Dziwna sprawa, bo latami można żyć, jakby się nic nie stało i nagle z ogromną siłą odczuć przytłaczające poczucie winy, poczucie straty, żal, nienawiść do siebie i tego, którego się kochało, a który waszego maleństwa nie uratował. Można nie czuć kompletnie nic, ale to nie jest dowód na to, że syndromu nie ma. Wręcz przeciwnie. To jest właśnie epicentrum przeżywania – totalne wyparcie, które pozwala nie rozsypać się na kawałeczki jak potłuczona szklanka.
Pęknięta relacja
Kobieta potrzebuje mężczyzny, żeby poczuć się bezpiecznie. On ma być jej obrońcą, rycerzem, tarczą. On ma przenosić góry i sprawiać, że ona rozkwita wypełniona jego miłością. W akcie seksualnym ona oddaje się cała, nie kalkuluje, wierzy. Gdy on mówi, że owoc ich miłości nic dla niego nie znaczy, jej pęka serce. Gdy on mówi – zrobisz, jak będziesz chciała – ona nie wie, co ma robić. Kocha go, a może już nienawidzi. Gdy on mówi – pozbądź się problemu, dam ci pieniądze – ona czuje ból na policzku, jakby dostała w twarz. To wtedy następuje pęknięcie relacji. Już nic nie będzie takie samo. Ona oddala się od niego, bo on nie wziął na siebie odpowiedzialności, nie zatroszczył się o rodzinę, nie uratował. Czy on mnie kocha? Czy ja go jeszcze kocham? Jedną z cech syndromu poaborcyjnego jest pękniecie seksualne. Dotyk, stosunek seksualny zaczyna kojarzyć się z czymś złym, czymś, co sprawia ból i prowadzi do śmierci. Czy mogę wierzyć jego pieszczotom, jego pocałunkom? Może następnym razem też powie – nie chcę tego kłopotu?
Kobieta po aborcji żyje z poczuciem winy, zaczyna myśleć o swoim nienarodzonym dziecku. Czasem to myślenie przeradza się w obsesję. Nie da się żyć niczym innym. Bardzo często związki po aborcji rozpadają się. Pary oddalają się od siebie, obwiniają, nawet jeśli tego żalu nie wypowiadają. Gdy kobieta i mężczyzna żyją z syndromem poaborcyjnym „wyprowadzają serce z domu”. Każdy zaczyna szukać alternatywnego życia. Ona zaczyna następnym kierunek studiów, on postanawia zostać wędkarzem. Ona codziennie umawia się z koleżankami, on staje się mistrzem kręgli. Każdy z nich buduje sobie takie „życie obok”, które nie kojarzy się z bólem, oskarżeniami, wyrzutami. Mąż Marty pół roku po tym, jak dokonała aborcji wyjechał pracować za granicę. Podobno dostał świetny kontrakt, powiedział, że będzie wracał w każdy weekend. Był tak pochłonięty obowiązkami, że „każdy” zamienił się w „co drugi”, potem było „raz na miesiąc” i separacja. Marta nie wie, co będzie dalej. Boi się. Mężczyzna z syndromem, próbując uporać się z poczuciem winy, ucieka w pracę. Chce zagwarantować rodzinie jak najwyższy standard życia, by udowodnić, że jest odpowiedzialny, że rodzina jest dla niego najważniejsza, że się troszczy. Mężczyzna próbuje pokazać światu, że jest dobrą, wartościową osobą.
Dziecko „przed” i dziecko „po”
Syndrom poaborcyjny to nie tylko problem kobiety, ale problem relacji w całej rodzinie. A jednak mężczyznę najczęściej się pomija, bo skoro nie on był w ciąży to nie jego był problem. Z perspektywy biologii owszem, aborcja dotyczy ciała kobiety, ale konsekwencje ponosi całe otoczenie, również rodzice i żyjące dzieci.
