– Zegar biologiczny tyka – mówi mi koleżanka. „Ja bym pani nie radziła czekać” – powiedziała jej ginekolog i ta, przerażona złapała się za głowę. 28 lat, kryzys w związku, początki  w nowej pracy, a tu nagle zegar biologiczny jak bomba zegarowa, no i złowieszcze, a może tylko z troską wypowiedziane: ja bym pani nie radziła czekać.

Na drugiej szali znane aktorki, piosenkarki, gwiazdy i gwiazdeczki, które rodzą tuż przed czterdziestką. I dobre rady znajomych: najpierw trzeba się dorobić, osiągnąć coś w pracy, czy wiesz ile kosztuje dziecko?

Wie. Obliczył już to za nią jeden z ogólnopolskich tygodników: 250 tys. zł trzeba wydać na swoją pociechę, dopóki nie ukończy 18 roku życia. Maciek, ojciec 9-miesięcznego Miłosza szacuje, że niemowlak kosztuje miesięcznie tyle, co wynajęcie mieszkania w Warszawie. -Bzdura – ripostuje Marysia, mama prawie rocznej Asi. – Jak mówi moja znajoma, która urodziła dziewiątkę szkrabów, małe dziecko nie kosztuje nic. Żywi się mlekiem matki, a ubranka się dostaje. I to prawda. Niemowlaki zakładają koszulkę kilka razy, potem z niej wyrastają, a wtedy można ją oddać albo np. sprzedać na Allegro. Ja ubranka i wszystkie potrzebne rzeczy dostałam od rodziny i znajomych po ich dzieciach. Kupiłam tylko wózek. A jeśli ktoś wpadał w odwiedziny i pytał, co przywieźć, odpowiadałam: pieluszki – mówi Asia.
– Później jest już drożej – dodaje Marysia. – Ale przecież żyjąc bez dziecka też wydajemy pieniądze. Na przykład na kurs tańca, żeby sobie wypełnić wolny czas. Albo na antydepresanty, by uleczyć samotność. Dlatego takie obliczenia są bezsensowne.

Praca, studia, a dziecko?
Tyle jeśli chodzi o spędzające wielu sen z powiek kwestie finansowe. Co do osiągnięć w pracy, to im wyżej pniemy się po szczebelkach kariery, tym paradoksalnie trudniej jest zdecydować się na dziecko. Często dobrym czasem na macierzyństwo mogą okazać się… studia. Marta, która urodziła pierwszego synka w wieku 21 lat, wzięła po porodzie urlop dziekański, ale go nie wykorzystała. – Oleś pojawił się na świecie w październiku, na początku roku akademickiego, a ja dojeżdżałam na zajęcia. Wprawdzie nie miałam ich dużo, bo większość zaliczyłam jeszcze w ciąży, ale mogłam się wtedy pochwalić najlepszą średnią podczas całych studiów.

Ola dla odmiany została matką po 40. I jej kariera również kwitnie. Kiedy na świecie pojawił się Oliwier zmieniła całkowicie rodzaj pracy i odkryła, że satysfakcję daje jej uczenie języków. -Dzieckiem zajmuję się na zmianę z mężem. Jak dotąd radziliśmy sobie bez opiekunki – mówi.
Justyna Glińska, psycholog z warszawskiego Centrum -Ja podkreśla, że kobieta może być dojrzała do posiadania dziecka zarówno w wieku lat 35, jak i 18. To, co istotne, to znalezienie odpowiedniego, odpowiedzialnego partnera. Bo przecież dziecko to nie tylko sprawa matki. – Ja właśnie dlatego tak późno urodziłam Oliviera, że wcześniej nie znalazłam osoby, z którą chciałabym je mieć. Kiedy poznałam mojego obecnego męża, decyzja o dziecku była naturalna -wspomina Ola. – Na szczęście wciąż jeszcze mogłam je mieć.

Moda czy tendencja?
Obecnie w Polsce trwa mały baby- boom, który wynika głównie z tego, że dzieci ma pokolenie wyżu demograficznego. Przesunął się również średni wiek matek z 20-25 na 25-30 lat. Podążamy za tendencjami z Europy Zachodniej. We Francji kobiety decydują się na dziecko najczęściej w wieku 28, a w Wielkiej Brytanii 29 lat.
Ginekolog Grzegorz Południewski przestrzega jednak, by tej decyzji nie przeciągać w nieskończoność. – Pomimo mody na późne macierzyństwo fakty pozostają te same. Z biologicznego punktu widzenia najlepiej urodzić pierwszą pociechę w wieku 18-25 lat. Wtedy organizm kobiety jest zdrowy, jest najmniej powikłań i najwyższa płodność. Później spada ona sukcesywnie, ale do 35 roku życia utrzymuje się na nienajgorszym jeszcze poziomie. Po 40 konieczne są badania prenatalne od 3 miesiąca ciąży. Jeżeli 40 latka decyduje się na dziecko, to już po pół roku starań, jeśli nie odnoszą one skutku powinna zgłosić się do specjalisty. Koniecznie z partnerem, bo przecież również on może wymagać leczenia.

Mieć czy nie mieć?
– Chodzi nie tyle o to, kiedy mieć dzieci, ale czy w ogóle je mieć – konkluduje Marysia. – Ważne, żeby się nie bać. – Życie „po dzieciach” będzie na pewno inne niż te przed, ale to nie znaczy, że nadchodzi czas bez podróży, poznawania świata, zabawy – dodaje Marta. – Dla mnie najwspanialsze podróże to te, na które wybieram się z moimi synkami na łąkę czy do lasu. Zauważam wtedy rzeczy, których już od dawna nauczyłam się nie dostrzegać.
Można powiedzieć, że zawsze (oczywiście w pewnych, ustalonych przez biologię) granicach jest czas na dziecko. Albo że nigdy go nie ma. Bo zawsze będzie praca, studia, za wcześnie, za późno. Brak kasy, albo paradoksalnie, jej nadmiar. Jeszcze większy dom do zbudowania, jeszcze jedno hobby czy kraj do zwiedzenia. – Nauczyłam się też, że bez sensu jest przejmować się opiniami otoczenia i próbować być supermatką. Zawsze rodzi się frustracja, że kiedy jestem na zajęciach, to nie zajmuję się dzieckiem, a kiedy czas poświęcam synom, to nie piszę pracy magisterskiej. Ważne jednak, żeby być sobą – podsumowuje Marta.

tekst: Dominika Bieńkowska

7 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.