Marilyn Monroe brała na zmianę leki pobudzające i leki uspokajające. Nie mogła spać, miała problemy sama ze sobą. Bez konsultacji z psychiatrą nie podejmowała żadnej decyzji. Sięgała też często po alkohol. Jak wiadomo – nie skończyło się to dobrze. Kilka prób samobójczych, pobyt w zakładzie psychiatrycznym i… smutny koniec w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach. Nie zapanowała nad życiem, więc życie zapanowało nad nią.

 

 

Z zażywaniem leków bez kontroli jest podobnie – jeśli nie zorientujesz się w porę, to one przejmą kontrolę nad Twoim życiem. Zaczyna się zazwyczaj niewinnie. Chcesz sobie pomóc. Najlepiej błyskawicznie, od razu. Bo boli cię brzuch albo głowa.

– Znajomi żartują, że jestem lekomanką – uśmiecha się Beata. Co, jeśli nie żartują? Beata zawsze ma przy sobie kosmetyczkę z zapasem leków: Duspatalin (działa rozkurczająco na mięsnie gładkie przewodu pokarmowego), Debridat (zespół jelita drażliwego) No-spa (działa rozkurczająco), Salottanal (nieżyt jelit) itd. – W pracy jestem pierwszą osobą, do której przychodzi się po leki przeciwbólowe, szczególnie na brzuch – przyznaje. Nie uważa się za lekomankę, ale nie ruszy się z domu bez swoich lekarstw. – Czuję się bezpiecznie, kiedy je mam ze sobą – mówi.

I tu tkwi problem – w niepewności, w braku poczucia bezpieczeństwa, w zaniżonej samoocenie. „Nigdy nic nie wiadomo”, „na wszelki wypadek”, „przezorny zawsze ubezpieczony” – to słowa-zaklęcia, za którymi, jak talizmany, stoją tabletki.

Monika musiała odstawić tabletki, bo zaszła w ciążę. – Lekarz powiedział wyraźnie: żadnych leków – ani na uczulenie, ani witamin, na nic. I co?  Od ponad dwóch miesięcy łykam tylko kwas foliowy i żyję. Powiem więcej: nic mnie nie boli, wątroba chyba odpoczęła, gardło też nie boli, a bolało non stop. Nie miałam nawet przeziębienia, a normalnie o tej porze roku zaliczałam przynajmniej dwa antybiotyki.

Gorzej jest już z Zziją, która skarży się na internetowym forum: „Jestem lekomanką, uzależnioną od Efferalganu z codeiną (sprzedawany na receptę). Nie biorę samych paracetamolów (Apap, itp), nie cieszą mnie też ibuprofeny (Nurofen, Ibuprom). Zdałam sobie sprawę, że chodzi właśnie o tę codeinę. Trwa to już kilka lat, zwiększam dawki, niedawno zaczęłam się bać…”

Wtóruje jej  Bezia 51: „Mam potworne migreny. Uzależniłam się od Efferalganu z codeiną. Nie biorę innych leków, bo mi nie pomagają. Brałam przez rok, czasem po trzy tabletki dziennie. Ale gdy zdałam sobie sprawę, że biorę je nawet bez bólu, to już mnie przeraziło. Zaczęłam terapię, ale ciągle boję się, iż w razie silnego bólu sięgnę znów po tabsy.” Polacy, wzorem innych zachodnich narodów, a także przodujących w statystykach Amerykanów, łykają kapsułki bez opamiętania.

Leki z każdej apteki
Ale najpierw z telewizora. Na depresję, na katar, na sen, na witalność, by się uspokoić, by mieć energię, by paznokcie i włosy wyglądały lepiej, na ból zęba, na ból brzucha, na migrenę itd. – Reklamowane w telewizji leki schodzą jak ciepłe bułeczki – mówi Agnieszka, farmaceutka jednej z warszawskich aptek. – Polacy leczą się sami, bo wiele leków dostępnych jest bez recepty. A gdy chodzą do lekarzy, to też często  już zdiagnozowani przez samych siebie. I „lepiej wiedzą”, co im pomoże. Żądają konkretnych lekarstw. Inna kwestia, że lekarze w Polsce lekką ręką te leki przepisują. W Holandii np. antybiotyk to ostateczność, a w aptece mało co kupi się bez recepty.

