Anna Stankiewicz od kilku lat doradza Polakom mieszkającym w Norwegii. Pomaga prowadzić negocjacje, rozwiązywać problemy, odzyskiwać należności, rozwijać firmy, rozliczać z podatków, promować się wśród miejscowych. I wciąż robi to z pasją.
Zdarzało się jej docierać tam, gdzie diabeł nie może. Raz odszukała zaginionego, innym razem godziła zwaśnioną parę, jeszcze innym powstrzymała kogoś przed utopieniem pieniędzy w niepewnym biznesie. I to właśnie najbardziej motywuje ją do pracy – codzienna adrenalina i niemożność przewidzenia, co przyniesie kolejny dzień. Jej praca bywa jak przejażdżka wagonikiem kolejki górskiej, emocjonująca i odrobinę niebezpieczna. Chodzi przecież o ludzkie zaufanie, los w obcym kraju, nieraz duże pieniądze. Anna Stankiewicz lubi zapuszczać się w nieznane, rozwiązywać trudne problemy i dokonywać „niemożliwego”. Jej zdaniem, kobiety w biznesie nie powinny mieć wobec mężczyzn żadnych kompleksów.
Republika Kobiet: Jak trafiłaś do Norwegii?
Anna Stankiewicz: Zawsze mnie korciło, żeby wyjechać z Polski, poznać coś nowego, sprawdzić, jak ludzie żyją gdzie indziej. Chciałam przekonać się na własnej skórze, czy w nowym kraju będzie tak samo, czy inaczej. Bo jedni mówią, że wyjeżdżając nawet na koniec świata zabierasz ze sobą własne problemy i konkretny zestaw narzędzi do radzenia sobie w różnych sytuacjach, a zatem znajdujesz tam mniej więcej to samo, co miałeś u siebie. Inni natomiast twierdzą, że są kraje, w których żyje się łatwiej, absurdów jest mniej, łatwiej jest rozwinąć skrzydła.
R.K: I co się okazało w twoim przypadku? Rozwinęłaś skrzydła, czy znalazłaś starą biedę?
A.S.: Rozwinęłam się. Szybko nauczyłam się języka. Ponieważ z wykształcenia jestem ekonomistą, czytałam dużo gazet prawnych, interesowałam się norweską gospodarką, wertowałam ustawy w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Nie miałam problemu z poruszaniem się po norweskich urzędach. Dla wielu znajomych wizyta w nich była koszmarem, więc często pomagałam przy załatwianiu „spraw papierkowych”. W końcu uczyniłam z tego swój zawód. Okazało się, że na moje usługi jest ogromne zapotrzebowanie. Moja firma ciągle się rozrasta.
R.K: To brzmi jak łatwa recepta na interesującą karierę. Myślisz, że wiele kobiet mogłoby znaleźć swoje miejsce za granicą, idąc w twoje ślady?
A.S: To zależy, co rozumiemy pod pojęciem „łatwa”. Kiedy w 2006 roku przeniosłam się do Norwegii, przez jakiś czas mieszkałam kątem u życzliwych znajomych. Moją pierwszą pracą, znalezioną po dwóch tygodniach poszukiwań, było stanowisko… sprzątaczki w szkole. Myłam podłogi i chodziłam na kurs językowy. Mówiłam po norwesku z bolesną świadomością, że popełniam błędy i przekonaniem, że to jedyny dobry sposób na naukę. Po kilku miesiącach dostałam pracę w gabinecie kosmetycznym i tam zostałam rzucona na głęboka wodę, bo mogłam się porozumiewać wyłącznie po norwesku. Było ciężko, ale w takich chwilach trzeba sobie powtarzać, iż budowanie życia w nowym miejscu to proces wieloetapowy.
R.K: Trudno było założyć własną firmę? Czy w Norwegii łatwiej jest się przedrzeć przez biurokratyczne bariery niż w Polsce?
A.S: Na początek działałam jeszcze w ramach polskiej firmy, dopiero w 2009 roku założyłam firmę norweską. Łatwiej jest być przedsiębiorcą w Norwegii, bariery administracyjne są mniejsze. W „ATS Anna Stankiewicz” zaczęłam od tego, co było Polakom najbardziej potrzebne, czyli rozliczeń podatkowych i załatwianiu formalności w urzędzie imigracyjnym. Potem zrobiłam kursy norweskiej księgowości i zajęłam się zakładaniem firm, ich obsługą oraz marketingiem. Z czasem miałam tak wiele zleceń, że zaczęłam zatrudniać kolejnych pracowników. Oprócz biura w Strange, powstała filia w Stavanger, a od 2012 działa również biuro w Polsce. W przyszłym roku zamierzamy otworzyć kolejne w Oslo.
R.K: Co najbardziej lubisz w tej pracy?
A.S: Wszystko! Chyba najwięcej radości daje mi stały kontakt z ludźmi i świadomość, że robię coś ważnego. Każda sprawa, którą udaje się przeprowadzić z korzyścią dla klienta, jest małym sukcesem. Lubię też spędzać czas z moimi współpracownikami. To jest tak dobra ekipa, że za każdym razem czuję się źle, gdy ktoś z jakiegoś powodu nie może przyjść do pracy.
