Zatem – jeśli tak jak ja – nie lubisz poradników, koniecznie sięgnij po najnowszą książkę Doroty Zawadzkiej „Moje dziecko” wydanej przez Wydawnictwo Santorski & Co. Znana z popularnego programu telewizyjnego Superniania z wykształcenia pedagog i psycholog rozwojowy, wykładowca w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej), obecnie prowadząca program „I ty możesz mieć super dziecko”, tym razem rozmawia ze znaną dziennikarką Ireną Stanisławską o wychowaniu. Książka składa się z czternastu rozmów. Tym samym nawiązuje konwencją do innych świetnych, mądrych książek-zapisów rozmów, np.: „Jak wychować szczęśliwe dziecko” (Wojciech Eichelberger i Anna Mieszczanek), czy „Być rodziną” (Dorota Terakowska i prof. Jacek Bomba).
Tematami owych rozmów pięknie przez obie kobiety prowadzonych są problemy stare jak świat, w piaskownicowych rozmowach matek obecne od zawsze. Moje dziecko nic nie je, nie słucha mnie i włazi na głowę. Co mam zrobić z małym tyranem i czy mogę dać maluchowi lanie? Czy mam zgodzić się na psa, jeśli mieszkamy na 10 piętrze w kawalerce, w samym sercu miasta…
W poszukiwaniu złotego środka
Inspiracją do rozmów były maile i listy od zrozpaczonych matek nadsyłane do Superniani. Każdy z rozdziałów rozpoczyna się fragmentem takiego listu, w którym każda z nas doskonale rozpozna siebie (jeśli ma dzieci), własną matkę, dzieciatą przyjaciółkę. Z tych listów i rozmów wyłania się obraz nas -matek, które pod wpływem właśnie setek „mądrych” poradników straciły wiarę we własną intucję, w głos wewnętrzny. Poradniki zastąpiły nam to z czego korzystały nasze babki i prababki, a mianowicie z mądrości pokoleń, z rad starszyzny, z podpowiedzi babć właśnie. Piszę babki i prababki, bo nasze matki już korzystały z porad książkowych z królującymi wówczas radami(lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte) w stylu: „Dziecko należy karmić co trzy godziny bez żadnych odstępstw. Choćby płakało i kwiliło. Inaczej się rozreguluje, rozkaprysi, rozpuści jak bicz dziadowski.” Teraz propagowany jest wzorzec karmienia „na żądanie” , o każdej porze, na każdy sygnał ze strony niemowlaka. Co niestety często owocuje przekarmianiem dziecka, a każdy płacz interpretowany jest jako głód. Gdzie zatem leży prawda? Zapewne po środku. Między sztywnym trzymaniem się zasad, a byciem na każde zawołanie. I do szukania tej prawdy, złotego środka, mądrych rozwiązań zachęca Zawadzka: „Moje stanowisko jest takie, żeby niekoniecznie słuchać lekarzy, tylko samemu wyciągać wnioski.” Co jest potrzebne do poszukiwań? Otwarty umysł, wsłuchiwanie się w siebie, uważne słuchanie własnego dziecka, zastanawianie się które potrzeby są potrzebami dziecka, a które realizacją naszej idealnej wizji. Czasem przydaje się podglądanie jak postępują inni, co robią, że im wychodzi, uczenie się fajnych rodzicielskich zachowań poprzez modelowanie.
Pozwól dziecku decydować
W książce znajdziecie nie tylko odpowiedzi na konkretne postawione w niej problemy, nauczycie się również jak rozmową, uważnym rozpatrzeniem problemu dojść do salomonowego rozwiązania. Dowiecie się z niej także jak mądrze kochać – nie tylko pozwalać, ale i zabraniać. Kiedy zabronić, a kiedy warto odpuścić. O czym może decydować dziecko, a które kwestie są bezdyskusyjne (głównie bezpieczeństwo). Superniania zresztą pokazuje w jak wielu kwestiach warto pozwolić dziecku na samodzielne podejmowanie decyzji i decyzję tę później szanować. Prowadząc spotkania autorskie często wchodzi z rodzicami w następujący dialog: „Kto z państwa chciałby, aby dziecko było glupsze od was?” Oczywiście wszyscy milczą. „To dlaczego zgadzacie się, żeby tak było?” Wtedy większość rodziców dziwi się, oburza: „Jak to my się zgadzamy?” Odpowiada na to: „Więc dlaczego w kółko mówicie swoim dzieciom: „Nie znasz się! Nie masz o tym zielonego pojęcia”.
