Dawno temu Martin Gore, odpowiadając na pytanie o nazwę grupy, tłumaczył, iż odnosi się ona do zmieniających się mód. Dziś śmiało mógłby opowiedzieć, jak przez trzy dekady opierać się modom i nie zstąpić ani na moment z muzycznego świecznika. Okazją ku temu jest nowa świetna płyta „Delta Machine”
Tekst: Łukasz Lembas
Otwierający album „Welcome to My World” to najlepsze zaproszenie do dusznego, „depeszowego” świata opartego na nieziemsko hipnotyzującym głosie Davida Gahana. Znowu mamy Depeche Mode w pełnej krasie! Na płycie brak wprawdzie fajerwerków, ale odchudzenie „Delta Machine” o którykolwiek z utworów byłoby zbrodnią. „Angel”, „Secret To The End” czy „Soothe My Soul” są dowodem, że duetowi Gore-Gahan daleko do zawodowego wypalenia. „Delta Machine” to szalenie równa płyta, która przy okazji dowodzi, jak ważny jest niepodrabialny charakter tej muzyki. Trudno przecież od Depeche Mode oczekiwać, by porzucili styl, który jest jednocześnie ich wizytówką i… przekleństwem. Jeżeli ktoś dotychczas ich nie pokochał i teraz tego nie zrobi. Pozostali będą zachwyceni.