Niestety, nie ma u nas w zwyczaju, jak np. w Stanach Zjednoczonych, by przepisywać konkretną liczbę leków np. jeśli jest to 7-dniowa kuracja, to tabletek będzie siedem i ani jednej więcej. W Polsce trzeba wykupić pełne opakowanie, choć nie będzie, być może, konieczne. Później, żeby się nie zmarnowało, przy podobnych dolegliwościach leczymy się sami. A koncerny zacierają ręce. Polska zajmuje jedno z czołowych miejsc w Europie w niechlubnej statystyce zażywania leków na jednego mieszkańca. Wolimy leczyć niż zapobiegać i zdrowo żyć.

Wierzymy reklamom. Lekarze tez są dla nas autorytetami, choć bywa, że są na usługach konkretnych firm farmaceutycznych. Jak doniosła niedawno Rzeczpospolita, „w ubiegłym roku z hurtowni farmaceutycznych trafiło do aptek ponad 13 mln opakowań leków przeciwdepresyjnych wypisywanych na receptę. Przyjmując szacunkowo, że jeden pacjent zużywa w ciągu miesiąca terapii średnio jedno opakowanie, może to oznaczać, że tego typu środki stosuje w naszym kraju ponad milion osób. Dla porównania, na cukrzycę cierpią 2 miliony Polaków.”  Psychiatrzy przyznają, że jest to skutek zmian społecznych i ekonomicznych w naszym kraju. Jest presja społeczna, by odnosić sukcesy, świetnie się czuć. Na depresję i lęki nie ma miejsca. Każdy musi być pełnowartościowy, sprawny i użyteczny. Przysłużyły się także kampanie społeczne uświadamiające Polakom, że depresja jest czymś „normalnym” i trzeba ją leczyć.

Podobnie jest ze środkami przeciwbólowymi. Kiedyś, dostępne tylko na receptę, dziś z łatwością do uzyskania w aptece – np.No-spa czy Ketonal.


Na haju żyje się prościej

Natalia, doktorantka, osoba światła i oczytana, jest załamana: – Leczę depresję i wpadłam w lekomanię. Biorę mnóstwo tabletek, ale najbardziej uzależniające są leki przeciwkaszlowe, biorę je, bo to mi po prostu poprawia humor. Psychiatra zaproponował rozważenie pobytu w ośrodku odwykowym w Przasnyszu. Strasznie się boję. Ciągle mówię sobie, że sama z tego wyjdę, bo właściwie fizycznie nie jestem uzależniona – tylko psychika woła ciągle tabletki. Boję się trafić tam, gdzie pełno alkoholików i narkomanów.

Morfinistka pisze na internetowym forum: „Całe moje życie legło w gruzach. Uzależniłam się od kodeiny, pochodnej morfiny, dostępnej w tabletkach bez recepty. Byłam już na odwyku, ale wróciłam do domu po udanej kuracji, no i niestety, wróciłam też do narkotyku – kodeiny.

Jestem załamana, bez lekarstw nie umiem być szczęśliwa, ale z nimi też taka do końca szczęśliwa nie jestem… wiem, że się truję, niszczę sobie zdrowie (mam już wyczerpujące codzienne biegunki), ale nic nie przemawia mi do rozumu. Może ktoś wstrząśnie mną i powie coś, co mnie przekona, by tego dalej nie robić??!! Proszę…”.

Branie leków, często dosłownie garściami, staje się już stylem życia. Łatwiej temu nałogowi ulegają kobiety, mężczyźni rozwiązania swoich problemów częściej szukają w alkoholu. Lekarze i farmaceuci ostrzegają: to, co zaczyna się od niewinnych eksperymentów, skończyć się może na oddziale odwykowym. Albo na cmentarzu.

