Co robi współczesny absolwent studiów humanistycznych? Najczęściej ląduje w korpo-maszynie. Kręci się tam jak trybik, oddycha klimatyzowanym powietrzem i próbuje przywyknąć. Czasami jednak ucieka na drugi koniec świata. Na przykład na czerwoną wyspę.
Tekst: Magdalena Maria Pomykała
Madagaskar, katolicka misja, nauczyciel francuskiego… No cóż, wzruszyliśmy ramionami, każdy ma potrzebę wakacji. A potem zaczęły przychodzić maile. Pisane wieczorami, wysyłane dzięki łączom kosztującym fortunę (naprawdę? są jeszcze na świecie miejsca bez wi-fi?). Pachnące barwną egzotyką, życiem na krańcach cywilizacji. Chciałoby się powiedzieć – przygodą życia. Kibicowaliśmy, czytając i komentując na gorąco. Co prawda Tomek nie pojawił się z powrotem w kraju z lemurem pod pachą, ale dzisiaj trzymam powstałą z tych zapisków książkę. I już wiem, że nie były to „ferie ani letni obóz, tylko prawdziwa codzienność w tej części świata”. A on miał szczęście jej doświadczyć.
Twarde lądowanie
Gdy Madagaskar staje się rzeczywistością, Tomek jest białym człowiekiem, „bladym dziwolągiem skądś-tam”. Brud, smród i powszechne ubóstwo mu przeszkadza, czasem denerwuje. Oswajanie zaczyna się powoli. Temperatury, wilgotności powietrza, krajobraz. Przerwy w dostawie prądu (o internecie czy komórce nie wspominając), prześwitujące ściany i problemy z bieżącą wodą. Ale przede wszystkim – miejscowa mentalność i życie, które w większości nie zna symbolu Mc’Donalds’a. W ten sposób, powoli, rozpoczyna się Przygoda.
Oswajanie rzeczywistości
Obca codzienność staje się coraz bardziej swojska, ale nie mniej fascynująca. Pierwsze kroki nauczyciela dodają skrzydeł. Rzeczywistość Monsieur Thomas sytuuje się gdzieś pomiędzy miską ryżu, przepełnioną do granic wyobraźni taxi brousse i białym uśmiechem małych malgaskich twarzy. Rozgwieżdżone niebo dodaje sił, nietknięta przyroda pozwala oddychać, stosy śmieci pozwolą spojrzeć na, już „tamten”, zachodni świat z dystansem. Tomek z przyjemnością pokrywa się „malgaską patyną”. Do tego życia pewnie zatęskni. My razem z nim.
Nie brakuje w tej opowieści trafnych spostrzeżeń, doprawionych pikantnym humorem. Ziemia Madagaskaru nie traci jednak przez to uroku, nie impregnuje się cywilizowanym snobizmem zachodniej globalizacji. W barwnym i jakże elokwentnym języku można się z przyjemności pławić. Można z lubością bawić się wpadkami „bladej twarzy”. I tęsknie wyzdychać do pustych przestrzeni Czerwonej Wyspy. Wszystko to można, bo z każdą stroną obserwujemy historię o dojrzewaniu. Tym rozumianym jako otwieranie oczu – o czym tak często zapominamy wśród problemów „pierwszego świata”. Tomek nie wrócił z lemurem pod pachą, ale wrócił mniej biały.
„Inność staje się też czystym lustrem, w którym wyraźniej dostrzega się własne odbicie. Można ja oswoić, można pokochać, można do niej tęsknić…”
Krążą plotki… których nie powinnam zdradzać. Ale – Tomku – czekamy na kolejne opowieści.
„Tomek na Czerwonej Wyspie”, Wydawnictwo Bernardinum, 2014