Wyuzdany seks, narkotyki, wielomiliardowe transakcje, alkohol i okłamywanie najbardziej wpływowych ludzi. Ot, takie tam zwykłe elementy dnia pracy bankowca wysokiego szczebla.
Gdyby napisać, że głównego bohatera tej książki trudno polubić, to byłby to za daleko idący eufemizm. Trudno go znieść. Jest arogancki, samolubny, lekkomyślny. Ma skłonność do przechwałek, okropny zwyczaj robienia innym niesmacznych, przyprawiających niemal o zawał serca „żartów” i zbyt wysokie mniemanie o sobie. Zarabia nieprzyzwoicie dużo i prawie tyle samo wydaje. Żeby się popisać, może jednego dnia wydać równowartość kilku rocznych przeciętnych polskich pensji. Żeby kogoś upokorzyć, może wymyśleć skomplikowaną intrygę, którą nazwie „lekcją”. W sposób skandaliczny wypowiada się o kobietach, nie ma za grosz taktu. Opisy niektórych z jego przygód wskazują, że ma osobowość psychopatyczną.
Teraz powinno pojawić się jakieś „ale”. Nie pojawi się. „Prosto do piekła” to opowieść o złym człowieku robiącym złe rzeczy, którą dobrze się czyta.
W świecie wielkiego pieniądza
John Lefevre to analityk finansowy, który pracował dla największych światowych banków. W ramach obowiązków służbowych odbywał liczne podróże, był delegowany między innymi do oddziałów w Europie i Azji. Przez kilka lat prowadził bardzo popularne konto na Twitterze, na którym zamieszczał najgorsze a jednoczenie najbardziej zabawne powiedzonka kolegów po fachu. Twierdzi, że w końcu sam zrezygnował z pracy w bankowości i ostatecznie oddał się urokom życia rodzinnego.
Nie do końca wiadomo, ile z opowiedzianej przez niego w „Prosto do piekła” historii jest prawdą. Amerykańscy dziennikarze rozmawiali z kolegami Johna z czasów pracy dla banków i ci nie potwierdzili wielu faktów. Wiadomo też, że opisany w powieści piłkarz Wayne Rooney zamierzał złożyć pozew przeciwko autorowi zarzucając mu kłamstwo.
Wiadomo na pewno, że Lefevre miał okazje zapoznać się ze światem wielkiej finansjery. Czy po godzinach faktycznie pije się tam i ćpa do nieprzytomności, zamawia panie do towarzystwa i zabawia wyrzucając pieniądze przez balkon, wiedzą tylko ci, którzy spędzali z nim wolny czas.
Money, money, money
„Prosto do piekła” może przerazić bardziej niż horror, jeśli przyjmie się założenie, że chociaż część z relacji autora jest prawdą. Oznacza to, że wielomilionowe operacje pomiędzy najważniejszymi graczami na światowym rynku finansowym są nadzorowane i obsługiwane przez osoby kompletnie pozbawione etyki zawodowej. Kłamstwo, półprawda i niedomówienie to według Lafevre’a główne narzędzia pracy współczesnego bankowca. Używa się ich w relacjach z nawet najważniejszymi klientami – przedstawicielami rządów, funduszy i innych banków. Jedyne, co się naprawdę liczy, to zysk. Pieniądz rządzi wszystkim a gdy nie idzie o pieniądze, to na pewno o władzę.
A może to tylko główny bohater mierzy wszystkich swoją niedoskonałą miarką?
Czemu czytać tę powieść, na którą rzuciła się amerykańska publika chcąca poznać realia panujące w takich kolosach finansowych? Jest zabawna, mimo wszystko lekka, skandaliczna, bezkompromisowa i kompletnie nie dbająca o poprawność polityczną. Lefevre obraża wszystkich i wszystko, również samego siebie oraz dobry smak. W większości rozdziałów życzymy mu, by co najmniej potknął się o próg i nabił kilka guzów. Często to robi, na przykład rozbijając po pijaku nowiutkie Maseratii, tłukąc się z sąsiadami, którym nocą wpakował się do mieszkania albo obrywając w nos w kolejnym barze. Wtedy z satysfakcją myślimy „a dobrze ci tak!”.
„Prosto do piekła” John Lefevre, Wydawnictwo Bukowy Las