Zaczyna się niewinnie

Garść tabletek wzięta dla zabawy, haju czy odlotu, raz czy kilka razy, z czasem nie wystarcza. Dawki lekarstw muszą być coraz większe, by osiągnąć spodziewany rezultat. Bardzo łatwo o przedawkowanie, zatrucie, a nawet zapaść. Organizm się przyzwyczaja do określonych reakcji chemicznych w organizmie i mózgu –  brak codziennej dawki może skutkować fatalnym samopoczuciem psychofizycznym. Odstawienie może zmienić pracę narządów wewnętrznych – mogą się pojawić zaburzenia krążenia krwi, problemy z oddychaniem, układem pokarmowym.

To, co zaczyna się niewinnie – najczęściej od chęci pozbycia się bólu fizycznego lub psychicznego, z czasem zamienić się może w niczym nieuzasadniona potrzebą zażywania lekarstw. Dają one bowiem choremu swoiste poczucie bezpieczeństwa.

Tak właśnie było u żony Jana. Dziś Jan podejrzewa, że jego żona jest już uzależniona od leków przeciwbólowych. – Bez apapu i pochodnych nie funkcjonuje – skarży się mężczyzna. – Kryje się z tym, ale ja zawsze zauważam, że wzięła zwiększoną dawkę. Ma błędny wzrok, jest nadpobudliwa, awanturuje się bez powodu. To już się staje nie do wytrzymania. Boję się o jej zdrowie i o nasz związek!

Trwa to już kilka lat. Żona Jana nie przyjmuje do siebie żadnych porad, czy ostrzeżeń od najbliższych. Leki chowa po szafkach, za meblami, w szufladzie z ręcznikami. Można je znaleźć w nieoczekiwanych miejscach. – Trzęsące się ręce, nadpobudliwość, białe tęczówki i jakby odpływała – martwi się Jan. – Czasami nie może skojarzyć najprostszych spraw. W domu jest coraz więcej konfliktów, nie mam już sił. Nie chce słyszeć, że ma problem i powinna iść do lekarza.

Choruje nie tylko chory…

Lekomania jest mało dotąd poznanym i słabo istniejącym w świadomości społecznej problemem.  Zaczęło się od leków uspokajających odkrytych w latach 60. XX wieku. Valium (na bezsenność) i relanium (lek uspokajający). Lekarze zaczęli przepisywać je na potęgę.

W grupie największego ryzyka uzależnienia są kobiety. Mężczyźni, by rozwiązać swoje problemy, częściej sięgają po alkohol. Zagrożeni chorobą są także cierpiący na choroby przewlekłe.

Lekomania najczęściej obejmuje środki nasenne, przeciwbólowe, dopingujące i pobudzające. Kobiety często tez sięgają po tabletki odchudzające, przeczyszczające bez świadomości, że mogą one zaburzać równowagę w organizmie i sprzyjać chorobom jelit. Długotrwałe przyjmowanie lekarstw w sposób niekontrolowany prowadzi do degeneracji psychicznej i fizycznej – zaburzone mogą być czynności myślenia, pamięci, także praca nerek, czy wątroby.

Lekomania jest chorobą. Z zewnątrz może to wyglądać jak lekceważenie siebie i innych. Sądzimy, że gdyby tylko lekomanka (narkomanka, alkoholiczka, hazardzistka itd.) chciała, to przestałaby natychmiast. Nie ma to jednak nic wspólnego z silną wolą i nie zdarza się wyłącznie w rodzinach patologicznych. Uzależnienie to choroba. Bywa, że śmiertelna.

Ale cierpi nie tylko osoba uzależniona, także jej bliscy. Zestaw zachowań, które przyjmują, by się chronić przez chorym i jego chorobą, nazywamy współuzależnieniem. Osoby współuzależnione wierzą, że mają wpływ na zmianę zachowania osoby uzależnionej, pomimo wielokrotnych niepowodzeń i cierpień jakich od niej doznają. Mechanizm jest podobny jak w rodzinie alkoholowej, w której alkoholik przysięga, że przestanie pić, a rodzina za każdym razem mu wierzy.

