Muzeum Ludu Czirokezów opowiada o tym, że świat jest bardziej skomplikowany i kolorowy niż chwilowe narracje polityczne. Czy się to komuś podoba czy nie.

Tekst i zdjęcia: Sylwia Skorstad

„Nie tacy już z nami próbowali” – uśmiecha się porozumiewawczo kobieta z ludu Czirokezów pytana o możliwy wpływ bieżącej amerykańskiej polityki na kondycję muzeum, dla którego pracuje. W czasie, gdy prezydent Donald Trump grozi muzeom obcięciem funduszy za bycie „woke” i „patrzeniem w przeszłość zamiast w przyszłość”, niezależność narracji stałą się szczególnie istotna. Trudniejsza niż wcześniej, ale tym bardziej godna docenienia. Będąc w USA, warto odwiedzić te placówki kulturalne, na które władze zaczęły kręcić nosem.

Najprawdziwsze amerykańskie muzeum

Czirokezi to rdzenny lud Ameryki Północnej zamieszkujący pierwotnie zachodnie obszary Karoliny Południowej i Północnej, północną Georgię i wschodnie Tennessee. Obecnie plemię liczy 466 000 osób, co czyni go najliczniejszym narodem rdzennej ludności USA. Czirokezi byli jednym z pięciu tak zwanych „plemion cywilizowanych”, czyli tych, które chcąc przetrwać i koegzystować z białymi najeźdźcami, przyjęły najwięcej europejskich zwyczajów.

Muzeum Ludu Czirokezów, dawniej znane jako Muzeum Indian Czirokezów, to założone w 1948 roku muzeum kultury i historii, centrum edukacyjne i archiwum w jednym. Mieści się w Cherokee w Północnej Karolinie, tuż przy Parku Narodowym Great Smoky Mountains w regionie Appalachów. To najstarsza tego typu placówka plemienna w Stanach Zjednoczonych. Ma nie tylko wystawy stałe, kolekcję artefaktów i duży sklep z pamiątkami, ale też cykliczny program warsztatów i programy edukacyjne. Jej misją jest opieka i ochrona historii, kultury materialnej oraz wiedzy Czirokezów. Wypełnia ją między innymi poprzez opowiadanie historii.

Legenda o babci pajęczycy

Na początku nie było ognia i świat był zimny. Pioruny postanowiły zesłać ogień na drzewo znajdujące się na wyspie. Mieszkające wokół zwierzęta mogły z daleka zobaczyć dym, ale nie potrafiły dostać się na wyspę. Mało które było wystarczająco dobrym pływakiem. Zwołały naradę, aby zdecydować, co zrobić.

Kilka zwierząt wysłano na misję zdobycia ognia, ale żadnemu nie udało się osiągnąć celu. Nie podołał ani silny kruk, ani sprytna sowa, która niemal straciła wzrok od dymu. Zrobiła to dopiero wodna pajęczyca, skakun czerwonogrzbiety. Po przedostaniu się na wyspę uplotła z własnej nici koszyczek i tam starannie umieściła drobinkę żaru. Odkąd podarowała ją zwierzętom, świat przestał być zimny.

Wizerunek pajęczycy zdobi dziś wejście do muzeum i większość pamiątek z nim związanych. Wystarczy zapytać kogokolwiek z pracowników lub wolontariuszy, dlaczego akurat pająk, by usłyszeć te i inne historie z czasów, w których opowieści przekazywano wyłącznie ustnie.

Ani miasto, ani wieś

Żeby dotrzeć do tego muzeum, trzeba udać się do Cherokee. Nie jest to miasto ani wieś, takie miejsce nazywa się w USA „jednostką osadniczą do celów statystycznych”. Licząca ponad dwa tysiące mieszkańców „jednostka” jest stolicą terytorium Wschodniego Pasma Czirokezów, czyli jednego z trzech oficjalnie uznanych przez władze krajowe plemion tego rdzennego ludu. Ta siedziba to skrawek ziemi należący do specjalnie ustanowionego trustu, czyli jednostki kapitałowej. Brzmi to skomplikowanie? To nie przypadek. W sprawach dotyczących rdzennej ludności wszystko jest w USA skomplikowane.

Ponieważ plemiona Czirokezów mają krajowy, a nie tylko stanowy status suwerennych narodów, posiadają prawo do ustanawiania własnych regulacji i organizowania wyborów oraz, co prawda w prawnym nawiasie, ale swojej ziemi. Muzeum leży właśnie na takim terenie i w jurysdykcji Wschodniego Pasma Czirokezów.

Wymiary tego czirokeskiego skrawka ziemi to 28.33 kilometrów kwadratowych (mniej więcej tyle, co na przykład gmina Oława albo Inowrocław). Stanowi to 0,00067661% pierwotnego terytorium ludu Czirokezów. Przed przybyciem Europejczyków ziemie plemienia rozciągały się na obszarze terytorium sześciu obecnych stanów.

Nie przebieraj się za Indiankę

Dwa lata temu, kiedy placówka przestała podlegać Towarzystwu Historycznemu i stała się samodzielną jednostką, Czirokezi zdecydowali o zmianie nazwy oraz przemodelowaniu ekspozycji. Usunięto artefakty, które niegdyś uzyskano bez zgody właścicieli. Zamiast tego stworzono poruszające murale i dodano dzieła sztuki wykonane podczas warsztatów artystycznych. Teraz muzeum opowiada między innymi tragiczną historię ludu wypędzonego ze swojego domu i oszukiwanego przez kolejne rządy. Ale nie tylko. Snuje też opowieść o walce o zachowanie tożsamości oraz o kulturze, która cudem ocalała od unicestwienia – o ceremoniach, tradycyjnych rolach płciowych, obrzędach, różnorodności plemion, ulubionych sportach i grach towarzyskich, sztuce i znanych osobowościach plemiennych.

Można się tu dowiedzieć, dlaczego niektórzy rdzenni Amerykanie śmieją się na pogrzebach, ale nie śmieją się, gdy w filmach ktoś małpuje Indianina. Edukatorzy chętnie wyjaśniają, czym można zastąpić słowo „Indianin” i dlaczego przebieranie się za Pocahontas na bal maskowy to nie jest dobry pomysł. Nie romantyzują historii i nie opowiadają banałów, tylko rzetelnie odpowiadają na pytania.

W bibliotece muzeum można znaleźć setki edukacyjnych książek. Dla kogoś, kto jako dziecko zaczytywał się w powieściach Karola Maya, Sat-Okha, Krystyny i Alfreda Szklarskich to okazja to poznania prawdziwej historii rdzennych mieszkańców Ameryki.

 

 

 

 

 

 

 

No Comments Yet

Leave a Reply

Your email address will not be published.

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.