Lubimy żartować. „Dlaczego Pan Bóg stworzył najpierw Adama? Bo, jak każdy artysta, potrzebował najpierw szkicu na brudno”. To jeden z ulubionych dowcipów feministycznych.
I jeszcze słynne powiedzenie Glorii Steinem: „Kobiecie potrzebny jest mężczyzna, jak rybie rower”. Ja sama żartuję sobie czasem, że skoro kobieta powstała z żebra Adama, a historia milczy o tym, by dostał nowe, to znaczy, że… Adam jest niekompletny. Jednak to są tylko żarty powracającej do wielkiego świata kobiety. Wprawdzie można byłoby się pokusić o interpretację powstania kobiety, a także tego, co dokonało się potem w raju, z pewnością dałoby nam to lepsze samopoczucie. Po co? Ktoś powie. Przecież dla wielu ludzi na świecie księga Genesis ze Starego Testamentu to tylko rodzaj mitu, w najlepszym wypadku symbolicznie opisany proces tworzenia świata prze naturę czy Stwórcę. Skoro tak, to dlaczego przez tysiąclecia, a nawet jeszcze teraz ponosimy odpowiedzialność za czyn Ewy? Dlaczego to kobietę obarcza się winą za nieposłuszeństwo, jakiego dopuścili się pierwsi ludzie? Czemu to jej przypisuje się wypędzenie z raju i ciężki los człowieczy? Potomkinie Ewy uznawane były za kusicielki winne pożądania mężczyzn, a i dziś jeszcze niektóre kraje owijają je w galabije i hidżaby, by nie wodziły na pokuszenie… Uznają za nieczyste w najnormalniejszych monetach ich życia? Jednak te mity miały olbrzymi wpływ na naszą kulturę i cywilizację. Dlaczego zatem nie odczytać ich od nowa? Dlaczego średniowieczna interpretacja ma być lepsza od naszej?
Kobieta jest koroną stworzenia
To ona powstała jako ostatnie dzieło Boga i dopiero wtedy zobaczył On, że świat jest doskonały. I On, i znudzony pierwszy człowiek. Czegoś musiało brakować w pierwszym modelu człowieka, a zabrane żebro może być tego pięknym symbolem. I brakowało. Brakowało piękna, miłości, delikatności i radości służenia. Do tego żyjący w samotności Adam – choćby jedynie przez biblijne godziny – miał prawo stać się egoistą, a już na pewno egocentrykiem. Był tylko on i cały piękny raj dla niego. Ewa nigdy nie była sama, a stworzono ją niejako po to, by na świecie było milej i piękniej. Prawda to czy nie, ale kobieta jest piękniejsza, ma bardziej harmonijną figurę, jest delikatniejsza, bardziej wrażliwa, subtelna i mniej w niej egoizmu niż w mężczyźnie. Często zachowujemy się tak, jakbyśmy miały wbudowany mechanizm troski, nie tylko o potomstwo, czy własnego mężczyznę… O wszystkich, także o siebie nawzajem. To, co umyka uwadze mężczyzn, czego zwyczajnie nie zauważają, dla kobiety jest oczywiste. I to pierwszy obszar naszej siły.
Seksizm, dyskryminacja czy… siła?
Uroda, wdzięk, delikatność i chęć służenia. Już widzę oburzenie niektórych pań. Jak to? Przecież to seksizm i dyskryminacja! Wszak „to nie ważne jak wyglądamy”, „wdzięk tu nie ma nic do roboty, kompetencje są ważne”; „kto powiedział, że mamy być delikatne? Mamy walczyć i wygrywać, mamy być skuteczne”. A służenie – „o nie!” – „przecież walczymy o to, żeby nie służyć, by dzielić obowiązki i żeby mężczyźni brali urlop tacierzyński”. To wszystko prawda, a jednak w dalszym ciągu twierdzę, że jest to nasza siła – potrzebna w polityce, biznesie, życiu codziennym. Trzeba łagodzić obyczaje, zmiękczać twardość męskich serc, podejmować wrażliwsze decyzje, widzieć, gdzie potrzebna jest pomoc i tam działać. To siła kobiecości, która potrzebna jest światu.
