Naszym dzieciom chcielibyśmy przychylić nieba. Możemy to zrobić już na początku ich życia. Jak? – pewnie chcesz wiedzieć Droga Republikanko. Odpowiadam – decydując się wraz ze swoim partnerem na poród domowy. Czy to nie fanaberia? Czy to nie nazbyt ryzykowne? I w zasadzie po co, skoro w dobie niżu demograficznego położne u progu szpitala z utęsknieniem będą czekać na Twoje przybycie i czułym gestem zapraszać na miłe tet-a-tet?



Siłami natury

Czy poród w domu to nowa moda? Nie, raczej powrót do sprawdzonego przez wieki sposobu. Przecież jeszcze nasze babcie najczęściej rodziły w domu. Do połowy lat 50-tych, ponad 50% kobiet na zachodzie Europy, także w Polsce, rodziło w domu. Do szpitala kierowano jedynie ze względu na specjalne wskazania lekarza, ciążę z ryzykiem czy komplikacjami. Kobiety rodzące w domach nie dostawały znieczuleń, nikt nie przyspieszał porodu, po prostu działo się – siłami natury. Dzisiaj te siły natury są coraz częściej bezsilne. Paraliżuje nas strach, zasłuchane w koszmarne opowieści koleżanek, chcemy mieć „to” jak najszybciej za sobą. Zaliczyć, zapomnieć. Poród przestał być wydarzeniem rodzinnym, a stał się rutynowym zabiegiem lekarskim. A przecież mogłoby być tak pięknie.

Jeśli ciąża przebiega prawidłowo, jeśli mały człowiek przekręcił się w stronę wyjścia, jeśli lekarz prowadzący, po zrobieniu potrzebnych badań, stwierdził, że nie ma przeciwwskazań – można rodzić w domu. To musi być świadoma decyzja, a nie wypadek przy pracy, bo samochód się zepsuł, bo mąż ugrzązł w korkach, bo „ja nie wiedziałam, że to tak szybko”. Chociaż i takie historie się zdarzają. Zwłaszcza, kiedy kobieta musi odbyć przymusową pielgrzymkę od szpitala do szpitala z powodu braku wolnych łóżek. Do porodu domowego można i trzeba się przygotować. To musi być decyzja świadoma.

PRZYGOTOWANIA
czyli co trzeba zrobić krok po kroku:

1. Mieć pewność, ze Twój partner chce tego tak samo jak Ty.

2. Znaleźć położną, która asystuje przy porodach domowych – to najważniejsze i niezbędne. Pytać, radzić się koleżanek, szukać na forach internetowych. Ta praktyka jest coraz bardziej popularna, więc nie będzie kłopotu z odszukaniem „dobrej wróżki”.

3. Sprawdzić w kalendarzu położnej, czy ma wolny termin w okolicach Twojego terminu porodu. Położna musi być nastawiona i czekać razem z Tobą na TEN czas. Musi znać wyniki badań, które robisz.

4. Spotkać się z położną przynajmniej dwa razy. Poznać się, obgadać wszystko ze szczegółami. Musisz jak najwięcej pytać, by oswoić nieznaną sytuację i osobę. Ustalcie plan działania na „w razie czego”. Do jakiego szpitala pojedziecie? Jaka trasą? Kto zaopiekuje się rodzeństwem Małego w czasie porodu? Itp.

5. Daj się zbadać położnej. Niech zapozna się z Twoim Maleństwem, niech Je pogłaszcze, powie Mu coś miłego. Dziecko słyszy – naprawdę!

6. Przygotuj torbę do szpitala. Dla swojego spokoju.

7. Przygotuj to wszystko, o co poprosi Cię położna (m.in. podkłady higieniczne, gaziki).

DLACZEGO WARTO?
Na pewno znacie Drogie Republikanki kobiety, które poród w szpitalu wspominają jak najgorszy horror swojego życia. Poniżanie, brak szacunku, brak informacji o tym, co się dzieje, ignorancja, sprawianie bólu, żale można mnożyć. Oczywiście wiele się zmieniło, takie akcje jak „Rodzić po ludzku” pomogły lekarzom, położnym i nam – rodzicom zmienić nastawienie do porodu i postępowanie.

Wystarczy jednak poczytać na forach internetowych wspomnienia mam, które rozżalone, czasem wściekłe, dają upust swoim emocjom. Piszą, że gdyby nie poród chciałyby mieć jeszcze dzieci, ale strach przed przeżywaniem wszystkiego jeszcze raz jest barierą nie do pokonania. Znam kobiety, które przeżywszy poród tradycyjny, szpitalny, z góry decydowały się na domowy. Ja nie wyolbrzymiam, aby nagiąć argumenty do tezy, że poród domowy jest szansą dla tych kobiet, które mają traumatyczne przeżycia ze szpitala. Nie chcę na siłę nikogo przekonywać, jedynie wskazać alternatywę. To tak jak z jedzeniem. Coraz bardziej zależy nam na jakości, coraz więcej starań wkładamy w to, żeby to, co jemy było dobre, świeże, zdrowe. Jesteśmy w stanie wydać więcej dla poczucia, że dbamy o naszą rodzinę, o dzieci. Poród domowy to jakość, to dobry początek, który zaprocentuje, to dla dziecka inwestycja na przyszłość. Czy ja nie przesadzam? Nie.

