: Czy na warsztatach wydarzyło się coś ciekawego?
A.K.: Początkiem warsztatów
była relaksacja, wyciszenie,
skupienie się na swoim oddechu
i ciele. Potem dopiero zaczęły
się zadania – były bardzo trudne.
Na przykład, przez 5 minut
musiałyśmy patrzeć sobie
w oczy i milczeć. Później jedna
osoba mówiła coś o sobie,
a druga miała jej tylko słuchać
i nie mogła się odzywać
przez kolejne 5 minut.
Okazało się, że przez ten czas
można już poznać drugą osobę.
Mnie osobiście było trudno
milczeć po tym 5 minutowym wyciszeniu i chciałam powiedzieć:
tak, tak ja też!
D.K.: Przez 5 minut należało słuchać i skupić całą uwagę na drugiej osobie.
Okazuje się, że przez ten czas przekazałyśmy całe swoje życie – to, za co jesteśmy
wdzięczne, co się dobrego wydarzyło. Były też trudne zadania: musiałyśmy
na przykład opowiedzieć o tym, co złego się zadziało, o naszych wadach
albo o tym, co się nie udało. Życie przynosi różne doświadczenia i mogłyśmy
się podzielić tymi przeżyciami z innymi kobietami.
A.K.: I jakie przemyślenia towarzyszą Paniom po tym spotkaniu?
A.K.: Rozmawiając z innymi kobietami, pomyślałam, że wszystkie mamy podobne
rozterki. Daje to poczucie, że nie jesteśmy same z problemami i ze sobą. To otwarcie
na drugiego człowieka dało mi odwagę i świadomość, że nie muszę się bać,
bo nie jestem sama. My kobiety możemy sobie dać bardzo wiele.
D.K.: Był taki moment, gdy mogłyśmy bardzo blisko porozmawiać z innymi mamami
i córkami. Okazało się, że wszystkie w jakimś punkcie jesteśmy podobne.
Dotknęłyśmy bardzo tajemniczych sfer kobiecości. To było takie metafizyczne
przeżycie. Wyzwoliłyśmy niesamowitą energię!
A.K.: A potem wszystkie się przytulały na koniec. (śmiech) Kasia nas pochwaliła,
że jesteśmy wspaniałą grupą genialnych kobiet. Nie powinnyśmy się tego bać,
tylko mówić głośno! Każda kobieta ma w sobie pozytywną energię.
D.K.: Naprawdę nas otworzyła. To było niesamowite przeżycie – tego na pewno
nie dało się zaplanować i przewidzieć. Gdy zapytałam: „Jak żyć, skoro człowiek
potrzebuje 8 przytulań dziennie?”, Kasia odpowiedziała: „Po prostu – przytulmy
się!” (śmiech) Więc wszystkie zaczęłyśmy się przytulać. Potem już otworzyłyśmy
się zupełnie.
A.K.: To właśnie nas łączy wszystkie: mamy pozytywne doświadczenia,
ale i te trudne, po których trzeba się podnieść. Tak naprawdę chodzi o to,
żeby stać się silniejszą dzięki wszystkim przeżyciom. Była mowa o tym,
że mamy chciałyby uchronić swoje córki, przed tym, czego same doświadczyły.
Tylko, że córki muszą przeżyć, spróbować, nawet się sparzyć.
D.K.: Było jeszcze jedno ciekawe pytanie do nas – za co chcemy podziękować
swojej mamie. Ja też musiałam podziękować mamie, której już nie ma,
a która też mi coś przekazała. Chciałam jej podziękować za życie, które mi dała.
Mama potrafiła wyczarować zawsze coś z niczego. Szyła wspaniałe kreacje,
które ja sobie wymyśliłam. Później mogłam pójść dumna do szkoły, a czasy były
przecież skromne. Dla mnie na tym spotkaniu niezwykłe było też usłyszeć, jak moja
córka dziękuje mi za wszystko – to było bardzo wzruszające. Nawet teraz, gdy o tym
mówię, mam dreszcze. Mogę tylko życzyć wszystkim mamom takiej wspaniałej córki.
To spotkanie pokazało, że istnieje niesamowita energia wśród kobiet. To przeżycie
było niezwykle inspirujące – dałyśmy sobie wsparcie.
A.K.: Tak! Potykamy się czasami, ale podnosimy się, działamy i jesteśmy razem.
Do niedawna nie wiedziałam o istnieniu takich miejsc jak Akademia Królowej Jadwigi. Jest to dla mnie szczególnie cenne doświadczenie. Zajęcia w ramach Akademii są naturalną kontynuacją wychowania, zachowań i wiedzy zdobytej w rodzinnym domu. W Akademii czuję się komfortowo, poprzez różnorodne zajęcia uczę się postawy „samoposiadania”, wymaganie od siebie i kształtowanie charakteru.