Świat nas zmienia
Nie ukrywam, że boli mnie to, że kobiety idą do wojska. Gdyby przynajmniej zmieniały swoją obecnością armię… Boję się jednak, że to one się zmieniają. Tak, jak nie wiem, na ile męski świat biznesu zmieniły kobiety, to znaczy gdzie są te widoczne zmiany. Natomiast świat ów zmienił kobiety. Kiedyś knajacki język, wulgarne słowa, przekleństwa i ordynarne słowa były domeną mężczyzn – i to nie wszystkich. Dziś kobiety dorównują pod tym względem mężczyznom, jeśli ich nie biją na głowę. Z zachwytem patrzyłam na piękne bohaterki filmu Tomasza Koneckiego „Lejdis” i z niesmakiem ich słuchałam. Wartki i nie pozbawiony elementów prawdy o kobietach scenariusz Andrzeja Saramonowicza i Anny Andrychowicz-Słowik wprawiał mnie co chwila w zażenowanie językiem tych kobiet. A przecież to były inteligentne, wykształcone dziewczyny! O co tu chodzi? Po co to? To nie jest nasza siła. Nie przestraszymy tym mężczyzn, nie zaimponujemy im, sobie nie ułatwimy niczego, a tylko świat zohydzamy. Jest coś takiego w młodych kobietach, może niewyjęta z siebie złość przez lata potępianej Ewy, że szukają upustu w mocnych słowach. Sama też to przerabiałam. Nikt mi nie pokazał, gdzie tkwi siła kobiecości. Dziś wiem, że zachowując się w taki sposób, zachęcamy mężczyzn do walki. I to ich metodami. Nie damy rady! Czy nie lepiej byłoby zapraszać ich uparcie na nasze terytorium? Czy na nim nie czułybyśmy się jednak bezpieczniej?
Powróćmy do raju
Kto tam był liderem? Uwielbiam zadawać to pytanie na różnych – większych i mniejszych, formalnych i prywatnych – spotkaniach kobiet. Nie wszystkie panie chcą się bawić. Niektóre patrzą na mnie, jakbym świętości szargała. A ja nie szargam świętości, tylko próbuję zmienić paradygmat postrzegania kobiety przez wieki, co umożliwi skoncentrowanie się na jej odwiecznej sile. Większość zaczyna to rozumieć, podchwytuje ideę i odpowiada – Ewa! Oczywiście, że Ewa. Co do tego nikt chyba nie ma wątpliwości. To ona miała wizję, cel. Ona nawiązała współpracę z wężem i udało jej się przekonać do swojego pomysłu Adama. Osiągnęła cel – zdobyła owoc z drzewa poznania. I tutaj czas na kolejną korektę: czego tak naprawdę chciała Ewa? Dlaczego posunęła się do nieposłuszeństwa? Pierwsza kobieta chciała… Wiedzy, pragnęła czegoś więcej… Czy to takie naganne? Absolutnie nie. Owszem, metody były niewłaściwe. Już pewnie wtedy kobieta miała za mało poczucia własnej wartości, by wystąpić wprost z prośbą o dostęp do tego drzewa. Nie wierzyła w wygraną. Współczesna Ewa prawdopodobnie negocjowałaby z Panem Bogiem optymalne rozwiązanie. Trzeba zrozumieć – to był dopiero początek świata! Jednak coś nam zostało z tamtej Ewy. Mamy pęd do wiedzy, uczymy się – więcej i chętniej niż mężczyźni. I z reguły lepiej nam to wychodzi. Ostatnie badania pokazują, że już nawet w dziedzinach ścisłych młode dziewczyny przewyższają osiągnięcia chłopców. Jesteśmy ciekawe i mamy pragnienie rozwoju. Kobiety zdecydowanie częściej inwestują w doskonalenie siebie niż mężczyźni. Robią to nie tylko w zakresie merytorycznej wiedzy, doskonalą swój charakter i kompetencje psychologiczne. Słyszę nieraz, że to po to, by sprostać oczekiwaniom, że kobieta musi być dużo lepsza od mężczyzny, żeby ją zauważono. Nie, nie dlatego się uczymy. Mamy taką potrzebę w sobie. A ponieważ jesteśmy bardziej sumienne i obowiązkowe, lepiej przyswajamy wiedzę. I to jest nasza siła. Przyjmujemy różne pozycje zawodowe – jesteśmy ministrami, prezesami, menedżerami różnego stopnia, kontrolerami, inżynierami, politykami, naukowcami… Jednak żeby świat był pewny, potrzebujemy właśnie pełnej siły kobiecości w tym, co robimy.