R.K: Zdarza się, że prowadzić twarde negocjacje, w których stawka to duże pieniądze. Miewasz też sprawy niełatwe, musisz sobie radzić z emocjami klientów i ich rodzin. Czy twoim zdaniem kobiety nadają się lepiej niż mężczyźni do takich zadań?
A.S: Moim zdaniem w interesach płeć nie ma żadnego znaczenia. Nie o spodnie lub spódnicę tu chodzi, a indywidualne cechy charakteru. Z moich obserwacji wynika, że kobiety stosują w biznesie nieco inne strategie niż mężczyźni, ale nikt nie jest w tym „gorszy” lub „lepszy”. Mamy inne sposoby działania, inne wrażliwości i możemy być z nimi tak samo skuteczni.
R.K: Oglądasz Skandynawię z zupełnie innej perspektywy niż turyści i pewnie potrafisz odpowiedzieć na pytanie, czemu Norwegia jest dla Polaków aż tak atrakcyjna, że staliśmy się tam najliczniejsza grupą mniejszościową. Czy to jest dobre miejsce do życia?
A.S: Norwegia na pewno jest wspaniałym miejscem do życia dla tych, którzy się w niej urodzili i wychowali. To, czy może się stać dobrym miejscem dla obcokrajowca, zależy głównie od niego: jego doświadczeń, celów, oczekiwań, temperamentu. Jadąc za granicę, trzeba nie tylko dowiedzieć się sporo o kraju przeznaczenia, ale też o sobie. Przed wyjazdem warto zadać sobie kilka ważnych pytań. Czy lubię zmiany? Czy poradzę sobie z tęsknotą za Polską i rozłąką z ważnymi dla mnie ludźmi? Czy łatwo nawiązuję znajomości i uczę się języka? Jak reaguję na samotność?
R. K: Czy tęsknota za Polską to uniwersalny problem? Nawet dla tych, którzy podjęli decyzję o osiedleniu się za granicą?
A.S: Z moich obserwacji wynika, że tak. Każdemu dobrze tam, gdzie się wychował. Nawet, gdy jesteśmy za granicą szczęśliwi, tęsknimy za przyjaciółmi, smakami, drobnymi przyzwyczajeniami, tym wszystkim, co przez swoje pierwsze lata życia uznaliśmy za typowe. Mnie na przykład brakuje… ulicznych tłumów. Jednocześnie wolę mieszkać w Norwegii, bo widzę tam lepszą przyszłość dla swoich dzieci i czuję się bezpieczniej. Mam na przykład mniejsze ryzyko uczestniczenia w wypadku samochodowym, mogę spokojnie dożyć starości, a wychodząc do sklepu, zostawić kluczyki w stacyjce auta. Paradoksalnie jednak spędzam więcej czasu w Polsce. W tej samej, w której idąc do sklepu muszę trzymać torebkę blisko przy sobie i zawsze pamiętać, by schować lub przypiąć rower.
R.K: Jaki jest twój przepis na sukces?
A.S: Zacznijmy od tego, co to w ogóle jest sukces. Nie wierzę w sukces totalny, nie powiedziałabym o nikim, że to „człowiek sukcesu”. Codziennie odnosimy sukcesy i ponosimy porażki. Za każdym sukcesem stoi ileś prób i błędów, każde zwycięstwo może mieć trochę goryczy. I który sukces ważniejszy – ten w życiu zawodowym, prywatnym, a może ten odniesiony jako rodzic albo jako kobieta? A dodatkowo, kto wie, kiedy jest czas na mówienie o sukcesie? Czy dziś można powiedzieć, że osiągnęło się sukces, nie znając jeszcze jutra? Nie ma na to jednej odpowiedzi. Myślę, że jak dożyję 80-tki, a dzieci będą mnie kochały i jeszcze powiedzą, że dostały ode mnie jakąś mądrość życiową, to będę mogła powiedzieć, iż odniosłam sukces.
R.K: Próbujemy cię właśnie namówić, byś próbowała zainspirować inne kobiety i podzieliła się swoimi doświadczeniami.
A.S: To trzeba było tak od razu! Powiem zatem, że nie wolno bać nowych rzeczy. Uczyć się, nie wstydząc początkowych porażek. Wyciągać wnioski, by nie popełniać dwa razy tych samych błędów. Jeśli się nie uda, to nie poddawać, bo za każdą osobą, o której czytamy w gazetach, że jest „człowiekiem sukcesu” stoi kilka historii porażek. I na koniec pamiętać, że każdy jest kowalem własnego losu. Nie lubisz swojej pracy, pozycji, na której cię ustawiono, niskiego prestiżu czy zarobków? Zmień to! Będzie ciężko, trzeba będzie czasem zagryźć zęby, ale dasz radę. Wszyscy jesteśmy o wiele silniejsi, niż nam się zdaje.
na zdjęciu poniżej Anna Stankiewicz wraz z zespołem pracowników
Jestem zaskoczona ze tak szybko Tobie Anniu marzenia sie spelnily
Jestesmy naprawde przykladem do innych koblet zagranica
Skilnad wola i przedewszystikim duzo energi prowadzi zawsze do wymazonego celu w zyciu
Podziwiam
Serdeczne pozdrowienie od Danuty z Drammen