Załóżmy, że kobieta ma już żyjące dziecko albo dzieci. Psycholodzy i psychoterapeuci, którzy zajmują się pomocą osobom z syndromem poaborcyjnym są w stanie określić ze 100% precyzją, w którym momencie życia kobieta dokonała aborcji. Wystarczy porozmawiać z jej dziećmi. Stosunek do dzieci „po” jest zupełnie inny niż do tych „przed”. Uwaga matki skupia się szczególnie na dzieciach „po”. One są jej lekiem na całe zło, za ich sprawą matka leczy wyrzuty sumienia, troszczy się, żeby tym razem nic złego się nie stało. Nie chce kolejny raz przeżywać straty. Taka matka jest nadopiekuńcza, zaborcza, trzyma dziecko pod kloszem. Bardzo zawęża granice wolności. Dziecko „przed” jest puszczone wolno, może robić, co chce, dziecko „po” żyje jak w więzieniu. To się dzieje bardzo często podświadomie i dopiero terapia pozwala odkryć przyczyny takiego zachowania. Franciszek i Maryśka, rodzeństwo, są modelowym tego przykładem. Starszy syn – „puszczony luzem”, potem aborcja i narodziny córki. On nie wiedział, co zrobić z wolnym czasem, ona nie wiedziała, że taki w ogóle istnieje. On mógł spotykać się z kim chciał, jej znajomi byli wnikliwie dobierani.
Matka, która dokonała aborcji żyje w ciągłym lęku. Jej lęk determinuje wszystkie relacje. Ona boi się życia, boi się o dzieci, boi się relacji męża z dziećmi. Odsuwa go od nich. Boi się, że je zrani, tak jak kiedyś zranił ją i ich nienarodzone. Może podświadomie chce mu powiedzieć: już kiedyś zawiodłeś, nie zasługujesz by być ojcem. Matka, która dokonała aborcji ma drewniane ręce. Nie umie okazywać czułości, jest zamknięta na dotyk.
Ocaleńcy
Znajoma dziennikarka nagrywała materiał o aborcji dla telewizji. Jej rozmówczyni, psycholożka z Łodzi, kompletnie nie znając jej życia, zaczęła o nim opowiadać z nieprawdopodobną precyzją. Dziennikarka miała poczucie, że pani psycholog opowiada historię jej rodziny, że mówi o jej matce i ojcu, jakby ich dobrze znała. Gdy wróciła do Warszawy, pojechała do mamy i spytała wprost, czy dokonała kiedyś aborcji, a mama znieruchomiała, rozpłakała się i przyznała, że tak. Znajoma dziennikarka poczuła przede wszystkim ulgę, bo wreszcie zrozumiała źródło swoich problemów, lęków, autodestrukcji. Jest ocaleńcem. Takim słowem określa się żyjące dzieci rodziców, którzy dokonali aborcji. Możliwe objawy:
-niskie poczucie własnej wartości,
-niemoc życiowa – trudności z odpowiedzialnym wejściem w życie, przedłużanie okresu dzieciństwa, lęk przed dorosłym życiem,
-poczucie smutku bez powodu,
-poczucie winy – dlaczego żyję właśnie ja, paraliżujące poczucie zobowiązania,
-autodestrukcja (bardzo często) – np.: bulimia, anoreksja, skłonność do nałogów,
-chorobliwe ambicje i potrzeba zaspokojenia oczekiwań rodziców – „zobaczcie, było warto mnie urodzić, nie musicie żałować”,
-drewniane ręce – kłopoty z otwarciem w relacjach intymnych, seks nie kojarzy się z niczym pięknym i dobrym, budzi lęk,
-psychiczna blokada na życie – kłopoty z zajściem w ciążę.
Jak dalej żyć?