Czy słowo „kobiecość” coś jeszcze znaczy?
Co pod tym pojęciem rozumie każda z pań, która czyta ten tekst? Proszę się zastanowić. Definicję podać trudno, ale kiedy ma się do czynienia z tym zjawiskiem, to się wie, że to jest właśnie to. Dla mnie kobiecość to uśmiech, kobiecy strój (nie spodnie, a jeśli spodnie to z troską o dodatki), delikatny makijaż. W końcu to pierwsze wrażenie, może nie najważniejsze, ale istotne. Niech mężczyźni widzą w każdym momencie, że wykonując odpowiedzialne funkcje zawodowe czy społeczne, wciąż jesteśmy kobietami i… Jesteśmy z tego dumne. Kobiecość to łagodniejszy ton głosu, mniej rozkazów, więcej próśb i dużo wzmacniających pochwał. Jakże zmieniłoby się oblicze dysput politycznych, gdyby kobiety były kobiece. To kobiecość powoduje, że potrafimy wysłuchiwać i staramy się pomóc (w badaniach kobiet i mężczyzn na wysokich stanowiskach wyszło, że kiedy mężczyzna zostaje poproszony przez pracownika o rozmowę, to traktuje to jak „przeszkadzanie w pracy”, kobieta uznaje to za „część pracy”), lepiej rozumiemy przełożonych i podwładnych. Kobiety są mniej rywalizujące, raczej wolą współpracować – to też nasza kobiecość – a jakże potrzebna to cecha. Kobiecość to miłość. Jak to pogodzić z wojną? Kobieta daje życie i chroni je, a nie zabiera albo buduje – choćby potencjalnie – urządzenia do tego służące, czy ćwiczy się w ich wykorzystywaniu. Bliższe jej nakarmione dzieci niż projekty NATO. Kobieta to urok osobisty, czar, tworzenie miłej atmosfery wszędzie tam, gdzie jest. Jakże inaczej wyglądają wnętrza domostw, ale również pokoje pracy, kiedy jest w nich kobieta wyrażająca swoją kobiecość. W naszym świecie zachwiano równowagę. Za dużo było elementu męskiego – zimnej logiki, rywalizacji, nieco bezwzględnego dążenia do celu i działania nie zawsze zorientowanego na ludzi, ale na cele, zbyt dużo egoizmu. Dlatego namawiam, by wykonywać wszystkie dostępne zawody, zajmować się tym, co nas pociąga, ale robić to… Po kobiecemu. Dlaczego miałybyśmy rezygnować z tego wewnętrznego ciepła, urody sukienek i butów na obcasie, z inteligencji emocjonalnej, wykorzystywanej nie do manipulacji i intryg, ale do lepszego rozumienia i wzmacniania. Czemu nie miałybyśmy mówić językiem serca, podczas gdy mężczyźni, szczególnie w Polsce, wciąż sądzą, że trzeba posługiwać się przede wszystkim językiem umysłu – logiki. Dlaczego miałybyśmy udawać, że nie jesteśmy kobietami i starać się dopasować do panujących sposobów działania. Tylko w ten sposób ulepszymy świat, wniesiemy do niego to, co jedynie my jesteśmy w stanie wnieść. Jesteśmy inaczej wyposażone niż mężczyźni, jesteśmy uzupełnieniem tego, co dostali oni. Ćwiczmy to i dzielmy się. A mężczyzn potrzebujemy! Potrzebujemy ich – do współpracy, do współżycia, do szczęścia.
Czasami myślę jednak, że niektóre kobiety coś blokuje przed pełnym otworzeniem się na swoją kobiecość. Nie zawsze potrafią sobie z tym poradzić? Czy potrzebują pomocy?
Iwona Majewska – Opiełka
psycholog, założycielka Akademii Skutecznego Działania,
trenerka liderów, tłumaczka,
autorka wielu książek, min.: „Czas kobiet”, „Droga do siebie”
prowadzi blog: www.majewska-opielka.pl