Startowała w wyborach Miss Kenia, stała się królową piękności z Nairobi i jedną z najbardziej znanych w kraju modelek. Angażowała się w akcje promocji zdrowia i przekonywała rodaczki do badań. Potem sama zachorowała.

Tekst: Sylwia Skorstad

Lillian Odongo to finalistka wyborów Miss Kenia w roku 2000 i królowa piękności Nairobi. Dziewczyny startujące w konkursach urodowych często podczas krótkich przemówień wygłaszają standardowe formułki w rodzaju: „Moim największym marzeniem jest zmienić świat na lepsze.” Niewielu naprawdę się to udaje, a jedną z nich jest Lilian.

nairobiaSerce na miejscu

Pochodząca z prowincji Lillian dorastała w Nairobi, największym mieście wschodniej Afryki. To metropolia większa od Warszawy z ponad trzymilionową populacją i siedzibami setek międzynarodowych koncernów. Położona prawie 1800 metrów ponad poziomem morza stolica Kenii wieczorami bywa bardzo chłodna, szczególnie w lipcu i czerwcu. Nazwa miasta pochodzi od słów „zimna woda” określających pobliską rzekę. Środek lata przypada W Nairobi na luty. Dla Europejczyka wszystko jest tu trochę na opak. Z wyjątkiem ludzi, ci mają serca po lewej stronie.

W Nairobi działa 9 uniwersytetów, Lillian studiowała na jednym z nich. Okazało się, że ma duży talent do nauki języków. Świetna znajomość angielskiego i włoskiego otworzyły jej wiele drzwi, kiedy zajęła się modelingiem. Niebanalna uroda i piękny uśmiech stały się wizytówkami, które Odongo wykorzystała, by promować wśród rodaczek tematy związane z ochroną zdrowia. Angażowała się w akcje zbierania funduszy na walkę z chorobami nowotworowymi, była twarzą kampanii prozdrowotnych. Wraz z inną kenijską modelką przekonywała, że piękno i zdrowie przemijają bardzo szybko, gdy nie potrafimy o nie dbać.

Burza piaskowa na pustyni

LILLYW trakcie pracy zawodowej Lillian poznała pochodzącego z Włoch Vincenta. Wiele wspólnie podróżowali. Podpatrzone w Europie pomysły Odongo zaszczepiała na kenijskim gruncie. Na początku 2013 roku postanowiła współtworzyć włoską restaurację w Nairobi. Drogi jej i Vincenta rozeszły się, ale pozostali przyjaciółmi.

Późną wiosną Lillian zaczęła tracić apetyt. Przez kilka dni nawracające bóle brzucha traktowała jako objaw stresu związanego z intensywną pracą w restauracji. Wkrótce zgłosiła się do lekarza, ale zapisane antybiotyki nie pomogły. Diagnoza, którą Lillian otrzymała w szpitalu, była porażająca – nowotwór jelita grubego. Później dni, jakich potrzebowała na oswojenie się z tą wieścią, nazwała pierwszą burzą piaskową na pustyni. Etap, w którym, choć otoczeni rodziną i przyjaciółmi, pozostajemy sami ze swoim zmartwieniem i musimy stawić mu czoła.

Między życiem a śmiercią

Choć miejscowi lekarze odradzali Lillian opuszczenie szpitala, ona uparła się, że większą szansę na wyleczenie będzie miała we Włoszech. Przez wiele dni jej stan zdrowia wykluczał podróż do Europy. Odongo przechodziła kolejne procedury medyczne. Z powodu wywołanej uciskiem guza blokady jelit nie mogła jeść i przez wiele dni czerpała życiodajne substancje jedynie z wysokoenergetycznych płynów podawanych dożylnie. W końcu, po jednej z operacji, kenijscy lekarze dali jej zgodę na wylot. Lillian wraz z Vincentem wyruszyła w podróż. Przypominająca szkielet, cierpiąca na ostrą anemię i niezdolna nawet do tego, by samodzielnie siedzieć, zwykłymi liniami rejsowymi poleciała do Włoch.

Czy to już koniec?

lillyPobyt w mediolańskiej klinice był dla Lillian ciągłą podróżą między życiem a śmiercią. Dzięki intensywnej terapii łagodzącej objawy choroby odzyskała nieco sił, by wkrótce dowiedzieć się, iż diagnoza kenijskich lekarzy była błędna. Włoscy medycy rozpoznali u Lillian bardzo rzadki nowotwór otrzewnej. Podczas trudnej rozmowy z lekarzem prowadzącym Odongo usłyszała, iż nie można już nic dla niej zrobić, a szpital rozpoczął procedurę administracyjną przeniesienia jej do hospicjum. Kiedy wyszedł z pokoju, przez pół godzinie nie była w stanie się poruszyć, zapłakać lub krzyknąć. Potem podeszła do lustra w łazience i zadała sobie pytanie: „Czy to już koniec?”

Słowa i cisza

Podczas pobytu we Włoszech Lillian założyła bloga, na którym opisała wydarzenia od początku choroby. To niełatwa lektura. Odongo nie oszczędza nieprzyjemnych detali terapii i zmagania się z nowotworem. Żegna kolejne odchodzące na zawsze koleżanki ze szpitalnego pokoju. Ma też takie momenty, kiedy szalejąca w niej „burza piaskowa” nie pozwala pisać i dzielić się emocjami. Do laptopa siada wtedy, kiedy jest na tyle spokojna, by móc dać innym nadzieję. W opisie swojego losu pozostaje niezwykle piękna. Uroda ciała, z którą przyszła na świat, jest niczym w porównaniu z pięknem jej ducha. Nawet balansując między rozpaczą i wiarą w jutro, Lillian pozostaje troskliwą przyjaciółką, córką i matką, szuka w sobie odwagi, która pozwala mierzyć się z trudnymi pytaniami. Pokazuje, że piękno i miłość nie mają kresu.

Kiedy Liliian otrząsnęła się z szoku wywołanym tragiczną wiadomością, postanowiła jeszcze wytrwalej walczyć o życie. Nie zgodziła się na przeniesienie do hospicjum i przeszła całą serię kolejnych badań, które po raz wtóry zaprzeczyły postawionej diagnozie. Następna grupa lekarzy sporządziła kolejny plan leczenia. Pod koniec września donosiła na blogu, że po raz pierwszy od kilku tygodni zjadła w miarę normalny posiłek.

Ostatni wpis pochodzi z 10 października. Lillian Odongo pod koniec zadaje pytanie, jak nowotwór może być tak okrutny. Potem milczy. Czy przeczekuje koniec burzy piaskowej? Nie wiemy.

 http://lillianodongo.com/

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.