Syndrom poaborcyjny trzeba leczyć na poziomie ciała, umysłu i duszy. Trzeba leczyć całego człowieka. Z pewnością prawda, niezależnie jak bardzo bolesna, wyzwala. Daje ogromne poczucie ulgi i zrozumienia dla siebie samego, dla swoich bliskich. W jednym momencie można przestać nienawidzić, a zacząć współczuć. Nie jestem naiwna, wiem, czasu nie można cofnąć, ale można na przeszłe wydarzenia spojrzeć z nowej perspektywy, takiej, która nie zabija, nie oskarża, ale daje nadzieję. Są osoby, które mogą pomóc. Samemu jest bardzo ciężko. Kobiety, które dokonały aborcji, wiedzą, jak bardzo samotność boli. Gdyby ktoś wtedy z nimi BYŁ, może to wszystko by się nie wydarzyło. Nie pamięć nie jest rozwiązaniem, trzeba wypłakać ból, wykrzyczeć go, wywrzeszczeć. Podzielić się nim, a wtedy, być może, da się żyć… szczęśliwie.
tekst: Agnieszka Porzezińska
Droga Agnieszko,
dziekuje za ten artykul..Chcialabym uswiadomic kobiety, aby nie wypieraly bolu,przezyly zalobe, dopuscily do siebie mysl, ze to co sie stalo, dotknelo je emocjonalnie i fizycznie i MIALO MIEJSCE- tak stalo sie ze mna…
Poniewaz mialam przeciwskazania medyczne, zabieg ten dotknal i mnie. .. Przez 6 miesiecy zylam jakby nigdy nic sie nie stalo..no tak byly duze szanse na urodzenie kalekiego dziecka lub komplikacje, temat zamkniety..Wyparlam ze swiadomosci ten incydent do tego stopnia, ze nie pamietam dokladnie co dzialo sie w moim zyciu przez 3 miesiace po zabiegu..a normalnie mam doskonala, dlugotrwala pamiec. Niestety moj partner nie rozumial konsekwencji emocjonalnych bo i ja nie zdawalam sobie sprawy jak podswiadomosc pozbawila mnie resztek poczucia bezpieczenstwa, nabawila lekow, koszmarow nocnych, jak flashbacki nawiedzaly mnie wszedzie-w pracy, w domu..jak zakrywalam brzuch i nawet zmienilam bielizne na tzw. 'babcina’ gdzie siegala ona jak najwyzej i zakrywala podbrzusze…nadal czuje taki ogromny bol, tak chce ochronic to miejsce, jakby nadal tam dziecko tam zylo…jak czuje poczucie winy, lzy leca ..Bol przeszywa mnie przy kazdej mysli o tym zdarzeniu.
Niestety moj partner mnie opuscil, mowiac, ze bylam nieempatyczna, awanturowalam sie..ja przyznam, ze nawet nie pamietam, jaka bylam, to blank w mojej pamieci…pewnie bylabym inna gdybym szybciej dopuscila do siebie podswiadomosc.
Drogie Panie, bol trzeba 'zaprosic’ do swiadomosci i w pelni go przezyc, zaloba jest prawidlowym nastepstwem..jezeli ukryjemy prawde przed swiatlem dziennym, podswiadomosc nas zniszczy a takze i nasze zycie.
Kochane kobiety, trzymajcie sie-zyjemy ponadto w popapranym kraju gdzie ogranicza Nas ludzka ciemnota i zacofanie.
Warto skorzystac z psychoterapii, daje ulge, pomaga pogodzic sie. Jestem z Wami.
Pani Agnieszko wszystko absolutnie wszystko dokładnie Pani opisała…
Problem aborcji dotkną również mnie i nie potrafie sobie z tym poradzić.Czuję ogromny smutek,żal i ból tak okropny,że bardzo czesto odczuwany fizycznie.Nie potrafię sobie z tym poradzić,nie umiem myśleć o niczym innym.
Lecz to nie ja dokonałem aborcji.Jestem facetem…
Moja partnerka która twierdzi że bardzo mnie kocha,twierdzi że „chciała by się ze mną zestarzeć” nie pozwoliłą mi… nie dała nawet szansy na rozmowę na podjęcie wspólnej decyzji.Pomimo moich próśb pomimo błagania i proszenia o zmianę decyzji,pomimo proszenia aby tego nie robiła – zrobiła to…zabiła,zamordowała nasze dziecko.Tak naprawde bez podania przyczyny bez słowa wyjasnienia.Jedyne co potrafiła powiedzieć to :Bo nie chcę tego dziecka ,nie chcę i już.
Dzisiaj mijają 3 tygodnie a ja czuję się coraz gorzej