Jeszcze nigdy czytanie o dziwactwach i pomyłkach geniuszy nie było tak zabawne, jak teraz. Książka „Granice geniuszu” Katie Spalding pozbawi cię kompleksów i doprowadzi do łez ze śmiechu.
Tekst: Sylwia Skorstad

Pitagoras, filozof i mistyk uznający fasolę za tabu, mając do wyboru wpadnięcie w łapy rozwścieczonego tłumu albo schowanie się w polu fasoli, wybrał tłum i stracił życie. Leonardo da Vinci nie dotrzymywał terminów i wciskał klientom, w tym samemu papieżowi, rozprawy o strunach głosowych albo penisach jako usprawiedliwienia-podarunki. Kartezjusz wierzył, że kiedy podczas podróży do Bawarii schował się w piecu, to Wszechmocny zesłał na niego sny o melonach mające zmienić podstawy ludzkiego myślenia. Isaak Newton bawił się w Harry’ego Pottera i szukał kamienia filozoficznego, wbijał sobie w oko szydło i nie odróżniał eksperymentu naukowego od tortur. Mozart uwielbiał nie tylko mówić i śpiewać, ale także pisać o kupie i dupie. Napoleon przegrał bitwę z królikami. Ada Lovelace, pierwsza programistka, wierzyła w istnienie systemu, który pozwoli jej wygrywać na wyścigach, przez co nawet będąc na łożu śmierci dwukrotnie zastawiła rodzinne klejnoty, aby mieć na hazard.
Wielu geniuszy, którzy na zawsze zmienili świat lub nasze myślenie o nim, miało dziwne przyzwyczajenia i poglądy. Wielu niejednokrotnie się myliło. Niektórzy byli genialni, ale tylko w jednej dziedzinie, w innej zaś wykazywali się mało spotykaną ignorancją.
„Kto w ogóle robi coś takiego?”
Matematyczka Katie Spalding na pomysł napisania książki o głupocie geniuszy wpadła podczas dorocznego Sympozjum Matematycznego. Tak się złożyło, że w trakcie zjazdu doszło do zaćmienia słońca, co doktoranci matematyki oglądali z takim samym zainteresowaniem, jak reszta świata. Po fakcie koledzy i koleżanki Kate dyskutowali przez kilka dni nie o zjawisku astronomicznym, a o zachowaniu Donalda Trumpa. Media pokazały, jak prezydent USA wpatruje się w Słońce bez użycia jakiejkolwiek osłony. Uczestnicy sympozjum zadawali sobie pytanie, kto przy zdrowych zmysłach robi coś takiego. Spalding znała odpowiedź – Isaak Newton! Słynny fizyk i astronom gapił się na słońce gołym okiem tak długo, aż doznał kilkudniowej ślepoty.
Postanowiła wyłuskać z literatury najdziwniejsze anegdoty o geniuszach. Co więcej, opisała je w taki sposób, że czytelnik ma wrażenie, iż został zaproszony na dobry stand-up. O Charlesie Babbage’u, pewnym nudziarzu, Spalding pisze tak: „Bez powodzenia starał się doprowadzić do zakazu zabawy w toczenie kółka – to ta gra pokazywana na filmach, gdy chce się w prosty sposób dać widzom do zrozumienia, że biedne dzieci nie miały żadnych rozrywek.”
Opowiadając historię Galoisa, francuskiego matematyka, który, choć dopiero co uniknął więzienia za aktywizm polityczny, ale w Dniu Bastylii uzbroił się i poszedł na demonstrację, rzuca mimochodem: „Oczywiście dziś udział w Dniu Bastylii byłby postrzegany jako objaw patriotyzmu, w końcu to święto państwowe.”
Inkluzywnie i niepoprawnie
Dodatkową zaletą tej książki jest jej współczesny duch. Gdyby konserwatywni radykałowie lub autorytarni politycy lubili czytać o nauce i trafili na „Granice geniuszu”, to pewnie wpadliby na pomysł, by tej książki zakazać. Spalding wyjaśnia na wstępie, dlaczego w jej zestawieniu znalazło się stosunkowo niewiele kobiet, a za to wielu białych mężczyzn. Jak mówi, do historii pisanej przechodzili głównie ci, którym nie odebrano tego, co potrzebne jest do pracy umysłowej, czyli między innymi edukacji i wolnego czasu.
Opowiadając o pomyłkach znanych geniuszy, niejednokrotnie, w typowym dla siebie sarkastycznym stylu, dodaje kontekst historyczny, jakiego brakuje na typowych lekcjach historii. Na przykład taki: „Urodził się we Francji w 1811 roku, co oznaczało dwie rzeczy: po pierwsze, żył w czasach politycznego chaosu, a po drugie, wszyscy wokół niego kierowali się emocjami i stale byli pijani.” Albo taki: „Darwin był naukowcem, zarazem jednak przedstawicielem swojej epoki, a to oznaczało życie w świecie, w którym tapeta na ścianie jest trująca, wasze dziecko dostaje w skórę, a wasz przedstawiciel w parlamencie głosuje za tym, jak najlepiej eksterminować Irlandczyków.” Drwi z Byrona, nazywając jego wynurzenia o tym, że pod skrzydłami matki cierpiał bardziej niż czarnoskórzy niewolnicy i jeńcy wojenni, „typowym tekstem bogatego, białego młodzieńca”.
Choć ta brytyjska matematyczka szydzi z przywar geniuszy, to jednocześnie jej książka epatuje szacunkiem do nauki i podziwem dla ludzi, którzy odważyli się przekraczać granice standardowego myślenia. Jeśli jednak nigdy jeszcze nie słyszeliście tekstu, że zbyt otwarta głowa może się skończyć wypadnięciem mózgu, to najwyższy czas na lekturę „Granic geniuszu”.
Katie Spalding, „Granice geniuszu. Zaskakująca głupota najwybitniejszych umysłów w historii”, Wydawnictwo Albatros