Uzależnienie zawsze dzieje się kosztem rodziny. Kosztem spokoju, zdrowia, finansów, wspólnie spędzonego w wartościowy sposób czasu. Bliscy czują się bezradni, niepewni, gniewni, pojawiają się u nich stany lękowe, poczucie winy a nawet agresja. Te stany, lub podobne, są także udziałem osoby uzależnionej. Tożsame są także mechanizmy obronne uzależnionych i współuzależnionych – racjonalizacja, system dumy i kontroli, system iluzji i zaprzeczeń, myślenie życzeniowe, zakłamanie.

O ile dorośli współuzależnieni mają wpływ na to, czy chcą dalej być w związku z osobą uzaleznioną, o tyle dzieci pozostają pod ogromnym wpływem choroby rodzica. Dorastanie w rodzinie dysfunkcyjnej odciśnie na nim piętno na całe życie. Prawdopodobnie będzie miało  problemy z poczuciem własnej wartości, z uzależnianiem się od akceptacji innych, poczuciem odrzucenia, z rozróżnieniem, co jest normalne, a co nie. W rodzinie, gdzie łamane są wszelkie normy i zasady, trudno przyswoić sobie jednoznaczny system wartości, nie wiadomo, co jest właściwe, a co nie.

Mózg lekomanki przyzwyczaja się do stałej obecności substancji psychoaktywnych we krwi. Gdy się leki odstawia, pojawiają się przykre dolegliwości, więc aby ich uniknąć, lekomanki wracają się do poprzednich lub zwiększonych dawek, i powstaje błędne koło. To choroba chroniczna i postępująca, której chorzy często zaprzeczają. Nie chcą widzieć konsekwencji przyjmowania nadmiernej ilości leków, swojego zmieniającego się zachowania, pogarszającego stanu zdrowia, zrobią wszystko, by zdobyć kolejne porcje lekarstw. Także po to, by zabić poczucie winy, które w końcu się pojawia.

Lekarze przepisują, lekarze alarmują

Badania firmy IMS monitorującej rynek farmaceutyczny, wykazują, że Polacy są narodem lekomanów. Wyprzedzamy Francuzów i Niemców, którzy zajmowali dotąd czołowe miejsca. Przedstawiciele Naczelnej Izby Aptekarskiej twierdzą, że to wynika z naszej skłonności do samoleczenia i dostępności leków bez recepty. Apteki w Polsce rosną jak grzyby po deszczu. Jest ich cztery razy więcej niż w latach 90.

W 2008 roku wydaliśmy w aptekach 19 miliardów złotych. Najczęściej kupujemy leki przeciwbólowe i na przeziębienie. W dalszej kolejności są preparaty odchudzające i te, które mają nam poprawić nastrój. Najwięcej pieniędzy w aptekach zostawiają osoby starsze – kupują lekarstwa przeciw żylakom, bólom mięśni i kręgosłupa. Najczęściej bez recepty.

Z badań Radosława Miniasa z Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi wynika, że liczba osób umierających z powodu zatrucia lekami wzrosła w stosunku do stanu z początku lat 50. XX wieku ponad sześciokrotnie. Z lekami eksperymentują dzieci, młodzież szkolna i studenci.


Co dalej?

Lekomania nie jest chorobą rzucającą się w oczy, potępianą społecznie, budzącą niesmak czy zgrozę. Problem bagatelizują też lekarze przepisując na prawo i lewo tabletki. Już dzieciom i nastolatkom zalecają leki antydepresyjne lub pobudzające, by mieli ochotę wstać z łóżka i pójść do szkoły. Recepty wypisywane są hurtowo, lądujemy w domu z zapasem leków na pół roku! Nie ma nad tym żadnej kontroli. Nie informuje się pacjentów o możliwych skutkach ubocznych.