KOBIETA, MĘŻCZYZNA, DZIECKO
Kobieta jest u siebie w domu. Czuje się bezpiecznie. Może robić, co chce, w jakiej chce pozycji. Może leżeć w swojej wannie, jeść to, co lubi, słuchać ulubionych płyt, czy oglądać ulubione filmy. Nikt jej nie pogania, nie strofuje, nie mówi, że tak źle, a tego nie można. Natura podpowiada jak się ustawić, jak oddychać. Nie ma stresu, bo są obok ludzie, których kobieta zna i którym ufa. Jest nastrój, jest domowo. Nie ma stresu. Dziecko to czuje. Wie, że mamie jest dobrze, więc i ono czuje się lepiej. Kobieta wsłuchuje się w dziecko, a one w nią. Mężczyzna nie jest biernym towarzyszem o którym także trzeba myśleć; a może mu nie dobrze, a może odpocznie. Mężczyzna czuje zew przygody, czuje się potrzebny i na miejscu. To jego dom, jego kobieta, jego dziecko. Jeśli on nie da wsparcia to nikt nie da. Położna tylko asystuje, nie jest w centrum. Jej zadanie to podpowiadać, delikatnie sugerować, badać tętno dziecka (tak, tak, położna jest przygotowana, ma przy sobie aparat KTG), uspokajać. Między kobietą a mężczyzną tworzy się niesamowita więź. Skoro przeżywamy razem taką rewolucję i dajemy sobie radę to w innych sytuacjach też się pewnie sprawdzimy. Kiedy jest już po wszystkim i mały człowiek jest na świecie kobieta i mężczyzna mają wspomnienia, które nie są niczym zakłócone. Tutaj Cię masowałem, pamiętasz? Taka byłaś sexy. A tutaj maluch pierwszy raz zakwilił. Na kanapie strasznie bolało, ale skoki na piłce po salonie pogoniły malca nas świat. Mężczyzna przecina pępowinę, położna bada dziecko. Konieczne szczepienia przyjedzie zrobić, kiedy troszeczkę odpoczniecie.

Nie znam przypadku, żeby kobietę rodzącą w domu trzeba było znieczulać. Nie ma takiej potrzeby. Jeśli stres jest zminimalizowany do minimum, jeśli kobieta czuje się bezpiecznie to mniej boli. Nie trzeba przyspieszać porodu, bo przecież nigdzie się nie spieszymy. Nie trzeba nacinać. Totalny luz-blues. Ale położna jest przygotowana na każdą okoliczność, to wykwalifikowana osoba, godna zaufania. Musisz jej ufać.

Maluch jest szczęśliwy, stres, który on przeżywa też jest mniejszy. Podpowiada mamie, jak ma się ustawić, żeby było mu wygodniej. Współpracują. Nikt nie świeci mu w oczy jarzeniówkami, nikt nie wkrapla szczypiących kropli do oczu, nikt nie klepie. Dziecko leży na mamie, słucha bicia jej serca, tak jak to było niedawno, uspokaja się, próbuje ssać. Nikt go nie zabiera, nie dotyka zimnymi rękami, nie waży, nie kąpie. Jeśli tak jest na świecie, to ja zostaję – może myśli Mały.
Kobieta po porodzie w domu dużo szybciej dochodzi do siebie. Odpoczywa we własnym łóżku, we własnej pościeli, bez nieznanych towarzyszek łóżko przy łóżku.

RODZEŃSTWO
Celowo oddzielam ten akapit, bo to ważne. W dużym stopniu można uniknąć zazdrości i rywalizacji, jeśli starsze dziecko od początku jest z Małym. Prawie od początku. Mama się nie wyprowadza, nie znika na kilka dni,  i nie wraca potem z małym intruzem, któremu poświęca prawie całą swoją uwagę. Mama jest, a Maluch jeszcze przynosi prezent. Dlaczego tylko jeden? Ten Maluch.

MIĘDZY SZPITALEM A DOMEM
Dla tych Pań, które by chciały, a nadal się boją istnieje rozwiązanie pośrednie – Domy Narodzin. To są profesjonalnie wyposażone domy, przeznaczone specjalnie do porodów. Mają swoje położne, lekarza nadzorującego. Znajdują się w nich kameralne pokoje z łazienkami, nie ma problemu z towarzyszeniem bliskiej osoby.
Przyjście dziecka na świat to długo oczekiwana chwila. Warto w nią zainwestować, przeżyć i poczuć. Mieć czas, aby spojrzeć w oczy miłości, która dopiero się narodziła.

tekst: Agnieszka Porzezińska

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.