Pozwólmy zatem dziecku decydować w czym chce iść ubrane do cioci na imieniny i co zjeść na obiad. Żeby nie było niedomówień: Zawdzka nie twierdzi, że dzieci mogą robić co im się żywnie podoba. Twierdzi jednak, że mają prawo podejmować pewne decyzje. I trzeba je uczyć tego od najmłodszych lat.
Naucz dziecko samodzielnej zabawy
Podczas lektury uświadamiamy sobie błędy, które popełniamy chcąc dobrze. Za dobrze. Inga (mama dwóch córek, ośmioletniej Izy i sześcioletniej Uli), której dałam do przeczytania tę książkę, mówi: „Czytając rozdział „Moje dziecko nie umie się bawić” czułam się jakby to była moja historia. Ze starszą córką spędzałam każdą chwilę, sądząc że musze stymulować jej rozwój bez przerwy, że jak się ponudzi pół godziny to będzie jakaś straszna sprawa. Nawet jeśli coś robiłam, gotowałam obiad, prasowałam to gadałam do niej bez przerwy. Bo gdzieś, w jakimś czasopiśmie przeczytałam, że dzieci, do których matki dużo mówią, wcześniej uczą się mówić. Jakby te trzy, cztery miesiące w tę czy inną stronę miały jakieś kolosalne znaczenie. W momencie, kiedy urodziła się Ula, angażowałam się w Izę… ze zdwojoną siłą, żeby nie czuła się odrzucona. Efekt jest taki, że Ula świetnie potrafi bawić się sama, jest kreatywna, pomysłowa, a Iza musi mieć zabawę wymyśloną, inaczej snuje się bez celu po domu. Eh, gdyby Superniania pojawiła się te 8 lat wcześniej…”.
Ewa (mama ośmioletniej Marty i rocznego Karola) z kolei docenia rady dotyczące snu: „Starszej córki latami – spała z nami do 5 roku życia – nie mogłam oduczyć spania w naszym łóżku i cowieczornego wsólnego usypiania. Dla syna, dzięki radom Pani Zawadzkiej (zawartych również w programach telewizyjnych) sen przestał być koszmarem, a godziny wieczorne stały się chwilą wyciszenia i odpoczynku , a nie wojną o miejsce spania.”
Przywrócić radość macierzyństwu
W książce cenne rady znajdą też matki niejadków, a przede wszystkim będą miały okazję sprawdzić, czy ich pociechy na pewno owymi niejadkami są. „Moje dziecko” polecam wszystkim, którzy tęsknią za Supernianią, którym programy z jej udziałem pomogły, przywróciły radość macierzyństwa. Wszytkim matkom, które żyją tyranizowane i zmęczone własnymi dziećmi. Wszystkim, które pragną być nie tylko całodobowymi matkami, ale kobietami zadowolonymi z życia.
Na koniec urocza anegdotka, zaczerpnięta z książki. Pokazująca jak doceniać dziecko, jego pomysłowość, dowcip, sposób rozwiązania problemów. Przypomnij ją sobie – Droga Czytelniczko – zanim pochponie ukarzesz syna czy córkę. Ale nade wszystko uśmiej się nad nią do łez.
„Kiedy mój syn chodził do żłobka, panie opiekunki wpadły na „wspaniały” pomysł: wszystkie dzieci sadzały na nocniki o tej samej porze. Gdy po raz kolejny zobaczyłam czerwone kółko na jego pupie , zainteresowałam się skąd się bierze. Powiedział mi, że wszyscy siedzą na nocniku tak długo , aż zrobi kupę kolega, który ma zatwardzenia . Któregoś dnia syn z dumą oznajmił: Dziś siedzieliśmy krótko, bo pożyczylem Piotrusiowi swoją kupę!” Ale został przez panią ukarany. A ja uważam, że to był świetny pomysł. Wymyślił rozwiązanie problemu swojego, a przy okazji całej grupy.”
tekst: Magda Wosik
Nie wiem do końca na ile to tekst promocyjny Dorotę Z. a na ile artykuł,ale dużo prawdy tak czy siak.Ja z wychowawanie problemu nie mam,większy chyba z ubieraniem:DDzieci stały się dość kapryśne i chyba same mają świadomość jaki jest wybór…Dlatego byłam dziś w szoku jak dziś w Lidlu napchaly mi ciuchów do koszyka..Spodenki,sukienka,i nawet okulary.Ale to dobrze,Lidl mnie uratowal przed zakupami i to za małe pieniądze:D