Miłości erotycznej poświęca się u nas bardzo mało uwagi. Podnosi się kwestie związane z miłością do dzieci, rodziny i ojczyzny. Nasza obyczajowość nakazuje zachowania powściągliwe. Kultywowana dawniej kokieteria oraz flirt należą do rzadkości.

 

Sposób ubierania się kobiet w obcisłe dżinsy i sweterki obnaża ich walory, które stają się swoistym towarem, pozbawionym tajemniczości. Dopełniają tę sytuację reklamy. Otóż bilbordy uliczne, podobnie jak reklamy w telewizji, odwołują się do uroków ciała kobiecego po to, by sprzedać np. więcej garnków czy materiałów budowlanych. Porównując się krytycznie z modelem piękności kobiecej lansowanym w mediach, niejedna z nas przestaje siebie lubić. Odległość od kanonów piękna bywa na tyle dotkliwa, że może wywołać niewiarę w siebie. Popełniamy błąd, bo nie bierzemy pod uwagę umowności i zmienności owych kanonów. Nie lubiąc siebie z powodu własnych braków, ma się zarazem głębokie wątpliwości czy ktoś zdoła się w nas zakochać. To nielubienie siebie nie zawsze powoduje wysiłek w kierunku poprawy w sobie tego, co uznajemy za brak. Często rezultatem ostrej samooceny staje się rezygnacja z poszukiwania miłości. Jako szczególna forma zastępcza pojawia się wzmożona chęć jedzenia. Jest to potrzeba głównie natury psychicznej. Brak samoakceptacji nie oznacza zaprzestania oczekiwań, że ktoś się w nas zakocha. Poważne zastrzeżenia w stosunku do siebie nie stanowią przeszkody w miłości do kogoś. Ale miłość osoby, która nie potrafi zaaprobować siebie, bywa wyjątkowo zaborcza. Żąda nieustannych potwierdzeń uczuć drugiego człowieka. Związana jest z zazdrością, mającą źródło w poczuciu, że jest się gorszą, brzydszą niż inne kobiety. Zaznacza się różnica między dwiema płciami. Otóż problem nielubienia siebie i rozmaitych rozterek spowodowanych surową samooceną, występuje o wiele częściej w świecie kobiet niż mężczyzn. Być może, dlatego, że męskość nie wymaga spełnienia tak wielu atrybutów, co kobiecość. Ponadto mężczyzna ma poczucie własnej wartości działając w rozmaitych dziedzinach. Dla kobiet sprawy miłości są z reguły wartością o fundamentalnym znaczeniu. Charakterystyczne jest np. to, że kobiety na ogół bardziej troszczą się o swoją powierzchowność niż o rozwój intelektualny.

 

W ostatnich latach, moim zdaniem, niepokojąco wzrosła liczba zakładów kosmetycznych i stosowanych tam rozmaitych sposobów upiększania. Nie wiadomo, na ile wykonywane w nich zabiegi kosmetyczne służą poprawie urody i zdrowia. Nie wiadomo, czy zatrudniane w nich kosmetyczki są odpowiedzialne. Takie zainteresowanie rozmaitymi „cudownymi” zabiegami i preparatami odwraca uwagę od sprawy istotnej. Uroda pozostaje w ścisłym związku ze stanem zdrowia i poziomem rozwoju duchowego. Twarz człowieka wrażliwego, odznaczającego się wysoką uczuciowością, myślącego – jest o wiele bardziej interesująca niż buzie tych kobiet, które przypominają lalki Barbie. Być może dla wielu mężczyzn ideałem kobiety pozostaje ktoś w rodzaju Merlyn Monroe. Jednak wdzięk, swoista naiwność i uroda wyrażająca rozwinięte życie duchowe są siłą przyciągającą.

 

Nie ma wątpliwości, że można kochać kogoś i zarazem nie lubić siebie. Jeżeli miłość w takiej sytuacji psychicznej jest nieodwzajemniona, to staje się podwójnie niszczycielska. Ten brak odzewu bywa bowiem interpretowany własnymi niedostatkami. Nie lubiąc siebie, mając wiele wątpliwości co do własnej wartości, kochamy tym gwałtowniej i zaborczo. Miłość staje się swoistą ucieczką od negatywnej oceny własnego ja. Zdarza się, że miłość zawęża horyzonty myślowe, skupiając uwagę niemal niepodzielnie na jednym tylko człowieku. Pomimo psychoterapeutycznej siły miłości pozostaje dręczący stan nielubienia siebie. Nawet kochając oraz będąc kochanym, a nie wierząc we własną atrakcyjność, daje znać o sobie podejrzliwość, nieufność i oczekiwanie zdrady.

 

prof. zw. dr hab. Maria Szyszkowska
14 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.