Przemysł farmaceutyczny jest jedną z najbogatszych gałęzi gospodarki. Na niczym innym nie zarabia się chyba lepiej niż na zdrowiu.

Leczenie lekomanii nie jest łatwe. Często kończy się niepowodzeniem, podobnie jak leczenie innych uzależnień (np. alkoholowych, narkotykowych). Głównie dlatego, że osoby uzależnione często rozwiązań swoich problemów szukali na zewnątrz – właśnie w środkach wpływających na zmianę nastroju czy samopoczucia. Walka z rzeczywistością bez tych środków wydaje im się niemożliwa. Poza tym praca nad sobą wymaga czasu i wysiłku,  związana jest z ryzykiem niepowodzeń, natomiast „cudowna tabletka” działa szybko, natychmiast usuwając problemy (ze zmęczeniem, z zasypianiem, z brakiem pozytywnego nastroju itd.). Ale to droga donikąd, albo jeszcze dalej – na cmentarz. Jeśli tylko nie podejmiemy świadomej decyzji, że to koniec.

Trzeba się zgłosić do specjalisty. Najpierw detoks organizmu, a potem uzdrawianie duszy. Często konieczna jest psychoterapia. Ale warto odzyskać wolność i samostanowienie o sobie. Zanim pokona nas różowa, żółta czy inna kolorowa pastylka.

Renata Mazurowska
www.wpelnidnia.pl
http://bliskoniezablisko.pl

Najsilniej uzależniające grupy leków
ŚRODKI NASENNE – BARBITURANY, np. Cyclobarbital, Luminal – tłumią aktywność centralnego układu nerwowego, relaksują. Często są nadużywane z alkoholem, który wzmacnia ich działanie. Przy bardzo silnym uzależnieniu w okresie odstawienia może pojawić się delirium wraz z majaczeniem; nagłe odstawienie może grozić nawet śmiercią.
Wieloletnie przyjmowanie tych środków prowadzi do zaburzeń neurologicznych, hormonalnych, układu krążenia i oddechowego oraz psychicznych, łącznie z zespołem otępiennym.

ŚRODKI USPOKAJAJĄCE – BENZODIAZEPINY, np. Relanium, Oxazepam, Nitrazepam. Uważa się, że środki z grupy benzodiazepin są o wiele bezpieczniejsze niż barbiturany. A jednak i one wywołują, oprócz uzależnienia psychicznego, powstanie zależności fizycznej i rozwój tolerancji. Ryzyko przedawkowania zwiększa się, jeżeli beznodiazepiny przyjmowane są z alkoholem.

Ryzyko uzależnienia się od leków jest większe u osób:
– cierpiących na „nerwicę”, stany lękowe, depresyjne czy zaburzenia snu,
– uzależnionych od innych substancji psychoaktywnych (np. od alkoholu)
– płci żeńskiej po 40-45 r. ż.
– samotnych, bez oparcia społecznego.

Źródło: www.uzależnienia.akmedcentrum.eu

3 komentarze
  1. Byłam uzależniona od leków, na szczęście w porę zdecydowałam się na Ośrodek Odwykowy w Ściejowicach we Wiosennej. pomogli mi wyjść z uzależnienia.

  2. Zgadzam się, Ośrodek Wiosenna w Ściejowicach jest dość znany, zwłaszcza w moim kręgu… niestety podobnie, jak wielu moich znajomych, tak i łykałam jedną tabletkę za drugą. Nie byłam na odwyku, ale moja najlepsza przyjaciółka owszem. Od tej pory jest z dala od leków.

  3. Nie zdawałam sobie sprawy kiedy moje uzależnienie od leków stało się faktem. Nie sądziłam, że takie coś może mnie dotknąć. Moje życie traciło sens, bo ja traciłam kontrolę. Muszę powiedzieć, że jedynym rozwiązaniem z tej sytuacji była terapia odwykowa. Zdecydowałam się na Ściejowice koło Krakowa i tamtejszy Ośrodek Terapii Wiosenna. Najlepsze co mogłam dla siebie zrobić.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.