„Cuda codzienności” to pierwsza część rodzinnej sagi opowiadającej o losach rodziny pochodzącej ze wsi na Lubelszczyźnie. Romans, powieść obyczajowa i historyczna w jednym.
Tekst: Sylwia Skorstad
Wigilia 1863. Bogna zaczyna rodzić. Ma już doświadczenie, wcześniej kilka razy została matką. Tym razem jednak nie opuszcza jej niepokój. W czasie ciąży czuła się dziwnie. Bała się, że coś zrobiła nie tak, przyniosła dziecku pecha, nie przestrzegając jednego z dziesiątek zwyczajów obowiązujących kobiety brzemienne. Raz nawet próbowała w kościele wybłagać dobry los dla przyszłego potomka, ale podczas modlitw zasnęła. Przyśnił jej się wtedy niezwykle piękny chłopiec.
Poród faktycznie układa się niepomyślnie. W końcu na świat przychodzi niezwykłej urody maluch, ale matka jest bardzo słaba i gorączkuje. Mąż Bogny, mimo srogiej zadymki, postanawia iść po pomoc do mądrej baby, która zwykła asystować podczas trudnych rozwiązań. Choć czas mija, on nie wraca. Przy noworodku i umierającej matce czuwa tylko dwójka małych dzieci.
Saga rodu Ciszaków
„Cuda codzienności” Marii Paszyńskiej to pierwszy tom sagi opowiadającej losy rodziny Ciszaków. Z deklaracji autorki wynika, że początkowo planowała go jako samodzielną powieść, ale tak bardzo związała się z bohaterami, że wciąż pragnęła o nich pisać, tym bardziej, że czytelników stale pytali o ich dalsze losy. Po czasie okazało się zatem, że to początek dłuższej historii.
Jedną z zalet tej opowieści jest fakt, że pozostawia niedosyt. Czytelnik poznaje fragment historii w konkretnym roku, na przykład narodziny, moment spotkania dwójki istotnych bohaterów, okoliczności podjęcia decyzji o przeprowadzce, a potem zostaje przeniesiony w przyszłość. Nie dowiaduje się wszystkiego, choć miałby na to ochotę. Autorka pozwala mu tylko obserwować najważniejsze momenty opowieści.
Kolejny powód, dla którego chce się śledzić losy Ciszaków, to siła nadziei. Maciej i Staszka żyją w świecie trudnym i nieprzewidywalnym. Nieurodzaj, zła pogoda, banalna choroba lub drobny wypadek mogą ich łatwo zabić. Do tego na świecie ciągle coś się dzieje, co nie pozostaje bez wpływu na losy prostych ludzi. Mimo wszystko Maciej wierzy, że powinien pojechać do stolicy i tam spróbować szczęścia, choć nigdy nie był nawet w Lublinie. Staszka wierzy, że zostanie żoną Macieja, chociaż nigdy o tym nie rozmawiali. Wbrew logice możny pan z Warszawy ma przekonanie, że Maciej dotrzyma danej mu obietnicy o podjęciu pracy. Wszędzie dzieją się drobne cuda. Czynią je ludzie, którzy wbrew wszystkiemu zachowują nadzieję, iż z czasem wszystko się jakoś ułoży.
Trochę historii
W losy Ciszaków dyskretnie wplata się historia. Akurat teraz można te wątki czytać w nowym kontekście. Odległy, ale groźny car, „Ruskie”, które zawsze mogą przyjść i spróbować ostrzej zaprowadzić swoje porządku, ten zimny wiatr ze wschodu jest w tle rodzinnej sagi obecny. Dziś można zastanawiać się, na ile wpływał na historie naszych przodków, na ile był obecny w ich rozmowach i jak zmieniał ich mentalność.
Historia to nie tylko wydarzenia, ale też sposób myślenia. Maria Paszyńska stara się odtworzyć rozumowanie, jakim kierowali się ludzie urodzeni w drugiej połowie dziewiętnastego wieku. Zamiast wiedzy mieli zabobony. Lekarza bali się bardziej od diabła. Nidy nie słyszeli o równouprawnieniu społecznym czy prawach człowieka. Na przykład Staszka rozumie, że molestowanie seksualne jest złe, ale nie potrafi tego nazwać ani wyjaśnić innym. Myślenie jej i Macieja jest przednaukowe, czyli oparte na logice oraz doświadczeniu i do minimum ograniczające wszelkie spekulacje. Momentami czytelnik może odbierać je jako irytujące, choć przecież będąc na miejscu bohaterów kierowałby się podobnym „pomyślunkiem”.
Chociaż na stole Ciszaków najczęściej pojawia się kasza albo chleb z cebulą, to warto ich poznać i uczyć się od nich optymizmu.
„Cuda codzienności”, Maria Paszyńska, Wydawnictwo Książnica